Historyczna inauguracja – relacja z Waszyngtonu

Pojechałam do Waszyngtonu, by na własne oczy zobaczyć inaugurację prezydenta Obamy. Było to najbardziej niezwykłe wydarzenie w moim życiu, porównywalne jedynie do oglądania wiadomości wieczornych 4 listopada 2008 roku. National Mall, to duży kawał ziemi, prawie 4 kilometry długości, poświęcony stołecznym i narodowym obeliskom. Z jednej strony zamyka go Kapitol, na którego schodach Barack Obama został zaprzysiężony na prezydenta. Znajduje się tam także wielka sadzawka w kształcie łuku – ku pamięci prezydenta Ulyssesa S. Granta. Za sadzawką znajduje się klika pasów zieleni oddzielonych od siebie ulicami. Jeszcze dalej stoi wielki Pomnik Waszyngtona. Natomiast Pomnik Ofiar II Wojny Światowej i Lustrzana Sadzawka (Reflecting Pool) leżą pomiędzy Pomnikiem Waszyngtona a Pomnikiem Lincolna.

Przespacerowałam się przez całe miasto w poniedziałek poprzedzający inaugurację. Już wtedy miasto zaczęło wypełniać się ludźmi. Nigdy nie widziałam tylu ludzi z przypiętymi znaczkami Obamy co wtedy. Kolejki do Izby Reprezentantów i Senatu wylewały się z każdego wejścia, zawijały się wokół budynków i w dół ulic. Większość osób, którym zostały przyznane bilety musiała je odebrać w biurze przydzielonego im Senatora, więc w niektórych kolejkach stać trzeba było godzinami. W mieście musiały być setki sprzedawców sprzedających wszystko z Obamą: znaczki, koszulki, kapelusze, kubki, koce, maskotki. W restauracjach dwie godziny trzeba było czekać na stolik. Policjanci musieli kierować ruchem, żeby przybywające zewsząd autobusy nie zagrażały tłumom ludzi.

Cały ten 4-kilometrowy odcinek był we wtorek wypełniony ludźmi. Zatrzymałam się u przyjaciółki w Waszyngtonie, sześć stacji metra od centrum. Weszłam do metra o 4.30 rano i już na trzeciej stacji do centrum wagony były całkowicie wypełnione ludźmi. Władze miasta były na tyle zapobiegliwe, że od 4 do 7 rano we wtorek ustawiły rozkład jazdy właściwy godzinom szczytu. Już o 5 stacja centralna była pełna ludzi. Ja miałam na szczęście bilet na ceremonię, więc gdy tylko wyszłam z metra pobiegłam do bramy wejściowej go odebrać. Były tam już setki ludzi. Na dworze nadal było ciemno, a zimny wiatr sprawiał, że temperatura spadła poniżej -11 stopni.

Zgromadzeni w National Mall ludzie słuchają wystąpienia nowego prezydenta - Baracka Obamy
Zgromadzeni w National Mall ludzie słuchają wystąpienia nowego prezydenta - Baracka Obamy

Czekaliśmy ponad trzy godziny, żeby móc się dostać do strefy bezpieczeństwa, gdzie prześwietlono nas i przeszukano nasze bagaże. Potem pobiegliśmy zająć najlepsze miejsca jakie mogliśmy. Byłam w grupie, która posiadała srebrne bilety, które zapewniały miejsca najdalej i która byłą najliczniejsza. Pozwolono nam stać zaraz za Sadzawką Granta. Czekaliśmy kolejne dwie godziny na przenikliwym mrozie naprzeciw Kapitolu, który wypełniał się szczęściarzami, którzy dostali bilety z miejscami siedzącymi. Ci, którzy nie mieli żadnych biletów mogli stanąć za srebrnym sektorem. Nie musieli ustawiać się w kolejce do przeszukania, ale z ledwością mogli dojrzeć Kapitol. Ku zadowoleniu tłumu na całej długości parku zamontowano telebimy. Zapewniały ciągły przekaz video wysokiej jakości. Pokazywały byłych i obecnych członków Kongresu i Białego Domu, którzy wychodzili z budynku. Gdy ówczesny prezydent – George W. Bush pojawił się na schodach Kapitolu cały tłum zaczął buczeć. Z podobną reakcją spotkał się wiceprezydent Dick Cheney i senator Joe Liebermann. Za to aplauzem powitani zostali Bill i Hillary Clinton, Nancy Pelosi i Diane Feinstein. Równie radosne okrzyki powitały Colina Powella, ale największe wiwaty wznoszone były na cześć Michelle, Malii, Sashy i Baracka Obamy. Tłum wokół mnie był szczęśliwy. Ludzie żartowali, opowiadali sobie nawzajem o swoim zaangażowaniu w kampanię. Nieznajomi swobodnie nawiązywali dyskusje. Wszyscy byli tam po to, by być świadkami historii. I wszyscy czuliśmy, że mamy swój udział w tym wydarzeniu.

