Wybory we Francji 2012: Sarkozy kontra imigracja i układ z Schengen

Francja powoli wkracza w gorący okres wyborczy, a Nicolas Sarkozy wraca do swojej idee fixe, czyli polityki antyimigracyjnej. Czy wyjdzie mu to na zdrowie?

Nicolas Sarkozy na konwencji wyborczej (Flickr/UMP Photos)
Nicolas Sarkozy na konwencji wyborczej (Flickr/UMP Photos)

Ubiegający się o reelekcję prezydent Francji znów gra na resentymentach prawicowych wyborców: motywem przewodnim jego kampanii, tak jak i tej poprzedniej, sprzed pięciu lat, staje się kwestia imigrantów. W niedzielę, podczas starannie wyreżyserowanego wiecu wyborczego na przedmieściach Paryża, Sarkozy po raz kolejny przekonywał, że ograniczenie imigracji jest remedium na francuskie problemy. Co więcej, zagroził wyjściem z układu z Schengen jeśli nie zostanie on zreformowany w ciągu roku, a zewnętrzne granice Unii – uszczelnione.

Oczywiście, większość tych deklaracji to tylko przedwyborcze hasła, którymi Sarkozy chciałby przekonać do swojej kandydatury skrajnie prawicowych wyborców. To właśnie oni dali mu zwycięstwo pięć lat temu, a jego sztab liczy na powtórkę tego scenariusza za kilka tygodni.

Przyznanie się do porażki?

Problem w tym, że taka retoryka w ustach Sarkozy’ego brzmi coraz mniej wiarygodnie. Jeśli prawicowi wyborcy mieliby rozliczać go z tego, co zrobił by zrealizować swoje antyimigracyjne hasła, to właściwie poza widowiskowymi akcjami jak wydalenie z terytorium Francji Romów w roku 2010, trudno wymienić jakiekolwiek konstruktywne działania obecnego prezydenta w tej materii. Sarko postawił na działania głośne medialnie, kontrowersyjne i wysoce wątpliwe z etycznego punktu widzenia, jednak samego systemu nie zdołał efektywnie zreformować.

Czyżby zatem Sarkozy nieświadomie przyznawał się do porażki? Jeśli bowiem obecna sytuacja jest tak dramatyczna, to któż inny jak nie sam on za nią odpowiada? W końcu miał bezpośredni wpływ na kształtowanie polityki imigracyjnej Francji przez ostatnie 10 lat, najpierw od 2002 r. jako Minister Spraw Wewnętrznych w kolejnych prawicowych rządach, a później, od roku 2007, jako prezydent Republiki. Czy skrajnie prawicowi wyborcy uwierzą mu raz jeszcze? Śmiem wątpić. Ostra retoryka może jednak zniechęcić do niego elektorat o bardziej umiarkowanych poglądach.

Sarkozy: prounijny eurosceptyk

Sarkozy, jak zwykle, pełen jest sprzeczności również w kwestii Europy. Z jednej strony kreuje się co najmniej na zbawcę Unii Europejskiej w czasach kryzysu, a z drugiej – świadomie czy nie – dąży do rozmontowania jednego z największych osiągnięć integracji europejskiej. To bowiem układ z Schengen jest dla większości Europejczyków najlepszym dowodem, że za zasłoną brukselskiej biurokracji i niezrozumiałych regulacji handlowych, istnieje prawdziwa Unia. Unia Europejczyków, mieszkańców Starego Kontynentu, która umożliwia pokojową koegzystencję do niedawna wrogich sobie narodów poprzez porozumienie ponad granicami wyznaczonymi krwawą historią. Porozumienie z Schengen, dając poczucie przynależności do jednego terytorium, jest podstawą dla budowania tożsamości europejskiej.

Nawet chwilowe wyjście Francji ze strefy Schengen miałoby więc opłakane skutki dla i tak wątłej tożsamości europejskiej, cofnęłoby Europę o kilkadziesiąt lat wstecz i zaprzeczyło dążeniom integracyjnym Unii w sferze społecznej. Ironią losu byłoby to, że rękę przyłożyłby do tego polityk tak wybitnie proeuropejski, jak Sarkozy. Choć jest to scenariusz bardzo mało prawdopodobny (choćby ze względu na konieczność zmian traktatowych), samo dopuszczenie takiej możliwości przez przywódcę, który miał być jednym z dwóch motorów napędowych Unii w czasach kryzysu, jest głęboko niepokojący.

Wynik wyborów nadal niepewny

Jak na razie jednak szczęście sprzyja Sarkozy’emu. Udało się mu dogonić (a według niektórych sondaży nawet przegonić) kandydata socjalistów, Francoisa Hollande’a. Już samo to jest dużym sukcesem obecnego prezydenta, który w ciągu kilku lat dorobił się całkiem pokaźnego elektoratu negatywnego. Czy jednak antyimigracyjna retoryka pozwoli mu przejąć głosy sympatyków nacjonalistki Marine Le Pen i czy nie zrazi swoich bardziej centrowych wyborców – o tym przekonamy się już za nieco ponad miesiąc.

Artur Makolągwa