Minister Sikorski proponuje w Berlinie…

Na wczorajszym spotkaniu niemieckich ambasadorów polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wygłosił ważne przemówienie na temat polityki zagranicznej RP.

Radosław Sikorski (Flickr: PolandMFA)
Radosław Sikorski (Flickr: PolandMFA)

Tematem dnia w polskich mediach był wczoraj niewybuch z czasów II wojny światowej, który sparaliżował Warszawę. Na zmianę z nim omawiana jest sprawa Amber Gold i sprytnego, ale już skończonego, Marcina P. Tymczasem jednak polski minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski, został zaproszony do Berlina na spotkanie szefów misji dyplomatycznych niemieckiego ministerstwa spraw zagranicznych, na którym wygłosił ważne przemówienie, które zostało odnotowane do niemieckich mediach.

Mam jednak wrażenie, że analiza pracy ministra Sikorskiego jest ważniejsza, aniżeli analiza pracy saperów, aczkolwiek wygląda na to, że jestem w mniejszości w swoim poglądzie. Tytułem uzupełnienia dodam jeszcze, że zaproszenie ministra spraw zagranicznych na tzw. naradę ambasadorów jest przyjaznym gestem, pokazującym życzliwe stosunki między państwami oraz zaufanie.

Propozycje integracyjne Polski

Każdego zapraszam do lektury tekstu, który został opublikowany w języku angielskim. Nie będę streszczał przemówienia, a zwrócę uwagę jedynie na najważniejsze kwestie.

Początek wystąpienia jest dyplomatycznym wstępem, typowym dla tego typu wystąpień. Polski minister spraw zagranicznych – reprezentujący nasz kraj – podkreślał jak ważne jest utrzymanie integracji kreśląc alternatywę katastrofy gospodarczej na wypadek upadku strefy euro. Naprawdę ciekawie zaczyna się robić w dalszej części przemówienia.

Minister Sikorski stwierdza, iż społeczeństwa UE nie są przygotowane na nowy traktat, pogłębiający integrację i obecny kryzys należy rozwiązać przy pomocy tych mechanizmów politycznych i prawnych, jakie dotąd wypracowano. Propozycje integracji trzeba podzielić na te, które można osiągnąć obecnie i te, które wymagają nowych ram prawnych. Konserwatywnie – wydawałoby się.

W gruncie rzeczy Sikorski – docelowo oczywiście – proponuje kolejne, niezwykle mocne, pogłębienie integracji. Pamiętając o tym, o czym wspominałem akapit wyżej, polski minister zaproponował … “prawdziwą unię polityczną” (!) z jasnym podziałem kompetencji na końcu – przemawiając przecież do niemieckich dyplomatów – zaznaczając, że trzeba się zdecydować, czy myśli jedynie przy pomocy partykularnych interesów, czy “we think big”, co rozumiem – a contrario – jako propozycje większego zaufania do Unii i przeniesienia co najmniej części swojej suwerenności.

Minister Sikorski proponuje również poważne zmiany w samej strukturze Unii. Najważniejszą zmianą byłoby połączenie stanowiska przewodniczącego Rady Europejskiej z przewodniczącym Komisji Europejskiej. Wybór takiej osoby miałby doprowadzić do konsolidacji władzy i być przeprowadzany w demokratyczny sposób. Kolejna postulowana zmiana dotyczy Parlamentu Europejskiej i jednej paneuropejskiej listy do tej instytucji, a także ograniczenie liczby siedzib PE do jednej.

Największa bomba to jednak propozycja otworzenia dyskusji na zmiany głosowaniu w niektórych aspektach (minister Sikorski nie precyzuje) Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa tzw. kwalifikowaną większością, czyli nie jednomyślnie, jak do tej pory. Gdyby udało się dojść w tym fragmencie do porozumienia – mielibyśmy do czynienia z prawdziwą rewolucją. Na marginesie tej sprawy sugerowane jest również powołanie dla Wysokiego Przedstawiciela zastępcy, wyspecjalizowanego w sprawach bezpieczeństwa.  Zaraz potem w przemówieniu pada kolejna propozycja – zdecydowania się przez państwa członkowskie na wspólne przedstawicielstwo w organizacjach międzynarodowych, tak jak to jest obecnie w Światowej Organizacji Handlu. Tutaj ciekawostka – minister rolnictwa Polski miał powiedzieć ministrowi spraw zagranicznych, że nasze “indywidualne członkostwo” w Organizacji Narodów Zjednocoznych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) to strata pieniędzy.

Ostatnim akcentem wystąpienia ministra Sikorskiego, o którym wspomnę, jest przestroga, by Federalny Trybunał Konstytucyjny Niemiec nie stawał na przeszkodzie integracji, badając każdą istotną sprawę pod kątem zgodności z konstytucją Republiki Federalnej Niemiec.

