Wojna w Syrii zdaje się być wyrazem szerszego konfliktu w świecie muzułmańskim. Podczas gdy rebelianci mogą liczyć na pomoc m.in. Arabii Saudyjskiej, a reżim Baszara al-Assada na Iran i Rosję, do obu stron napływają ochotnicy – m.in. zaprawieni w bojach w wojnie irackiej.

Stereotypowy obraz wojny syryjskiej wygląda mniej więcej tak, że siły powstańcze stale zasilane są przez ochotników z innych państw i środowisk muzułmańskich, podczas gdy siły rządowe wspierane są przez “doradców” rosyjskich czy irańskich, przez siły wysłane do Syrii przez przychylne Assadowi głowy innych państw. Nie do końca jest to prawdą. Reżim Assada również może liczyć na żywiołowe wsparcie niektórych muzułmanów, o czym możemy przeczytać w artykule Suadada al-Salhy’ego na stronach internetowych Reutersa.
Kim są Ci ochotnicy? Oczywiście szyitami. Skąd pochodzą? Głównie z Iraku. W większości to bardzo doświadczeni bojownicy, którzy wyrabiali swoje partyzanckie szlify w długoletnich i krwawych bojach z Amerykanami w Iraku. To weterani takich ugrupowań jak Armia Mahdiego Muktady as-Sadra czy Korpusów Badra. Grupy te łączy lojalność i bliskie powiązania z Iranem. Tak jak po 2003 roku byli narzędziem w rękach Teheranu i w jego interesie “czynili amerykańską okupację jak najbardziej krwawą”, tak teraz chcą powstrzymać upadek syryjskiego reżimu – największego sojusznika Iranu w regionie. Wielu z nich przebywało w Syrii jeszcze przed wybuchem wojny w 2011 roku. Dostali się tam uchodząc przed co raz większą presją sił USA i rządu irackiego datowaną od 2007 roku. Inni przybyli już w trakcie wojny domowej.
Choć szyiccy ochotnicy z Iraku nie są wysyłani do Syrii żadnym “oficjalnym” kanałem, przynajmniej tak twierdzą wysoko postawieni przedstawiciele wspomnianych szyickich ugrupowań i co zrozumiałe iracki rząd, to nie ulega wątpliwości, że ktoś ruch ten musi wspomagać. Ktoś dostarcza broń, ktoś zapewnia środki finansowe, ktoś ułatwia transport bojowników do Syrii. Tymczasem w dzielnicach Bagdadu zamieszkanych przez Szyitów widnieją plakaty ze zdjęciami “męczenników”, którzy polegli w Syrii w walce z rebeliantami.
W Iraku wojna domowa jest strasznym wspomnieniem. Jej widmo wciąż ciąży nad krajem, a ponowny jej wybuch wisi na włosku. Do eskalacji może dojść wraz z każdym zamachem, regularnie wstrząsającym szyickimi dzielnicami irackich miast od późnej wiosny tego roku. Tymczasem kombatanci irackiej wojny domowej lat 2006-2007 znaleźli nowe pole walki i nadal wzajemnie się mordują, tyle że dziś robią to głównie w Syrii.
Wojna w Syrii, po około 19 miesiącach trwania jest co raz bardziej intensywna. Za wiele lat, gdy będzie kolejnym wspomnieniem krwawej historii Bliskiego Wschodu służyć będzie jako podręcznikowy przykład pojęcia “proxy war”. Dziś dla wszystkich już jest jasne kto i za pomocą jakich środków kogo wspiera. Monarchie Zatoki Perskiej, Turcja, “zachód” i …sunnicki dżihad [sic!] z jednej strony. Rosja, Iran, Hezbollah i szyiccy ekstremiści z drugiej. Sami Syryjczycy są wciśnięci gdzieś pomiędzy te potężne tryby. Dziś można już powiedzieć, że największym przegranym tej wojny będzie sama Syria. Trudno bowiem nawet teoretycznie stworzyć jakiś pozytywny scenariusz dla tego kraju. Pozostaje mieć nadzieję, że konflikt nie obejmie innych terenów, jest on bowiem co raz mniej syryjski, a co raz bardziej “panregionalny”.