Sztorm na Morzu Południowochińskim

W dopiero co zakończonym, lipcowym spotkaniu państw Azji i Pacyfiku w Phnom Penh brali udział wszyscy liczący się gracze regionu. Najbardziej gorącym tematem rozmów w kuluarach były malutkie atole, wysepki oraz rafy  na Morzu Południowochińskim. Czemu ministrowie spraw zagranicznych światowych mocarstw oraz państw ASEAN zajmują się ledwo wystającymi znad tafli morza skałami i piaskiem? Powodów jest kilka.

Morze Poludniowochinskie (Bing Maps)
Morze Poludniowochinskie (Bing Maps)

Przez Morze Południowochińskie przebiega jeden z najważniejszych współczesnych szlaków handlowych na świecie. Ponad połowa tonażu towarów przewożonych drogą morską na świecie przepływa tą drogą. Ogromne ilości dalekowschodnich towarów przepływające na Zachód przez cieśninę Malakki i Pacyfik, tankowce wypełnione paliwem niezbędnym dla rozpędzonych azjatyckich gospodarek i tysiące innych statków pokonujących co roku wody akwenu.Nic dziwnego, że krzyżują się tam strategiczne interesy wielu państw na świecie, a dla lokalnych narodów pozycja na Morzu Południowochińskim jest wyznacznikiem siły w całym regionie.

Chiny najchętniej traktowałyby Morze Południowochińskie jako swój wewnętrzny akwen. Ma to podłożem.in. historyczne, gdy cesarskie jeszcze Chiny miały ambicję rządzić niepodzielnie na morzach u swych brzegów. Plany zapanowania nad Morzem obecnie wyraża doktryna „linii dziewięciu kropek”, która korzeniami sięga jeszcze pretensji formułowanych przez Kuomintang tuż po II wojnie światowej. De facto linia ta służy za wyznaczenie deklarowanej przez Chiny bezpośredniej strefy wpływów.

Z drugiej strony jest państwo, którego interesy są nawet jeszcze bardziej zależne od wspomnianego szlaku. Mowa o Wietnamie, który jako kraj nastawiony na eksport boryka się obecnie z poważnymi problemami z powodu światowego kryzysu finansowego. Mimo że Wietnam planuje wprowadzić konieczne reformy, by rozwinąć rynek wewnętrzny i złagodzić radykalne skutki wahań światowej gospodarki, to  nawet w przypadku bezproblemowego ich wdrożenia pozostaje niebezpiecznie zależny od sytuacji na jednym szlaku handlowym. Hanoi oczywiście nie snuje na wzór Pekinu planów hegemonii w regionie, lecz stara się nie dopuścić do zbytniej przewagi ze strony Państwa Środka, zarazem wzmacniając własną pozycję w na półwyspie Indochińskim i wśród krajów ASEAN.

Równie ważne, a być może nawet ważniejsze, są zasoby ropy naftowej i gazu ziemnego pod dnem Morza Południowochińskiego. I to nie byle jakie zasoby – ok. 4,8 miliarda baryłek ropy i 1,8 biliona metrów sześciennych gazu ziemnego. Choć nie są raczej w stanie zagrozić dominacji państw OPEC na rynku światowym, to bezpośrednio dla Chin, Wietnamu, Malezji, Tajwanu i Filipin ropa z głębin byłaby dodatkowym impulsem dla gospodarki. Swój kawałek tortu chcą dostać również inne państwa, ze Stanami Zjednoczonymi, Indiami oraz Japonią włącznie. Póki co wydobycie nie idzie pełną parą ze względu na prowadzony spór. Chiny wywierają nacisk na korporacje energetyczne, by nie prowadziły prac w strefie kontrolowanej przez Wietnam, pod groźbą zamknięcia dla tych firm chińskiego rynku.

Ponadto ważną gałęzią gospodarki i źródłem utrzymania społeczeństw jest rybołówstwo. Morze Południowochińskie jest jednym z największych łowisk na świecie. Ze względu na nierozwiązaną sprawę granic co jakiś czas dochodzi do zatrzymania kutra rybackiego przez marynarkę innego państwa.  To z kolei powoduje, że sytuacja staje się coraz bardziej napięta wraz z każdym kolejnym incydentem. I co ważne – jest to widoczne nie tylko na dyplomatycznych salonach, ale również na ulicach. Solidarnie za swoim rządem stają nie tylko zwykli mieszkańcy, ale też opozycja. Najbardziej wyrazisty tego przykład można było zauważyć po kryzysie wietnamsko-chińskim wywołanym przecięciem przez Chińczyków kabli wietnamskiego przedsiębiorstwa energetycznego PetroVietnam. Protestowali nie tylko mieszkańcy stołecznego Hanoi i największego wietnamskiego miasta Ho Chi Minh (dawny Sajgon), lecz również dawni obywatele Południowego Wietnamu w USA, wrogo nastawieni do komunistycznego rządu.  Nacjonalizm, tradycyjnie silny wśród narodów Azji, może nie tylko podgrzewać nastroje ludności, ale być wręcz iskrą która doprowadzi do konfliktu. Autorytarne elity szukając poparcia ludności i stabilizacji sytuacji wewnętrznej, mogą być skłonne bowiem do realizacji radykalnych haseł.