Wbrew przykładom Syrii czy Libii, arabska demokracja to nie oksymoron: Tunezja jest przykładem udanej transformacji ustrojowej będącej efektem Arabskiej Wiosny.

W najnowszym raporcie Freedom House z 2015 roku Tunezja została określona mianem „wolnego kraju”. To nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że 5 lat temu kraj ten – jeszcze pod panowaniem Zajn al-Abidin ibn Alego – był uznawany za jeden z bardziej represyjnych reżimów na świecie. Jest to także osiągnięcie bezprecedensowe, biorąc pod uwagę, że jest pierwszym od 40 lat (czyli od czasu wybuchu libańskiej wojny domowej) państwem arabskim, które zasłużyło sobie na miano w pełni wolnego. Tunezja zadaje więc kłam tezie, że „arabska demokracja” jest pojęciem wewnętrznie sprzecznym.
To właśnie Tunezja – poprzez swoją Jaśminową Rewolucję, która zatriumfowała 14 stycznia 2011 roku – zapoczątkowała popularny zryw zwany Arabską Wiosną. Wszystko wskazuje na to, że póki co jest to jedyny przykład udanej transformacji ustrojowej w regionie krajów arabskich: Syria pogrążyła się w okrutnej wojnie domowej, Libia jest rozdzierana przez konflikty plemienne, a w Egipcie wojskowi przywrócili rządy autorytarne obalając demokratycznie wybranego Mohameda Morsiego. Również Tunezyjczycy nie mieli drogi usłanej różami: po tym gdy w październiku 2011 roku wybory do parlamentu wygrała islamistyczna Ennahda (Partia Odrodzenia), sytuacja w kraju zaczęła stawać się coraz bardziej problematyczna. Zamachy na dwóch sekularnych polityków, rosnąca ilość dżihadystów wybierających się do Syrii czy pogarszająca się sytuacja gospodarcza doprowadziły do utworzenia gabinetu eksperckiego w drugiej połowie 2013 roku. Po wyborach parlamentarnych w październiku 2014 i następujących po nich wyborach prezydenckich sytuacja została jednak opanowana.
Były to ciekawe wybory, w których naprzeciw siebie stanęły dwie wizje rozwoju Tunezji: z jednej strony dotychczas rządząca islamistyczna Ennahda, a z drugiej sekularna Nida Tunis (Głos Tunezji). Dla zwolenników Tunezji laickiej, politycy tej pierwszej stwarzali zagrożenie powolnej islamizacji kraju. Z kolei Nidaa Tounes przedstawiana była jako powrót tylnymi drzwiami reżimu Ben Alego. I rzeczywiście, członkami tej drugiej jest sporo osób, które działały pod poprzednim, autorytarnym reżimem, a sam jej lider – 88-letni prawnik Al-Badżi Ka’id as-Sibsi – był ministrem spraw wewnętrznych odpowiadającym najprawdopodobniej za represje wobec opozycji. W trakcie wyborów, na agendzie stanęła więc także kwestia rozliczenia zbrodni i wybaczenia przeszłych win.
Zarówno w wyborach parlamentarnych, jak i prezydenckich, wygrała Nidaa Tounes i – co najważniejsze – politycy Ennahdy w pełni zaakceptowali ten rezultat. Duża w tym zasługa Raszid Ghannusziego, który jako lider Ennahdy prezentował przez cały okres transformacji głos spokoju i rozsądku, za co wychwala go duża część zachodnich komentatorów (w tym Yüksel Sezgin z Washington Post). To właśnie kultura kompromisu i dążenia do porozumienia, którą reprezentuje m.in. Ghannuszi, stanowiła jeden z kluczy do sukcesu tego północnoafrykańskiego państwa.
Stabilna sytuacja w Tunezji wyraża się też m.in. dosyć wysokim miejscem w indeksie HDI (90 miejsce – wyżej niż Egipt, Maroko czy Algieria), wysokimi wydatkami na zdrowie i stosunkowo niewielkimi na zbrojenia. W roku 2014 PKB wzrosło o 2,8% (w porównaniu z 2,2% Egiptu i 1,1% Maroka), a w 2015 szacowane jest na 3,7% (Egipt – 3,5%; Maroko – 2%). Także deficyt bilansu handlowego ma w 2015 roku spaść z -6,8% do -5,8%.
Długie dziesięciolecia autokratycznych rządów pozostawiły jednak także sporo problemów strukturalnych, z którymi nowi przywódcy Tunezji będą się musieli zmierzyć. Jednym z nich jest głęboko zakorzeniony podział społeczno-ekonomiczny na bogate wybrzeża śródziemnomorskie, opierające się głównie na dochodowej turystyce, oraz stosunkowo biedne i zacofane tereny śródlądowe. Zacofanie to dotyka też sfery rolnictwa, z którego utrzymuje się około 1/6 mieszkańców Tunezji (a na terenach wiejskich mieszka aż co trzeci jej mieszkaniec). Nadmierna biurokracja i kumoterstwo doprowadziły do tego, że Tunezję kontroluje de facto kilka bogatych rodzin i bez dobrych znajomości bardzo ciężko jest o rozpoczęcie nowego biznesu. Bank Światowy zwraca także uwagę na zbyt duże subsydia na wołowinę i produkty codziennego spożycia – zamiast tego państwo mogłoby się zwrócić w stronę produktów, których potrzebuje UE (jak oliwa z oliwek). W końcu, plagą Tunezji jest bardzo wysokie bezrobocie: 15,2%, przy czym aż ponad 30% wśród młodych ludzi.
Dwie największe partie polityczne zgadzają się co do konieczności ścisłej współpracy z Bankiem Światowym i MFW. W społeczeństwie tunezyjskim pojawiają się jednak rozbieżności – czy nie ma alternatywy przed polityką cięć i oszczędności? Niektórzy politycy pomniejszych tunezyjskich partii apelują, aby nie spłacać długów zaciągniętych przez poprzedni reżim. Czy jednak takie nieortodoksyjne głosy dotrą do stanowisk decyzyjnych w tunezyjskim rządzie? Dla samego pluralizmu dyskusji byłoby to bardzo wartościowe. Brak racjonalnej opozycji w sferze polityki gospodarczej może się Tunezji odbić czkawką.
Tunezja postawiła ogromny krok w kwestii wolności i praw człowieka, ale jeszcze wiele pozostaje do zrobienia. Wiele archaicznych praw jest do natychmiastowego zreformowania (jak to penalizujące krytykę władz wojskowych), a sama kultura liberalnej demokracji jest czymś co nabywa się na przestrzeni długich lat. Tunezja musi też znaleźć sposób na zmodernizowanie swojej gospodarki w sposób zrównoważony społecznie, bez uciekania się do bezsensownych „terapii szokowych” bądź innych neoliberalnych fantazmatów. Szczególnie chodzi tutaj o zniwelowanie dysproporcji majątkowych między „Tunezją A” (śródziemnomorską) a „Tunezją B” (śródlądową). Nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki i śledzić dalej ten tunezyjski eksperyment.