Współczesna strategia powstrzymywania w stosunku do Chin

Obecnie Chińska Republika Ludowa stała się obok Stanów Zjednoczonych najpotężniejszym geopolitycznym graczem. Od połowy ubiegłej dekady Waszyngton, ustawicznie osłabiany przez wyczerpujące konflikty w Iraku i Afganistanie, zaczął z coraz większym lękiem spoglądać na Państwo Środka. Chiny, w tej chwili druga światowa gospodarka, wyszły z tarczą z okresu kryzysu gospodarczego, stając się tym samym głównym rywalem USA w geopolitycznej grze o światowy prymat. Przeciwstawianie się rosnącej potędze Chin to w tej chwili jedno z największych amerykańskich wyzwań w dziedzinie bezpieczeństwa. Eksperci prognozują, iż w wypadku pesymistycznego scenariusza Pekin doścignie Waszyngton w sferze gospodarczej już za 10-15 lat, przy zachowaniu obecnego dynamizmu.

Wobec powyższego Stany Zjednoczone postanowiły przedsięwziąć pewne kroki, mające na celu obronę pozycji mocarstwa numer jeden. Zbiór tych posunięć można nazwać polityką powstrzymywania Chin (China’s Containment Policy) w odpowiedzi na ich gospodarczy, demograficzny i  militarny wzrost potencjału. Nawiązuje ona w dość luźny sposób do zimnowojennej strategii powstrzymywania (containment) sformułowanej przez George’a Kennana w 1947 roku. Z racji innej sytuacji geopolitycznej współczesne metody jej realizowania są inne od tych zimnowojennych.

Jednym z działań mających na celu neutralizować chiński potencjał w Azji jest militarna, ekonomiczna i dyplomatyczna obecność Amerykanów w Azji, w bliskim sąsiedztwie Chin. Mam tu na myśli obecność wojskową w Afganistanie, Tadżykistanie, Japonii, Korei Południowej. Stany dążą również do pogłębienia relacji z Indiami, Australią i Wietnamem. Systematyczne realizowanie owej polityki prowadzi do otaczania Chin – „box In”.

W amerykańskiej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa jest mowa, iż Chiny mają największy spośród innych krajów potencjał do rywalizowania ze Stanami Zjednoczonymi oraz są w stanie podjąć wyścig technologiczny. Wzywa ona także Pekin do większej wstrzemięźliwości na polu wspierania reżimów w Afryce i Azji Centralnej.

USA – Indie – Japonia – Australia

Amerykańska strategia powstrzymywania Chin opiera się na zawieraniu i pielęgnowaniu strategicznych sojuszy z silnymi krajami regionu: Indiami, Japonią, Koreą Południową oraz Australią. Związki z Delhi zacieśniono już w 2006 roku podczas wizyty G.W. Busha. Indie, ze względu na swój ogromny potencjał demograficzny (największa demokracja) i militarny stają się coraz większa przeciwwagą dla Pekinu w regionie. Dobre relacje z Hindusami stara się pielęgnować również Barack Obama, który w listopadzie 2010 roku udał się z oficjalną wizyta na Daleki Wschód. Jedną z metod powstrzymywania Chin w regionie jest również zawieranie umów handlowych z krajami ASEAN. USA dążą też do ożywienia stosunków militarnych z państwami regionu  nie będącymi dotychczas ich ważnymi partnerami, jak Wietnam.

Stany budują coraz ściślejsze relacje w trójkącie USA – Japonia – Australia, zwanym również „małym NATO przeciw Chinom” („a little NATO against China”), bądź „osią demokracji” („the axis of democracy”). Oprócz tego zacieśniono bilateralną współpracę Tokio i Canberry. W 2007 roku podpisano umowę o strategicznym partnerstwie militarnym, którego ukrytym celem jest hamowanie aktywności Chin w regionie.

Zawieranie sojuszy z takimi krajami jak Japonia, Australia czy Indie niesie ze sobą też pewne wyzwania. Nie są to państwa słabe, godzące się na przysłowiową rolę wasala, lecz oczekują symetrycznych, partnerskich relacji na wszystkich szczeblach. W obliczu coraz większej zależności australijskiej gospodarki od Chin (zakup rud surowców), rząd w Canberze musi prowadzić wywarzoną i stonowaną politykę w stosunku do Pekinu. Z pewnością nikt nie chce podzielić losu Japonii, która poniosła ogromne straty spowodowane sporem z CHRL o archipelag Senkaku oraz embargiem na surowce rzadkie. Stanowisko Delhi również musi być bardzo wyważone z uwagi na to, iż Chiny są dla Indii jednym z głównych partnerów gospodarczych, tym samym maja dużo do stracenia w przypadku postaw skrajnie antychińskich. USA w swojej strategii powstrzymywania Chin wykorzystują również partnerów mniejszego kalibru takich jak Kambodża, Filipiny czy Malezja, które są głęboko zaniepokojone działaniami Pekinu szczególnie w obszarze Morza Południowochińskiego, które zdefiniował jako „core national interest”.

