Europa to jedyny region świata, w którym wydatki na obronę narodową maleją. Kraje Starego Kontynentu szybko stają się coraz bardziej bezbronne.

Amerykański ambasador przy NATO Ivo Daalder wzywa europejskich sojuszników z NATO, aby zaoszczędzone na kończącej się okupacji Afganistanu pieniądze przeznaczyli na zbrojenia. Jest to część szerszej akcji Amerykanów skierowanej do Europy, w ramach której apelują oni o utrzymanie zdolności obronnych Starego Kontynentu. Apelował o to m.in. były sekretarz obrony USA Robert Gates. Ostrzegał przy tym, że Europa zbyt mocno polega na Stanach Zjednoczonych w zakresie bezpieczeństwa i staje się „nieistotna z militarnego punktu widzenia„.
Libijska lekcja
Operacja w Libii, przeprowadzana pod egidą NATO, pokazała wyraźnie, jak ograniczone są możliwości europejskich sił zbrojnych. Amerykanie, którzy tym razem postanowili „przewodzić z drugiego szeregu” – zostawiając pole do popisu swoim sojusznikom, musieli wesprzeć ich działania swoim sprzętem i amunicją. Bez USA kraje europejskie nie były w stanie zdobyć i utrzymać kontroli nad libijskim niebem.
Gorzki smak sukcesu libijskiego, czyli obalenia Kaddafiego, jest bardzo dobrze odczuwalny w przypadku syryjskiej bezczynności. Ameryka nie ma zamiaru się angażować, a Europejczycy doskonale wiedzą, że operacja w Syrii jest ponad ich możliwości. Wszyscy spoglądają tęsknie na Turcję, sąsiada Syrii i drugą armię w NATO, ale Ankara też nie postradała zmysłów, by angażować się w wojnę etniczną u swego sąsiada. Zadba co najwyżej o własne interesy, powstrzymując możliwe emancypacyjne tendencje w regionach zdominowanych przez Kurdów.
Kryzysowe cięcia
Europa to jedyny region świata, w którym wydatki na obronę narodową maleją. W czołówce państw, które najwięcej wydają na obronę nadal znajdują się Wielka Brytania, Francja i Niemcy, ale w ciągu ostatniej dekady ich budżety obronne zmalały o kilka procent [ciekawa analiza wpływu cięć na możliwości tych państw w PDF]. Stany Zjednoczone wyprzedzają wszystkich o kilka długości, natomiast dynamicznie rosną wydatki w Azji – gdzie Chiny wiodą prym, ale inne państwa nie zostaję daleko w tyle. Azja to aktualnie najlepszy rynek dla firm zbrojeniowych.
Trudno się dziwić, że w obliczu poważnego kryzysu gospodarczego Europa szuka oszczędności także w budżetach obronnych. Zrozumiałe, że wszyscy muszą zacisnąć pasa. Jednak kraje europejskie skąpią na wojsko nie od wczoraj, a od dłuższego czasu. O tym mówią Amerykanie, dla których NATO staje się coraz bardziej jednostronnym i wirtualnym przedsięwzięciem. W zasadzie tylko Polska utrzymuje nakłady w okolicach 2% PKB, a reszta bliższa jest jednego procenta. Co więcej, te niewielkie środki nie są właściwie wydatkowane. Standardem jest, że koszty osobowe pochłaniają połowę budżetów obronnych. Pisałem o tym jeszcze w 2008 roku („Bezbronna Europa”), a stan dzisiejszy nie przedstawia się lepiej.
Cięcia budżetowe powodują, że poszczególne kraje tracą możliwości prowadzenia działań poza granicami kraju. Można dyskutować, czy i jak znaczące siły ekspedycyjne powinna utrzymywać Europa, natomiast nie podlega dyskusji, że potencjał militarny Europy doznaje poważnego uszczerbku. Dotyczy to w szczególności prowadzenia polityki zagranicznej. Soft power nie wszędzie zadziała, a słowa czy sankcje nie rozwiązują problemów takich jak konflikty w Libii czy – aktualnie – Syrii. Wątpliwe, by europejskie siły zbrojne były w stanie zaangażować się w Syrii. A kraj ten leży w basenie Morza Śródziemnego, w bezpośrednim sąsiedztwie Europy. Jego przyszłość ma znaczenie przynajmniej dla południowych rubieży Starego Kontynentu.
W czasach, gdy potężna niegdyś Royal Navy powoli staje się czymś w rodzaju straży przybrzeżnej, coraz większa odpowiedzialność za bezpieczeństwo Europy spoczywa na Stanach Zjednoczonych. Niby żadna nowość, bo taki stan rzeczy trwa od zakończenia II wojny światowej, jednak wówczas wynikał z bipolarnego podziału globu. Po zakończeniu Zimnej Wojny nastała – krótkotrwała, ale jednak – era „końca historii” i przekonania o sukcesie. Wojsko w Europie stało się passe. Niczego nie nauczyły Europejczyków konflikty na Bałkanach. Pod nosem Europy trwała rzeź i powstrzymywali ją głównie Amerykanie.
Oszczędności na obronie nie musiałyby być tak dojmujące, gdyby kraje europejskie zechciały bardziej ze sobą współpracować. Istnieją już mechanizmy i instrumenty (bilateralne, unijne, natowskie – np. Pooling & Sharing, Europejska Agencja Obrony), w ramach których można działać wspólnie w celu ograniczenia kosztów czy dzielenia „możliwości obronnych”. Ciągle większość państw próbuje udawać, że jest w stanie utrzymać klasyczne siły zbrojne – armię lądową, lotnictwo, marynarkę wojenną (dla państw morskich) oraz bonus w postaci sił specjalnych. Nie jestem wielkim zwolennikiem daleko idącej specjalizacji – nie sądzę, by kraj A mógł skupić się wyłącznie na komandosach, a kraj B na marynarce wojennej – ale uważam, że wskazane jest współposiadanie i współkorzystanie ze sprzętu i współdziałanie żołnierzy. Istniejące, tworzone i planowane bataliony czy grupy międzynarodowe to krok w dobrym kierunku, ale wszystko to trochę za mało i zbyt wolno.
