Banjamin Netanjahu nie może zaliczyć ostatnich wyborów do Knessetu do udanych. Co prawda jego parta zdobyła najwięcej mandatów, ale aby powołać rząd będzie musiał się napracować, ponieważ jego pozycja jest dużo gorsza niż poprzednio.

Prawdopodobnie premier Netanjahu utrzyma swoje stanowisko, ale problemów – jak to zwykle w rozdrobnionym izraelskim parlamencie – czeka go niemało. Izraelscy wybory – w porównaniu z poprzednimi wyborami – zdecydowali się na lekkie przesunięcie w lewo, ale skończy się prawdopodobnie żółtą kartką dla obecnego gabinetu z szansą na poprawę. Zobaczmy na wyniki i rozkład mandatów w 120-osobowym Knessecie.
Jak widać w tej układance, “silny premier”, popierany w specjalnie nagranym klipie przez Chucka Norrisa, przeliczył się bardzo mocno na koalicji z Izrael Beitenu (Nasz Dom Izrael). W obecnych wyborach uzyskali 31 mandatów, a w styczniu 2011 – razem posiadali 42 mandaty. Jako że prawica nie lubi jednak aż takiej próżni, Habajit Hajehudi (Żydowski Dom) się powiększyła – ze skromnych 3 mandatów do 11. Pozostali członkowie koalicji mniej więcej utrzymali stan poprzedni stan, zaś kanapowa partia Ehuda Baraka, powstała w wyniku rozłamu w Partii Pracy, nie wystartowała nawet w tegorocznych wyborach, a on sam zapowiedział, że od teraz skupi się na pisaniu książek, czytaniu i miłym spędzaniu czasu.
Trudno oczywiście powiedzieć też, że podzielona centrolewica te wybory wygrała, bo oczywiście nie, ale sytuacja jest wyjątkowo czuła na wszelkie ruchy. Sama prawica, patrząc na bezpośrednią liczbę mandatów, straciła w porównaniu ze stanem z czasów rozłamu Partii Pracy. Zyskała za to partia znajdująca się “na prawo” od Likudu, co pokazuje, że sojusz z Naszym Domem Izrael był nieopłacalny. Tak jak poprzednio faktycznym zwycięzcą wyborów był Awigdor Lieberman tak teraz zwycięzcą jest centrowy, świecki Jair Lapid (były bardzo popularny dziennikarz), założyciel partii Jesz Atid, która zdobyła w wyborach aż 19 mandatów, a jej lider zapowiadał już wcześniej, że bardzo chętnie pomoże uwolnić premiera Netanjahu od radykalizmu jego koalicyjnych sojuszników. Netanjahu bez Jesz Atid dysponuje dokładnie 60 mandatami w 120-osobowym parlamencie. Jeżeli chce efektywnie sprawować władzę – musi się dogadać. Podobnie jak w przeszłości zrobił to z Partią Pracy, potem rozłamowcami z Barakiem na czele, a jeszcze później – przez krótki okres – z największą partią opozycyjną która zdobyła w tych wyborach ledwie 2 mandaty – powstałą zresztą z rozłamu z Likudu, Kadimą. Sam Lieberman, w odpowiedzi na ostatnie wyniki, powiedział, że dla niego Lapid to “naturalny wybór” na ministra finansów.
Perspektywa manewrowania
Premier Netanjahu znowu będzie musiał balansować, ale jego pozycja jest dużo gorsza niż poprzednio. Bez Lapida ciężko mu będzie stworzyć stabilną większość, a jednocześnie nie będzie łatwo połączyć sekularyzacyjne (służba dla ortodoksyjnych żydów) postulaty Jesz Atid z religijnymi partii Szas i Zjednoczonego Judaizmu Tory.
Izraelska scena polityczna widziała już w swojej historii rządy lewicowo-prawicowe, więc nie można wykluczyć, że inne ugrupowania – a nawet grupy rozłamowe – zdecydują się wesprzeć prawicową koalicję. Centrolewica nie jest zdolna do stworzenia równorzędnego bloku na tym etapie.
Zaletą Jesz Atid jest również to, że daje premierowi możliwość manewru w kontaktach z ugrupowaniami religijnymi (Partia Szas, Zjednoczony Judaizm Tory) oraz Żydowskim Domem. Netanjahu – dogadując się z Jesz Atidem – może jednego z tych partnerów nie wziąć do koalicji. Jego problem polega jednak na tym, że sam Likud jest obecnie dużo słabszy.
Sam Netanjahu robi dobrą minę do złej gry mówiąc, że jego nowy rząd skupi się na 5 rzeczach – zapewnianiu bezpieczeństwa i powstrzymaniu Iranu przed zdobyciem broni nuklearnej, odpowiedzialności fiskalnej, odpowiedzialność politycznej, równą dystrybucję obciążeń oraz obniżenie kosztów życia. Bibi mimo wszystko, o włos, wygrał, ale jest mocno poturbowany.
Kto kogo zje?
Najbardziej prawdopodobne jest więc wejście do koalicji Jesz Atid, ale jak to wpłynie na politykę rządu Izraela? Jakie są rzeczywiste poglądy nowego ugrupowania – trudno ocenić, bo jego lider unika jednoznacznych odpowiedzi. Na pewno jednak jest zwolennikiem ruszenia z miejsca z procesem pokojowym oraz przeciwnikiem ustępowania ugrupowaniom religijnym. Jesz Atid jest tym niepasującym elementem układanki.
Netanjahu jednak będzie musiał się z nim liczyć. Bez Lapida, nie będzie więcej niż 60 mandatów (chyba że urwie komuś innemu) dla prawicowej koalicji. To Lapid ma karty w swojej ręce i może żądać. Ma czym płacić i niewiele ryzykuje.
Chemi Shalev, publicysta “Ha’aretz” wiąże nadzieje z nowym ugrupowaniem. Jego zdaniem nowy rząd będzie tykającą bombą, ale obecność centrowego Jesz Atid – ze względu na pozycję – będzie wymuszała na gabinecie bardziej koncyliacyjną postawę i większe umiarkowanie. Nie przez przypadek jednak pierwsza oficjalna propozycja jaka się pojawiła po wyborach dotyczyła ministerstwa finansów. Wysłanie tam początkującego polityka może być trampoliną, ale równie dobrze może zmarginalizować partię i spowodować spadek notowań lidera.
Dla centrolewicy to wcale nie jest dzień tryumfu Wybory przegrali, a Netanjahu je mimo wszystko wygrał. Dla Partii Pracy i nowego ugrupowania Cipi Liwni pali się jednak światełko w tunelu.