
Mówiąc o polskiej polityce wschodniej, musimy zawsze pamiętać, że Waszyngton, mimo że jest geograficznie oddalony od regionu Europy Wschodniej był i nadal jest jednym z głównych graczy geopolitycznych na tym terenie. Innymi słowy- wpływu Stanów Zjednoczonych na relacje Polski ze wschodnimi sąsiadami nie można lekceważyć. Nawet podczas rozmów polsko- rosyjskich w cztery oczy w rzeczywistości mamy do czynienia z rozmowami w ramach trójkąta.
Ten fakt nigdy nie denerwował polskie elity polityczne, czego nie można powiedzieć o rosyjskich. Dla Warszawy- Waszyngton był panaceum na działania polityczne Moskwy. Dla Moskwy natomiast rywalem, który wykorzystuje lojalność Polski żeby zdominować wschodnioeuropejski region świata.
Czy Polska ma z takiego układu jakieś korzyści? Jeżeli spojrzymy na Rosję jak na wiecznego wroga Warszawy to pewne zyski można zauważyć. W tym przypadku przygotowana do wiecznej wojny z Moskwą, Warszawa posługuje się USA jak pierwszym pułkiem na froncie rosyjskim.
Zatem kwestia strategiczna leży nie tyle we współczesnych stosunkach politycznych na linii Warszawa-Moskwa, ile w cywilizacyjnej różnicy dwóch historycznych krajów – Polski i Rosji. Polska, jako państwo zachodnie nie akceptuje rosyjskiego wpływu w strefie swoich interesów. Jednocześnie Warszawa nie widzi nic złego w tym, że równolegle do swoich interesów realizowane są interesy Stanów Zjednoczonych. W relacjach polsko- amerykańskich, Warszawa wypełnia rolę sprzymierzeńca Waszyngtonu a nie podmiotu polityki wschodniej. Innymi słowy- Polska nigdy nie zgodzi się z kontrolą Rosji jednak jest zawsze gotowa pozostawać pod kontrolą Waszyngtonu i podporządkować się jego hegemonicznym żądaniom. Warszawa mówiąc o wolności i rosyjskim imperializmie zapomina o hegemonicznym imperializmie Stanów Zjednoczonych. Oderwanie Kosowa od Serbii, okupacja Iraku, bombardowania Libii przez NATO- to niejedyne przykłady. Jest to szkodliwe dla image Polski w oczach jej sąsiadów wschodnich.
Drugim punktem negatywnie wpływającym na teraźniejszy image Polski jest wspieranie prozachodniego reżimu w Kiszyniowe. Mołdawia jest dla Polski dzisiaj jednym z najaktywniejszych sprzymierzeńców w Europe Środkowo-Wschodniej. Polska ze swojej strony wspiera proatlantyckie dążenia Kiszyniowa. Jednak najenergiczniejszymi zwolennikami eurointegracji państwa mołdawskiego są tzw. „unioniści” czyli zwolennicy połączenia się z Rumunią. Rumunia ze swojej strony zajmuje się teraz historycznym rewizjonizmem gloryfikującym marszałka Iona Antonesku (sojusznika Hitlera w jego ataku na Związek Radziecki). Mołdawscy proeuropejczycy patrzą na faszystę Antonesku, żołnierza który mordował cywilów na Ukrainie i w Mołdawii, jak na bohatera Rumunii i Mołdawii.
Jedną z bolesnych kwestii polskiej polityki wschodniej są relacje z Białorusią. Zamiar Warszawy dbania o białoruską mniejszość polską jest całkowicie zrozumiały. Jednak wydaje się, że białoruscy Polacy są wykorzystywani jako instrument nacisku na Mińsk. Białorusini przecież nie wspierają swojej mniejszości etnicznej na terenie Polski wbrew oficjalnym władzom w Warszawie. Białoruś przez swój rozmiar i realną siłę nie jest krajem, który może stać się zagrożeniem dla państwa polskiego. Przez Białoruś idzie natomiast najkrótsza droga do Moskwy, z której już skorzystali Karol XII, Napoleon, Hitler. To właśnie dlatego Rosja patrzy na Białoruś jak na najważniejszy punkt swojej obrony. Z innej strony Białoruś to także najkrótszy szlak do Warszawy i także Polska patrzy na ten kraj jak na terytorium o strategicznym znaczeniu. Dla wielu Rosjan i Ukraińców (i oczywiście Białorusinów) białoruski prezydent Aleksander Łukaszenka nie jest „ostatnim dyktatorem Europy”. Tę nazwę podarowali mu waszyngtońscy ideolodzy Pax Americana za to, że walczy przeciwko zamiarom USA, które dotyczą maksymalnego zdecentralizowania aparatu państwowego Białorusi. Bowiem tylko wtedy kontrola nad Białorusią – bramą z Rosji do Europy czy szlakiem z Europy do Moskwy- będzie łatwiejsza. Słowa wolność, demokracja, obrona praw człowieka w nawiązaniu do polityki Zachodu wobec Białorusi, wydają się ideologicznymi cliche dla lepszego realizowania geopolitycznych interesów. Aktywna pomoc dla Amerykanów ze strony Warszawy w tej sprawie nie da korzyści państwu polskiemu w oczach wielkiej ilości obywateli Białorusi, Rosji czy Ukrainy. Tymczasem państwa te patrzą na Warszawę jak na lennika Waszyngtonu i pewna część politycznego (nie etnicznego) antyamerykanizmu harmonicznie przeistacza się w polityczny antypolonizm.