O 10 zaczął śpiewać Chór San Francisco Boys & Girls. Ale nie przeszkadzało to tłumom wznosić spontanicznych okrzyków Obama! Obama! Kulminacyjnym momentem ceremonii było oczywiście zaprzysiężenie Joe Bidena i Baracka Obamy, pomiędzy którymi swój występ mieli najlepsi muzycy na świecie.

Jeśli oglądaliście Prezydenta Obamę składającego przysięgę i widzieliście jak on i sędzia Roberts mylą się, to pozwólcie, że coś wyjaśnię. Jeśli jeszcze nie słyszeliście, to sędzia Roberts pomylił się w tekście przysięgi, a prezydent Obama wyłapał błąd i czekał aż Roberts się poprawi. Szkoda, że ceremonia nie była pozbawiona pomyłki, ale piękno tej historycznej chwili odbierało dech w piersiach, więc nie było miejsca na rozczarowanie.

Następnie prezydent Obama wygłosił swoją mowę inauguracyjną, czyli State of the Union Address. Chwilami była podniosła, chwilami trzeźwo odwołująca się do rzeczywistości. Na całym świecie panuje kryzys gospodarczy. Jest tyle pracy. Obama w swoim przemówieniu zadeklarował chęć zahamowania i odwrócenia negatywnych procesów, które stoją u przyczyn kryzysu. Byłam dumna. Jako amerykańskiej obywatelce ciężko było mi przez ostatnie osiem lat pogodzić naturalny patriotyzm z obrazami z Abu Ghraib i historiami z Guantanamo. Teraz znów jesteśmy państwem prawa, zasad, prawdziwego przywództwa. Nie mogę wyrazić tego, jak bardzo jestem podekscytowana. Jesteśmy z powrotem!

Wracając do inauguracji: w miarę wygłaszanego przemówienia ludzie zaczęli sobie zdawać sprawę, że gigantyczna sadzawka przed Kapitolem pokryta jest lodem. Kiedy Obama skończył i zakończyła się recytacja wiersza, na telebimach wyświetlono gigantyczne mapy opuszczenia parku. Wielkie masy ludzi zaczęły przemieszczać się ku wyjściom z National Mall. Coraz więcej osób wchodziło do sadzawki i ślizgało się na lodzie, by wypełnić sobie czas oczekiwania na swoją kolej, gdy inni podążali już w kierunku metra. Stałam jeszcze przez chwilę przyglądając się Kapitolowi i domorosłym łyżwiarzom. Rozmawiałam z nieznajomym mężczyzną. Dostał swój srebrny bilet tego wyjątkowego ranka. Chodził po biurach wszystkich senatorów, póki nie znalazł wolnego biletu. To jest dopiero wytrwałość. Pożegnałam go i poszłam do metra. Po 10 godzinach w siarczystym mrozie, na stojąco, bez jedzenia, wody i łazienki miałam ochotę na kanapę i gorącą czekoladę. To był niesamowity dzień…

Jeden komentarz do “Historyczna inauguracja – relacja z Waszyngtonu

  1. Fajne, szkoda tylko, że tak późno – relacja live zrobiłaby większe wrażenie 🙂 A tak swoją drogą – trzymam kciuki za portal/blog, bo to – wbrew malkontentom – jedno z fajniejszych miejsc w polskim internecie.

Komentowanie wyłączone.