Siły zbrojne to nie relikt przeszłości
Stąd rozumiem amerykańskie narzekania na Europę, w utrzymaniu bezpieczeństwa której w znacznym stopniu partycypują. Czerpią z tego wielkie korzyści i to zawsze trzeba im przypominać. Niestety dla nas, oczy Waszyngtonu zwracają się coraz bardziej w kierunku Azji i Pacyfiku, co niechybnie oznacza mniejsze zaangażowanie w Europie. Ameryka będzie poświęcać Europie coraz mniej uwagi.
Europa znalazła się w szczęśliwym położeniu. Jej bezpieczeństwu chwilowo nikt poważnie nie zagraża. Konflikty o różnym natężeniu toczą się w mniejszym lub większym oddaleniu od jej granic. Od kilku dekad może też liczyć na wsparcie czołowej potęgi globu. Ten stan rzeczy trochę rozleniwił zarówno społeczeństwa, jak i polityków. Nie można uważać, że ta dywidenda pokoju będzie wieczna i w związku z tym siły zbrojne nie są za bardzo potrzebne. Wojsko to nie relikt przeszłości, a jedna z kluczowych dla funkcjonowania państwa instytucji – w czasach wojny i pokoju. Dziś Europa nie dba o wojsko w wystarczającym stopniu. Nawet w trudnych czasach kryzysu można wykazać więcej troski i kreatywności.
Czytając artykuł miałem wrażenie, że autor dostał zlecenie od firm zarabiających na zbrojeniu. Uważam, że Europa wydaje o wiele za dużo na zbrojenie a wojsko w Pana rozumieniu i całe Pana rozumienie to właśnie relikt przeszłości. Czy spodziewa się Pan zaatakowania w najbliższym czasie którego z krajów europejskich? Czy może, żal Panu, że kraje europejskie nie są w stanie zaatakować skutecznie „przeciwnika”. Mamy takich, z którymi planujemy rozpoczęcie wojny w najbliższym stuleciu? Utrzymywanie obecnego potencjału obronnego jest totalnie nadmiarowe, chyba że prognozuje Pan wojnę z USA, Rosją czy Chinami. Może warto wyzwolić się z przeświadczeń, że bez kilkusettysięcznej armii jesteśmy bezbronni i na pewno ktoś już na nas czyha.
Tak zlecenie od MESKO . Jestem pewien ze artykuł na „Politykaglobalna.pl” ma znaczący wpływ na rynek zbrojeniowy na świecie… Swoją drogą nie jestem ekspertem , i nie wiem dokładnie jakie peiniądze wydaje sie na wojsko w Europie ale jestem pewien ze wcale nie za dużo. Wychowałem sie w miejscowosci wojskowej w Polsce i jak byłem mały to porty pękały w szwach od okrętów wojskowych , uzbrojone gotowe do acji . Połowa terenu miejscowosci to była aktywnie dzialająca baza , batalion etc . To były lata 90 taki stan utzrymywał sie jakies 8-10 lat . Potem zaczęto likwidować , jednoski pokolei i teraz z bazy zostały z 2 – 3 radary , puste porty (na sprzedaz ) . Mielismy nawet jednostke rakiet ziemia powietrze z cała linią technologiczną. Zlikwidowano. Teraz nawet niedawno cały teren został zrównany nie ma śladu po jednostce i żadnych planów by powstał tam jaki kolwiek obiekt militarny. Ja sam moge powiedziec ze Polska jest bezbronna . A konflikt to nie urodziny które możesz zaplnować. Kto wie kiedy bedziesz musiał użyć siły by sie bronić albo komuś pomóc? Historia udowodniła to nie raz. Państwo musi miec zdolność bojową by mogło funkcjonować i mieć znaczenie w polityce globalnej.
zgadzam się z Arkiem choć nie do końca- dlatego że F-16 to jednak skok cywilizacyjny dla Polskiej Armii.
Co do Europy: Czy utrzymanie kilkiudziesieciu tysięcy piechurów w GOTOWOŚCI do ekspedycji to taki duży koszt dla najbogatszego na świecie kontynentu? wiem że to dość mała siła, ale dobry początek realnej współpracy. Przemysł obronny w Europie bardzo efektywnie sie integruje, choćby na przykładize Eurofightera to widać. zresztą Eurofighter jest bardzo pozytywnym przykładem, że może nie jest tak źle. ponad 600 nowych samolotów dla Europy, z Europy, to istotny punkt europejskiej obronności. Europa jest w stanie bronić swojego terytorium (przynajmniej jeśli będzie działać razem jako sojusz) ale brak jej odpowiednio dużych sił ekspedycyjnych, aby liczyła się w takich regionach jak choćby Bliski Wschód. na dzień dzisiejszy gospodarka jest ważniejsza, ale ważne żeby robić w obronności takie małe kroczki do przodu jak wydzielenie wspólnych sił ekspedycyjnych; jakaś doktryna obronna UE, choćby zarys strategii (tylko politycznej??) na wypadek agresji zewnętrzenej na sojusznika spoza NATO. Są i pozytywne przykłady takie jak kroczki w uwspólnieniu polityki energetycznej, rynku energetyki i jakiś zaczątek solidarności energetycznej na wypadek kryzysu. To ważne choć nie dotyczy wojskowości.