Dla większości Syryjczyków ucieczka z kraju przed okrucieństwami wojny domowej nie oznacza końca ich walki o przetrwanie. W krajach do których trafiają nadal zmagają się z dramatyczną sytuacją, szczególnie z zimie. Trudno się dziwić: w samym Libanie przebywa ich już ponad milion.

Zwykłe-niezwykłe historie
Samira Seifi mieszka w garażu w miejscowości Tleil w północnym Libanie. W pomieszczeniu gdzie żyje, poza matą na podłodze, leży koc i materac. Stoi też zbity z desek prowizoryczny stół. W wypadku straciła nogę. Nie wychodzi dalej niż przed garaż, w którym mieszka z niepełnosprawnym synem.
Samira z synem uciekła z Syrii jeszcze w 2012 roku. Zarejestrowała się jako uchodźca, by otrzymać jakąkolwiek międzynarodową pomoc. Nogę straciła przez opieszałość lekarzy szpitala w Kobayat, którzy zamiast ratować najpierw upewniali się czy ma jak zapłacić za operację. Sytuacja Samiry jest fatalna – poza rzeczami osobistymi nie ma nic, żadnych środków do życia. Właściciel garażu, w którym mieszka dał jej tapczan i telewizor. Na śniadanie czasem zapraszają ją sąsiedzi.
Dziś problem braku jedzenia, ubrań, środków higienicznych, a w perspektywie nadchodzącej zimy – braku pieców, koców i dachu nad głową dotyczy już 3,2 milionów Syryjczyków, którzy musieli uciekać z kraju w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca. W Syrii mieli domy, samochody, prowadzili własne biznesy. Dziś, choć marzą o powrocie do kraju, nie mają do czego wracać.
Niespełna trzydziestoletni Anis i jego 24-letnia żona Sabbah przyjechali z Syrii do Libanu trzy tygodnie temu. Młode małżeństwo oczekujące dziecka mieszka w garażu z grubsza przystosowanym do mieszkania. Zimny, wilgotny, bez ogrzewania, z prowizoryczną łazienką, zamontowanym w ścianie kranem i podwieszonym zlewem, pełniącymi rolę kuchni. To jedyne miejsce gdzie szybko mogli się schronić. Mają tylko to, co udało im się zabrać do walizki, kiedy w pośpiechu opuszczali rodzinne miasteczko niszczone kolejno przez rebeliantów, bojowników ISIS i rządową armię. Do Libanu wjechali legalnie, ale tylko dlatego, że zlitowali się nad nimi pracownicy międzynarodowych organizacji z powodu choroby Sabbah i pomogli przekroczyć granicę, którą przed uchodźcami z Syrii rząd zamknął już kilka tygodni temu.
Schronienie dla uchodźców to pierwsza potrzeba w nowym miejscu, daleko od domu. Potem dopiero uchodźcy troszczą się o jedzenie, a dalej o zdrowie czy leki. Szukają pomocy u międzynarodowych organizacji, ale też lokalnych społeczności. Dziś w Libanie jest niemal 1,2 mln uchodźców przy 4 milionach obywateli tego kraju. W wielu miejscowościach, szczególnie przy granicy, liczba uchodźców przewyższa liczbę mieszkańców. Pomimo trudnej dla wszystkich sytuacji, to Libańczycy pierwsi wyciągnęli rękę do syryjskich sąsiadów, kiedy wojna wygnała ich z ojczyzny. Choć sami są biedni, pozwalali mieszkać za darmo, dokarmiali, pożyczali pieniądze albo umożliwiali zadłużanie się w sklepach. Nie wszyscy jednak mieli tyle szczęścia.
Aby uzyskać pieniądze na zapłacenie długów i czynszu rodzina Mariah i Abdallah wraz ze swoją czwórką dzieci zmuszona była sprzedawać część żywności, którą dostawali w ramach pomocy humanitarnej od organizacji międzynarodowej, po cenach dużo niższych niż jej wartość. Tak zdobytą gotówkę Mariah przeznaczała na zapłacenie czynszu, kupno materiałów szkolnych i odzieży dla dzieci. Niestety skromna kwota nie wystarczała na zaspokojenie nawet najskromniejszych potrzeb. Abdallah nie może pracować, dlatego Mariah zmuszona była sprzedać swoje buty i kurtkę.
Możemy pomóc syryjskim uchodźcom!
Samira, Anis i Sabbah, rodzina Mariah i Abdallah i około 1700 innych rodzin znajduje się pod opieką Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), które już trzeci rok wspiera uchodźców w północnym Libanie. Fundacja wspomaga w opłacaniu czynszu za wynajem mieszkań oraz pomieszczeń, które dają dach nad głową. Dodatkowo, w okresie zimowym przeprowadza tzw. winteryzację czyli ociepla zajmowane przez uchodźców pomieszczenia, dostarczając piece, opał oraz koce najbardziej potrzebującym rodzinom, by mogły przetrwać wyjątkowo ciężką i mroźną zimę w górach Libanu. Potrzeby jednak są niewyobrażalnie duże i zaczęły przerastać możliwości finansowe organizacji.
Ciągle jest szansa na wsparcie dla uchodźców syryjskich z programu Polska Pomoc. Problem w tym, że prawo skonstruowane jest w taki sposób, że jeśli polskie MSZ zdecyduje się na pomoc uchodźcom w przyszłym roku, to i tak jakiekolwiek pieniądze trafią do nich od połowy 2015. Konkurs na projekty finansowane przez MSZ ogłoszony zostanie dopiero na przełomie lutego i marca przyszłego roku. Urzędnicy mogą tylko rozłożyć ręce, bo problem u podstaw może rozwiązać tylko zmiana przepisów, tak, by proponowane projekty mogły mieć ciągłość finansowania.
By działania PCPM mogły być kontynuowane, potrzebne jest więc wsparcie firm oraz osób prywatnych. Każdy, kto ma możliwość przekazania dowolnej kwoty na rzecz Syryjczyków może wpłacić ją na dedykowane uchodźcom z Syrii konto bankowe.