Bliski Wschód: kraina niepewności i niespodzianek

3. Brak wojen między aktorami państwowymi

Handel bronią USA (fot. Fot. Flickr: Wetsun)
Fot. Flickr: Wetsun

Na Bliskim Wschodzie od dawna nie toczą się żadne wojny między aktorami państwowymi. Owszem, w czasie Zimnej Wojny toczyły się liczne wojny izraelsko-arabskie. Były to konflikty stosunkowo krótkie, oraz mało krwawe. Wyjątkiem była wojna iracko-irańska, która pochłonęła wiele ofiar, a swoim charakterem przypominała momentami zmagania w I Wojnie Światowej.

Rzeczywiście, w dzisiejszych czasach region kojarzy się z napięciami wywoływanymi głównie przez aktorów niepaństwowych, organizacje terrorystyczne i mniejszości etniczne. Czy w najbliższym czasie może się to zmienić? Uważam, że tak. “Arabska wiosna” zaburzyła równowagę w regionie, zniszczyła status quo, w ramach którego rządzący nie widzieli interesu w zbrojnych konfliktach z sąsiadami. Zmiany w podejściu mogą dotyczyć zarówno Egiptu, którego władze po ustabilizowaniu sytuacji wewnętrznej mogą zechcieć “rozpychać się” w regionie. Ważnym czynnikiem będzie również opinia samych Egipcjan, którzy mogą domagać się przewartościowania stosunków z Izraelem.

Nie wiemy również jaki kształt przybierze Syria po wojnie. Dziś możemy jedynie gdybać kto obejmie tam władzę i jakie postawę wobec sąsiadów przybierze. Jest to tym bardziej niebezpieczne, że Zachód nie kwapi się mocniej zaangażować, a tym samym kreować sytuację w tym kraju. Nie trudno wyobrazić sobie wojowniczy sunnicki rząd w Damaszku, który może przyjąć agresywną postawę zarówno wobec Izraela, jak i rządzonego przez Szyitów Iraku. Kolejne niebezpieczeństwo to możliwość zwrócenia się państw, w których władza będzie w rękach porewolucyjnych rządów, przeciwko konserwatywnym monarchom Półwyspu. Resentymenty między państwami bogatymi w surowce energetyczne, a krajami uboższymi w ropę i gaz, są na Bliskim Wschodzie żywe od długiego czasu.

Ostatnia kwestia to możliwość starcia między GCC a Iranem. W ten konflikt jednak na pewno byliby zaangażowani Amerykanie. Generalnie uważam, że im bardziej zmniejsza się obecność USA w regionie i ich wpływ na sytuację na Bliskim Wschodzie, tym większe będą szanse na “tradycyjne-międzypaństwowe” wojny w regionie.

  1. Zmierzch dyktatorów
  2. Ewolucja islamskiego terroryzmu
  3. Brak wojen między aktorami państwowymi
  4. Polityczny opór wobec współpracy z USA
  5. Iran może zrezygnować z rozwoju programu atomowego pod naciskiem pokojowych środków
  6. Inne państwa regionu nie będą dążyć do stworzenia własnych programów atomowych
  7. Amerykanie nie będą w najbliższym czasie walczyć

Jeden komentarz do “Bliski Wschód: kraina niepewności i niespodzianek

  1. Nie ma to jako ‘politologiczna’ papka o wszystkim i o niczym naraz. Autor zaprezentował skrót problematyki rzekomo burząc mity a przy okazji: powielił kilka oklepanych stereotypów; zabawił się w mądrale co to wie co jak post factum, oraz wcielił się w rolę wróżki.
    Z braku czasu dwa pierwsze punkty…
    Dyktatorzy – skróty i uogólnienia typu ‘ naturalnie dryfują’ , ‘masy które postrzegają demokracje w specyficzny sposób’. Autor nie pokusił się choć o odrobinę informacji, które mogłyby pokazać czego oczekują masy i jakie są społeczno-polityczne problemy konkretnych środowisk, czy kulturowy wymiar wiosny, jakie są propozycje tych którzy władzę przejęli, jak wygląda sytuacja krajów w których odbywa się transformacja (raptem dwóch). Zamiast tego – powielił dobrze znany stereotyp i … Wrzucił wszystko do jednego wora razem z Afganistanem (krajem zupełnie innym kulturowo niż Egipt czy Tunezja) i bez cienia wątpliwości stwierdził, że ‘eksperyment się nie udał’

    Terroryzm – nie ma to jak bezrefleksyjne porównanie al-Kaidy do Hezbollahu. Autor zdaje się nie zauważył że pierwsza to org. bez programu i doktryny, wzywająca do wojny globalnej ze wszystkimi, zdecentralizowania i narażona na ideologiczny i organizacyjny chaos. Druga – ma program, uczestniczy w życiu politycznym, ma reprezentacje polityczną, zawiera sojusze, pozyskuje wyborców, ma system wartości i hierarchii itd…. U atora ewolucja terroryzmu streszcza się w refleksji o spuszczeniu ze smyczy. Jakiej smyczy? Żadnej refleksji na temat interesów czy założeń Hezbollahu. Straszenie atakami w Europie ruchem który od la walczy o dobra PR na zachodzie. Brak faktografii czy danych. Operowanie ogólnym publicystycznym nic nie tłumaczącym językiem.

    Tekst na zasadzie „nie znam się to sie wypowiem” a jeszcze się rozprawię z mitami..

    Przepraszam że nie zajmuje się reszta, ale … szkoda mi zwyczajnie czasu. Szkoda , że nasi ‘politolodzy’ pozjadali rozumy a niewiele mają do powiedzenia. Znak czasów czy co?

Komentowanie wyłączone.