Sytuacja Baszara al-Assada nie jest godna pozazdroszczenia. Nie tylko nie jest w stanie zwyciężyć w wojnie domowej, ale najważniejszy jego sojusznik, Rosja, wydaje zastanawiać się czy dobrze obstawiła w tej grze.

Prezydent Assad to kluczowy partner Rosjan w regionie. Kreml sprzedaje mu broń, wcześniej wywierał dzięki Damaszkowi nacisk na Izrael i Stany Zjednoczone, to tutaj Rosjanie mają port w Tartus. Upadek Assada to też problem dla drugiego zaprzyjaźnionego z Rosją państwa, Iranu. Moskwa i Teheran w paru sprawach mogą się nie zgadzać (Rosjanie przykładowo wycofali się z wielomilionowego kontraktu na dostawy systemu rakiet ziemia-powietrze S-300, głosowali też w Radzie Bezpieczeństwa za łagodnymi sankcjami), ale Rosja nie może dopuścić do kompletnego wyizolowania Iranu – i tak dotkniętego już poważnie skutecznymi ekonomicznymi sankcjami – a taki właśnie efekt będzie mieć upadek Alawitów w Syrii.
Iran wyizolowany, odcięty bezpośrednio od Hezbollahu, Rosja traci w Syrii swoje interesy gospodarczo-militarne. Z punktu widzenia Rosji – co najmniej mało korzystny scenariusz, a tak się to może skończyć, jeżeli Moskwa nie wyczaruje jakiegoś rozwiązania dla Syrii.
Przerzucanie gorącego kartofla
Jednocześnie, co widać gołym okiem, nikt w tę wojnę militarnie się nie chce pakować. Historia jako nauczycielka życia uświadomiła już zarówno Moskwę, jak i Waszyngton, że operacja wojskowa to duży ryzyko i wysiłek, które nie muszą zakończyć się happy endem, a mogą zmusić drugą stronę do reakcji oraz eskalacji konfliktu. Do interwencji nie pali się też Turcja – raz, że byłoby niepopularne w samej Turcji i Ankara – jak inne państwa NATO i państwa z Zatoki Perskiej – ogranicza się do wsparcia logistycznego, włączając w to dostawy broni, instruktaż i podsyłanie informacji wywiadowczych. W Syrii prawdopodobnie walczą również najemnicy i uczestnicy wojny w Libii oraz Iraku. Dynamika konfliktu – fakt, że syryjska opozycja się utrzymała na powierzchni, dezercje z syryjskiej armii są bardziej masowe nawet wśród generalicji czy konsolidacja umiarkowanej opozycji – zdaje się prowadzić do wniosku, że Assad prędzej czy później zostanie obalony.
Upadek Assada wydaje się prawdopodobny, ale oczywiście nie przesądzony. Prezydent Syrii na chwilę obecną nie jest zdolny do zadania decydującego ciosu opozycji, zresztą podzielonej na dwa obozy – umiarkowanego, reprezentowanego przez Syryjską Koalicję Narodową Na Rzecz Demokracji i Sił rewolucyjnych oraz radykalnie islamistyczną ze wszystkimi tego skutkami – generalnie Libia 2.0. Syryjski prezydent mógłby teoretycznie użyć broni chemicznej albo biologicznej, na szeroką skalę, ale to musi się zakończyć wtedy odpowiedzią w postaci ograniczonej interwencji, prawdopodobnie z powietrza, ze strony NATO. Zresztą, kolejne miesiące konfliktu muszą powodować zmniejszenie zaufania wojska, a i również pogorszenie się sytuacji gospodarczej kraju też idzie na konto Assada, a chwały i popularności mu na pewno nie przysparza.
Poświęcą Assada?
Podobnie zdają się kalkulować nie tylko analitycy niemieckiego BND, ale również Rosjanie. Skoro Assada prawdopodobnie nie można ocalić, to trzeba ratować, co się da, utrzymać możliwe szerokie wpływy środowisk nastawionych na współpracę z Rosją (czyli na pewno nie opozycji, która będzie pamiętać Moskwie wsparcie polityczne Assada w ONZ, a także wysyłkę broni i prawdopodobnie instruktorów). Stąd rosyjskie apele o negocjacje pokojowe, w które zaangażowane będą przedstawiciele wszystkich “religijnych i etnicznych grup”, jak również deklaracje, iż porozumienie będzie skuteczne, jeżeli zostanie zawarte przez samych Syryjczyków.
Ofertę rosyjską należy według mnie czytać następująco. Będziemy szli za Assadem do końca, chyba że się dogadamy w niektórych sprawach. Problem rosyjski polega na tym, że Amerykanie też są świadomi sytuacji międzynarodowej i wiedzą, że – kosztem określonej liczby miesięcy wojny domowej – można obalić Baszara al-Assada bez pomocy rosyjskiej i bez konieczności odpuszczania w czymkolwiek. To usztywnia opozycję, która jest gotowa do rozmów pod warunkiem wstępnym, iż Assad ustąpi. To z kolei jest dla Assada i Rosjan niedopuszczalne, bo swoją kartę negocjacyjną straciliby już na samym starcie. Przeciwnicy Assada jednak nie odrzucają całkowicie tej formuły mówiąc, że część obecnych polityków mogłoby wejść w skład nowego rządu.
Co ciekawe, 11 stycznia doszło do kolejnego bezpośredniego spotkanie przedstawicieli Stanów Zjednoczonych, Rosji oraz Lakhdara Brahimiego, przedstawiciela Ligi Państw Arabskich oraz ONZ w Syrii. Nic nie postanowiono, a spotkanie rozbiło się o kwestię Assada, którą opisalem powyżej.
Rosjanie i alawici mają w tej grze do rozegrania trzy karty, ale jeżeli ich nie wykorzystają, mogą stracić wszystko. Po pierwsze, szybkie porozumienie oznacza sukces medialny Zachodu pt. zatrzymanie wojny domowej, w której giną ludzie. Po drugie, pozwoli to oszczędzić dużo środków i energii politycznej. Po trzecie, być może najważniejsze, odpowiednie porozumienie mogłoby zakładać zmarginalizowanie radykalnej islamistycznej opozycji. Z drugiej strony państwa NATO wiedzą, że rząd oparty i względne porozumienie to jedyna droga na rzeczywiste zakończenie wojny domowej i uniknięcie czystek, możliwych z dwóch stron. Pamiętają też, że każdy dzień konfliktu to mocniejsza – ale jeszcze niedostatecznie – opozycja i słabszy rząd. Jednocześnie sytuacja samego Assada nie przedstawia się za wesoło – albo zostanie zabity albo osądzony albo wyjedzie na emigrację. Na jego miejscu myślałbym o tym trzecim rozwiązaniu.
… a w międzyczasie tej politycznej rozgrywki Organizacja Narodów Zjednoczonych szacuje, że do tej pory w Syrii zginęło 60 tysięcy osób.