Pacyficzne „Sea Power”

Gra toczy się również o dominację nad Oceanem Indyjskim. Tylko dwa kraje są w stanie przeciwstawić się morskiej potędze Chin: Indie i Australia. Aby to osiągnąć niezbędna jest ścisła współpraca z US Navy. Ważne z amerykańskiego punktu widzenia jest również utrzymanie obecnego statusu Tajwanu (bardzo znaczące wsparcie militarne – broń o wartość 6,5 mld $) oraz Morza Południowochińskiego, które to próbuje uzurpować sobie Pekin. Stany Zjednoczone zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, gdyż wg teorii Alfreda Mahana „Sea Power” jest kluczem do dominacji politycznej.

Tajwan jest uważany za potencjalny zapalnik w konflikcie amerykańsko–chińskim. Pekin, modernizując swoją armię przechodzi od defensywnego do ofensywnego jej charakteru. USA co jakiś czas dają do zrozumienia, że wobec agresji CHRL na Tajwan, przyjdą mu z pomocą.

Amerykańska strategia pacyficzna, której bardzo ważnym elementem jest powstrzymywanie Chin nie zmieniła się zasadniczo razem ze zmianą lokatora Białego Domu. Łącznikiem między Bushem juniorem, a Obamą jest Sekretarz Obrony Robert Gates, który reprezentuje realistyczne podejście do kwestii Chin i Pacyfiku.

Amerykanie jak dotychczas trzymają w ryzach Pacyfik dzięki VII Flocie stacjonującej w Yokusuce w Japonii oraz na Guamie. Jej obecność jest gwarancją utrzymania strefy wpływu i skutecznie temperuje chińskie ambicje.

Gra o prymat toczy się nie tylko w Azji, ale także w Afryce i na Karaibach. Chiny są na tych obszarach niezwykle aktywne. Prowadza rozległe interesy w wielu gałęziach przemysłu, krok po kroku uzależniając biedne państwa od siebie. Jest to współczesny neokolonializm, na który Stany Zjednoczone również musza znaleźć jakąś metodę, gdyż za 10-20 lat okaże się, iż pół świata z takich czy innych względów będzie podzielać chiński punkt widzenia w ramach wielu organizacji międzynarodowych.

Indie są kluczowym ogniwem w amerykańskiej polityce powstrzymywania wzrostu potęgi Chin. Ostatnia wizyta Obamy (zwanego pacyficznym prezydentem) w Delhi jest nieprzypadkowa i jest kolejnym krokiem do zawarcia aliansu wymierzonego pośrednio w Państwo Środka. W interesie Stanów Zjednoczonych leży jak najgłębsza współpraca zarówno z Indiami, jak i z Japonią, Australią, Koreą Południową oraz innymi państwami regionu. Niezmiernie ważny jest status Tajwanu i Morza Południowochińskiego oraz dążenie do rozwiązania konfliktu o Kaszmir. Tylko wzajemna współpraca może dać praktyczne rezultaty i przyczynić się do zahamowania wzrostu potęgi Chin.

Krzysztof Pobiedziński

3 komentarzy do “Współczesna strategia powstrzymywania w stosunku do Chin

  1. Mało prawodobny scenariusz – bardziej prawdopobny jest ten z początku XX wieku – pojawienia się grupy niezadowolonych (z obecnego podziału świata) mocarstw, które będą kontestować obecny podział świata. Interesy Dehli i Waszyngtonu są sprzeczne, więc Indiom bliżej do Chin niż do USA.Strategia Obamy przypomina bardziej działałania Wielkiej Brytanii z tego okresu wobec Rosji – próba zdalnego powstrzymywnia. Wszytsko wskazuje (m.in niezywkle pasywne działania Obamy), że sytuacja w stanach jest dużo gorsza niż się oficjalnie przyznaje. Pytanie brzmi, czy dzisiejesze USA to Uk po pierwszej czy po drugiej wojnie światowej.

  2. A mi wydaje się prawdopodobny nawet taki scenariusz w którym USA będą dążyć do ściślejszej współpracy z Rosją by przeciwstawiać się wpływom Chin. Rosja będzie coraz bardziej skłonna do takiej współpracy gdyż Chiny stają się dla niej coraz większym zagrożeniem i ten proces raczej będzie się nasilał biorąc pod uwagę tempo wzrostu gospodarczego i militarnego Chin.

  3. Układ zdychający hegemon plus zdychające pomniejsze mocarstwa jest znany z historii. Tyle że dla Polski to nie najlepsze wieści, bo USA poświęcą swoje pomniejsze interesy np. w europie wschodniej co już widać. Tzw. tarcza anytrakietowa była klasyczną podpuchą dla Moskwy, kosztem Warszawy. Zapłaciśmy wszytskie koszty a laury zwicięstwa poszły do faktycztych kreatorów zamieszania (choć busha już nie było). Takich akcji będzie wiecej. Obecny podział świata nie uwzględnia rosnących rozmiarów południa, więc mniej niż bardziej wybuchowo będzie zmieniany.

Komentowanie wyłączone.