Zamieszkaną przez szyickich Hazarów afgańską prowincję Bamjan czekają trudne lata. Już teraz rosną tam w siłę Talibowie, ale prawdziwy koszmar zacznie się po wycofaniu się wojsk ISAF w 2014 r.

Pięknie położona w centralnym Afganistanie prowincja Bamjan znacznie różni się od pozostałych regionów kraju. Zamieszkują ją głównie Hazarowie, najbardziej odmienna i również najciężej doświadczona grupa etniczna w Afganistanie. Hazarowie są jedyną zwartą grupą szyicką w kraju, są odmienni od reszty Afgańczyków także z wyglądu. Hazarowie przez wieki byli prześladowani przez inne grupy etniczne, zabijani i sprzedawani w niewolę. W czasie rządów Talibów, wielu Hazarów zostało zamordowanych, głównie za ich heretycką – według Talibów – wiarę.
Po 2001 roku prowincja była jednak najspokojniejszym miejscem w kraju. Wpływy Talibów i Al-Kaidy były tam bardzo ograniczone, głównie ze względu na etniczną specyfikę prowincji. Przez całe lata nie dochodziło tam do wielu aktów przemocy. Rozważano nawet, czy do Bamjan nie powrócą wkrótce turyści z całego świata. Piękna prowincja jest bowiem perłą Afganistanu. To właśnie w Bamjan znajdowały się gigantyczne posągi Buddy, które były wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Niestety zostały zniszczone przez Talibów w 2001 roku. Ortodoksyjna wiara uczniów pakistańskich medres nie dopuszcza bowiem przedstawiania postaci ludzkich w sztuce.
Relatywny spokój w prowincji został zaburzony w drugiej połowie bieżącego roku. Do Bamjan przenika coraz więcej Talibów. W sierpniu zginęło kilku stacjonujących w prowincji żołnierzy koalicji, rozpoczęły się represje wobec hazarskiej ludności (łącznie ze ścięciem człowieka, za to, że był ubrany w zachodni t-shirt), wzdłuż dróg pojawiać zaczęły się miny pułapki…
Ludność prowincji nie ma złudzeń. Po roku 2014, gdy z Afganistanu znikną siły koalicji, Talibowie wrócą do Bamjanu. Wówczas Hazarowie będą mieli dwie ścieżki do wyboru – walczyć lub zbiec z kraju, tak jak wielu ich ziomków, którzy opuścili Afganistan w ciągu ostatniej dekady. Ich postawa nie może dziwić. Choć rząd centralny obiecuje wzmocnienie sił bezpieczeństwa w prowincji, dodatkowe oddziały nie przybywają, podczas gdy aktywność Talibów wzrasta.
Ta sytuacja, o której można przeczytać na stronach Reutersa, może być potraktowana jako bardzo niepokojący symbol. Oto w dwunastym roku wojny bezpieczeństwo w jednym z najspokojniejszych regionów kraju gwałtownie spada. Bardziej jednak niż sam fakt niepokoi nastawienie ludności, która zdaje się nie mieć nadziei co do przyszłości swojego kraju. Wojna domowa lub powrót władzy Talibów. Czy to naprawdę jedyne opcje?
Mateusz Grzywa