Odważnie, ale czy realistycznie?

Adam Daniel Rotfeld w wywiadzie-rzeka przeprowadzonym przez Marcina Wojciechowskiego zauważa, iż to nowe państwa Unii Europejskiej są najbardziej euroentuzjastyczne, a państwa tzw. starej Europy wydają się nią czasem zmęczone. Wystąpienie ministra Sikorskiego potwierdza tę tezę.

O postulowane przez Sikorskiego zmiany nie będzie jednak łatwo, ponieważ na razie nie ma woli politycznej – w tym w Niemczech – aby tworzyć unię polityczną oraz przekazać część swojej suwerenności na poziom unijny. Decyzja, jaką UE musi podjąć brzmi tak – czy poza integracją gospodarczą decydujemy się na integrację polityczną, wzmocnienie Komisji Europejskiej oraz wspólną politykę zagraniczną w realnym kształcie. Polacy odpowiadają – rozmawiajmy o tym. Piłka jest teraz po stronie Niemiec, Francji i – a może zwłaszcza – Wielkiej Brytanii, z natury niechętnych ograniczaniem swojej suwerenności czy ryzykowaniem, że w ramach większości kwalifikowanej mogą przegrać głosowanie. Również w Polsce kwestia takiej zmiany skończy się niewątpliwie polityczną wojną, gdyż Prawo i Sprawiedliwość, ale i przypuszczalnie także część konserwatywna Platformy Obywatelskiej, będzie niechętna wobec zmiany sposobu głosowania podkreślając, iż będzie to faworyzować duże kraje. To samo dotyczy też wspólnego przedstawicielstwa w organizacjach międzynarodowych – na razie chętnych brakuje, a w WTO udaje się to tylko dlatego, że państwa członkowskie w pełni przekazały swoją politykę handlową na poziom unijny i komisarz ds. handlu nie musi każdej sprawy konsultować i głosować sprawdzając, czy ma większość i czy nie ma impasu w danej sprawie. Na razie więc perspektywa ta jest dość odległa.

Większość zmian proponowanych przez polskiego ministra zdecydowanie wymaga też zmiany Traktatu Lizbońskiego (i innych Traktatów). Brakuje im też szczegółowości, bo nie wiadomo jak ta lista paneuropejska miałaby wyglądać. Oznaczałoby by to też, że nie wybieralibyśmy spośród polskich partii (PO, PiS, SLD, PSL, PJN itd), a europejskich stronnictw (EPL, europejscy liberałowie, europejscy socjaliści itd) zasiadających obecnie w Parlamencie Europejskich. Pytanie, w jaki sposób przełożyłoby się to na podział narodowościowy w Brukseli. Sam Parlament powinien mieć rzeczywiście tylko jedną siedzibę.

Rzeczywiście sensowne wydaje się połączenie stanowiska słabego przewodniczącego Rady Europejskiej ze stanowiskiem przewodniczącego Komisji. Unia – jak słusznie zauważył Sikorski – nie potrzebuje tworzenia nowych stanowisk czy instytucji, a lepszego wykorzystanie obecnych i konsolidacji. Na liderów Unii trzeba też wybierać poważnych polityków, a nie ludzi bez wizji, całkowicie zależnych i nieodważnych. O tym, jak wygląda Unia na zewnątrz, decydują częstokroć same państwa wybierając Hermana von Rompuya,  Catherine Ashton czy Jose Manuela Barroso na najważniejsze unijne stołki.

O realnej unii politycznej należy obecnie zapomnieć, ponieważ na to nikt w Europie nie jest gotowy, a wymagałoby to nie tylko zmiany traktatów, ale również Konstytucji niemal każdego z tych państw. Ten pomysł żyć będzie jako idea.

Wystąpienie Sikorskiego, choć niezwykle ciekawe, jest jednocześnie pozbawione konkretów. Należy więc je czytać jako polską wizję Unii. Silnego organizmu, skonsolidowanego, mającego coś do powiedzenia na świecie. Proponowane kosmetyczne zmiany (połączenie stanowisk, nowa posada zastępcy dla Ashton)  są realne do przeprowadzenia. Gorzej z tymi systemowymi, bo to wymaga kompromisu, a te – w tak istotnych sprawach – są bardzo bolesne. Może się okazać, że to właśnie Niemcy czy Francja opowiedzą się przeciwko takiej integracji, a swoje 3 grosze wtrąci wspominany już Trybunał z Karlsruhe.

Z ministrem Sikorskim, tak jak z polityką polskiego rządu, można się nie zgadzać, ale warto dyskutować o tym, jak widzimy Polskę w Unii Europejskiej i innych organizacjach międzynarodowych. W Polsce niestety ważniejszy jest kilkudziesięcioletni pocisk artyleryjski.

Patryk Gorgol