Kresy wschodnie (mam tutaj na myśli zachodnio- ukraińskie terytorium) – to jeszcze jedna kwestia do rozwiązania i to nie tylko pomiędzy Warszawą a Kijowem. Ten problem -choć w mniejszym stopniu- dotyczy również Rosji. Dla Polaków Kresy – to miejsce koncentracji pamięci narodowej wiążącej się z czasami wielkiej mocarstwowości Polski. Na Kresach tworzyli słynni polscy myśliciele i pisarze. Nie można wyobrazić sobie polskiej kultury bez Kresów. Jednak wraz z upływem czasu Kresy stały się także źródłem polonofobii w skali całej Ukrainy. Mówię „w skali całej Ukrainy”, bowiem „politycy galicyjscy” niosą tę nienawiść do szczebli ukraińskiej władzy w samym Kijowe. Tak samo z Rosją. Rusofobia zachodnio- ukraińska i polonofobia zachodnio- ukraińska są dwiema stronami tego samego medalu. Tylko dla Rosji, Zachodnia Ukraina nie niesie takiego wyraźnego symbolizmu kulturowego. Owszem mieszka tam kilkadziesiąt tysięcy tych, którzy albo są Rosjanami, albo politycznie orientują się na Rosję, jednak Zachodnia Ukraina jako część dawnej Rusi nigdy nie występowała jako „kolebka” kultury rosyjskiej. Wydaje się, że w interesie Polski i Rosji jest zrobienie wszystkiego by „kolebka kultury” nie stała się „kolebką nienawiści”. Niestety rzeczywistość nie przynosi realizacji tego projektu. Obserwacja polskich mediów, które specjalizują się w tematyce kresowej daje wrażenie, że na „antyrosyjskim froncie” ukraińscy nacjonaliści i Polska są sojusznikami. I pierwsi i drudzy mówią o barbarzyńskiej Rosji, z którą lepiej nie mieć do czynienia. Tymczasem na Litwie polskie i rosyjskie siły polityczne podczas wyborów razem występują przeciwko litewskiemu nacjonalizmowi. To samo jest możliwe i na kresach wschodnich. Tym bardziej, że w bolesnej kwestii rzezi wołyńskiej Rosjanie popierają Polaków a nie ukraińskich zwolenników Bandery. Walka z ukraińskim nacjonalizmem może stać się polsko-rosyjskim polem do działania. I na tym powinno zależeć obu państwom. Rosja na Zachodniej Ukrainie nie jest rywalem Polski. Interesy Warszawy i interesy Moskwy są tam zbieżne i mogą pokojowo koegzystować.
Ksenofobiczne napięcia na Ukrainie – to zysk tylko dla Stanów Zjednoczonych, potęgi która dąży do osłabienia Rosji. Rosja (w tym jeszcze Chiny, Brazylia, Iran) dąży do stworzenia wielobiegunowego świata. USA chcą tylko światu jednobiegunowego, skoncentrowanego na Waszyngtonie. Napięcia wokół granic Rosji to strategiczny cel Waszyngtonu. To z tej okazji ukraińskie, nacjonalistycznie organizacje komfortowo czuły się w Ameryce- były bowiem i są instrumentami amerykańskiej polityki w Europe Wschodniej. W tym przypadku traci nie tylko Moskwa, ale i Warszawa. Automatycznie Warszawa staje się ofiarą tej amerykańskiej strategii.
Polsce powinno więc zależeć na konstruktywnej polityce wschodniej. Rywalizacja z Rosją powinna istnieć i byłoby dziwne, gdyby nie istniała bowiem Polska i Rosja mają swoje własne interesy, czasami przeciwne. Chodzi o to by ta rywalizacja nie miała charakteru złośliwego czy odwetowego (ani ze strony Warszawy, ani ze strony Moskwy). Obie stolice muszą zminimalizować negatywne efekty swoich politycznych działań skierowanych w stronę swojego sąsiada i wyizolować zbyt potężne wpływy USA w Środkowo-Wschodniej Europe. Tym bardziej, że w niektórych okolicznościach Rosja może być korzystna dla interesów Polski i vice versa. Z trójkąta Rosja-Polska-USA musi wypaść zatem ten ostatni członek.
Władysław Gulewicz
Tekst ukazał się w ramach debaty Czy modyfikacje w obrębie Doktryny Giedroycia są wystarczające? Jaką drogą powinna podążyć polska polityka wschodnia?, prowadzonej wspólnie przez: