Euroskleroza – nawrót europejskiej bolączki

Na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat, wraz z wydłużaniem się średniej oczekiwanej długości życia medycyna zdiagnozowała nową grupę chorób. Do tak zwanych chorób długowieczności zalicza się dziś: Alzheimera, raka, choroby serca, zawał, powszechną depresję i otyłość. Wydaje się, że integrująca się Europa starzeje się wraz ze swym społeczeństwem. W ciągu niemalże 60 lat postępującej integracji ekonomicznej dorobiła się nawet własnej choroby cywilizacyjnej – eurosklerozy.

Źródło: Flickr/tristam sparks
Źródło: Flickr/tristam sparks

Euroskleroza, jako termin ekonomiczny, została ukuta przez niemieckiego ekonomistę Herberta Gierscha. Opisane przez niego obrazowo zjawisko definiował jako nadmierną biurokrację i struktury państwa opiekuńczego, powodujące nieefektywność produkcji oraz brak nowych miejsc pracy. Z czasem termin stał się synonimem stagnacji gospodarczej.

Termin został użyty po raz pierwszy do opisania spowolnienia gospodarczego, z którym Wspólnoty Europejskie walczyły od 1970 do 1980 roku. Wysoki poziom inflacji, wzrost stopy bezrobocia i niski poziom wzrostu gospodarczego – to tylko niektóre z problemów obserwowanych w latach 70. Ponadto rozszerzenie EWG, które miało miejsce w 1973 roku, przez wielu eurosceptyków zostało odebrane jako jedna z przyczyn kryzysu. Z politycznego punktu widzenia, termin euroskleroza wyrażał stagnację w procesie integracji. Poszczególne kraje EWG, zamiast podejmować wspólne wysiłki w celu przezwyciężenia stagnacji wolały radzić sobie z problemami na własną rękę. Według niektórych źródeł, prześladujący Europę pech został przezwyciężony w 1981 roku, jak na ironię w roku kolejnego rozszerzenia EWG. Jednocześnie za otwarcie nowego rozdziału w historii Wspólnot Europejskich obecnie uważane jest przyjęcie Jednolitego Aktu Europejskiego, który położył fundamenty pod stworzenie jednolitego rynku.

Wydaje się, że historia zatoczyła koło. Kryzys finansowy sektora w 2008 roku spowodował stagnację gospodarczą w UE. Cudowne lekarstwo w postaci Jednolitego Aktu Europejskiego przestało działać, lub co bardziej prawdopodobne, straciło datę ważności. Dzisiejsza Unia Europejska stoi wobec kryzysów nadmiernego zadłużenia, rosnącej inflacji oraz konieczności zmniejszenie stopy bezrobocia.Spadek tempa wzrostu, obserwowany nawet tak stabilnych gospodarkach jak Niemcy, czy Francja, jest bezprecedensowy. Eurosceptycy znów mogą dowodzić swych racji – kolejna recesja była poprzedzona rozszerzeniem.

Współczesny wzrost egoizmów narodowych pozwala łatwo poczuć nastrój lat 70-tych. Ponad kilkanaście szczytów europejskich, które miały miejsce w Brukseli w ciągu ostatnich kilku miesięcy nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, w postaci zacieśnienia procesów integracyjnych. Przyjęty fiskalny pakt nie został podpisany przez wszystkie państwa członkowskie, co na obecnym poziomie integracji gospodarczej nie może być traktowane jako zadowalające. Ponadto, niedawne zwycięstwo F. Hollande’a w wyborach prezydenckich we Francji zapowiada rozwodnienie i tak już niezadowalających postanowień.Być może, czas spojrzeć prawdzie w oczy i zadać sobie pytanie, czy euroskleroza nie jest aby chorobą nieuleczalną?

Przyjmując założenie, o jej przewlekłości, powinniśmy pogodzić się z faktem, iż choroba będzie na przemian ustępować i nawracać wraz z wahaniami cyklu koniunkturalnego. Z drugiej strony, jeżeli wierzyć w siłę analogii,przystąpienie Chorwacji do UE może przynieść ożywienie gospodarcze w Europie. Jeśli to wszystko nie pomoże, jedyne co pozostaje, to czekać na przyjęcie paktu fiskalnego z prawdziwego zdarzenia, ustawy wyraźnie stwierdzającej konieczność przeniesienia kompetencji polityki fiskalnej państw członkowskich do EBC. Niestety, wobec proponowanej przez Hollande’a polityce pobudzania gospodarek poprzez wydatki publiczne, zbierającej coraz szerszą rzeszę fanów, nie należy się tego spodziewać zbyt prędko.

Paulina M. Kalinowska