Czy Kuba podąży arabską ścieżką?

W ostatnich tygodniach, oczy niemal całego świata zwróciły się w kierunku Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu. Wydarzenia nazywane przez niektórych komentatorów „Arabską Wiosną” doprowadziły do obalenia dyktatur w Tunezji i Egipcie oraz krwawych zamieszek w Libii. Również pozostałe kraje regionu, w których wieloletnie rządy sprawują despotyczni władcy przeżywają wewnętrzne trudności. Obawa przed utratą władzy spowodowała pospieszne próby opanowania sytuacji metodą drobnych ustępstw, bądź też nasilenia represji względem niezadowolonego społeczeństwa. Wydawać by się mogło, że silne rządy Hosniego Mubaraka, czy Muamara Kadafiego przetrwają w spokoju jeszcze długie lata, a jednak wystarczyła masowa mobilizacja ludności, aby odsunąć ich od władzy.

Analizując przebieg wypadów w państwach arabskich, można spróbować zastanowić się, czy podobne wydarzenia są prawdopodobne w innych krajach, gdzie panują autorytarne władze. Jednym z nich jest bezsprzecznie Kuba. Istnieją oczywiście pewne istotne różnice pomiędzy wyspą braci Castro, a Tunezją lub Egiptem, ale czy są one aż tak znaczące? Uwzględniając bowiem nawet specyficzne uwarunkowania geopolityczne Kuby zauważymy liczne podobieństwa. Jak nie trudno zgadnąć, są to typowe cechy ustroju niedemokratycznego. Na porządku dziennym jest łamanie praw obywatelskich, tłamszenie opozycji, nieuczciwe procesy, podsycanie ciągłej atmosfery strachu wraz z inwigilacją życia prywatnego mieszkańców wyspy.

Zbieżności dotyczą również sfery społeczno-ekonomicznej. Kuba znajduje się w stanie permanentnej zapaści gospodarczej, a cały system funkcjonuje jedynie dzięki dochodom z turystyki, przekazom pieniężnym od rodzin z USA oraz subsydiom od zaprzyjaźnionych krajów. Wśród tych ostatnich palmę pierwszeństwa dzierży Hugo Chavez. Przesyła on ropę naftową po preferencyjnych cenach i zasila budżet Hawany rocznymi dotacjami rzędu 2,5-3,5 mld dolarów. W samym kraju szerzy się ogromna korupcja i kwitnie czarny rynek. Coraz większym problemem staje się bezrobocie i brak perspektyw na przyszłość. Społeczeństwo jest już po prostu zmęczone ciągłą walką w obronie rewolucji. Dlatego też część Kubańczyków zadaje sobie z pewnością pytanie, czy i oni mogliby obalić tyrana?

Ogromna rola jaką w wydarzeniach „Arabskiej wiosny” odegrał internet, a zwłaszcza serwisy społecznościowe, została zauważona nie tylko przez komentatorów świata mediów. Również władze kubańskie bacznie przyglądają się poczynaniom opozycjonistów w cyberprzestrzeni. Zdając sobie sprawę z potencjału, jaku drzemie w globalnej sieci i który uwolniony potrafi zmobilizować szerokie rzecze obywateli, starają się go kontrolować.

Internet w krainie cygar

Dostęp do internetu jest na Kubie w znacznym stopniu utrudniony. Reglamentacja dotyczy go tak samo, jak każdego innego produktu. Szczęśliwcy, którzy mogą surfować w sieci używają tylko poczty elektronicznej i stron zaakceptowanych przez instytucje rządowe. Jedynie niewielki odsetek społeczeństwa posiada domowe łącza internetowe. Większość skazana jest na kafejki, w których godzina kosztuje 1,5 dolara, przy miesięcznych zarobkach rzędu 20 dolarów. W miejscach takich rzecz jasna łatwiej kontrolować obywateli. Nieograniczony dostęp istnieje wyłącznie w hotelach, co podyktowane jest obecnością w nich zagranicznych turystów. Opłata jest tam jeszcze większa i wynosi 10 dolarów.

Według danych z 2009 r. z dostępu do Internetu korzystało około 14% Kubańczyków, czyli mniej więcej 1,6 mln osób. Rząd tłumaczy wszystko trudnościami ekonomicznymi i embargiem nałożonym przez Stany Zjednoczone – zakaz sprowadzania na wyspę zagranicznych, tj. amerykańskich technologii hamuje rozwój telekomunikacji na Kubie. Nawet pomimo tych trudności, kilku opozycjonistów założyło internetowe pamiętniki. Władze starają się uprzykrzać im życie na każdym kroku, byleby tylko zniechęcić od wyrażania swoich myśli. Najbardziej znana kubańska blogerka Yoani Sanchez doświadczyła już wielokrotnie represji ze strony reżimowych bojówek. W listopadzie 2009 roku została brutalnie pobita w odwecie za wypowiedzi publikowane na swoim blogu „Generacion Y”.

Wprawdzie już od dawna cenzura ingeruje w treści zamieszczane przez internautów z Kuby, jednak obecnie działania te uległy intensyfikacji. Niewątpliwie ma to poniekąd związek z sytuacją obserwowaną w krajach arabskich. Ostatnio popularnością cieszy się film instruktażowy, który ujrzał światło dzienne za sprawą przecieku. Dowodzi on dobitnie, iż Hawana poważnie traktuje wirtualne niebezpieczeństwo. Widać na nim agenta bezpieki wyjaśniającego kubańskim oficjelom charakterystykę zagrożenia dla reżimu w cyberprzestrzeni. W swoim przemówieniu wnikliwie informuje o froncie walki z kontrrewolucją w wirtualnym świecie. Broń w klasycznym rozumieniu zastąpiły bowiem blogi i strony takie jak Twitter i Facebook. Podążając tym tropem, nietrudno domyślić się, że z pewnością wszyscy internauci wyrażający krytyczne stanowisko na temat ustroju Kuby, są bez wątpienia najemnikami Waszyngtonu.

Tymczasem reżim w Hawanie przygotowuje własną rewolucję. Rewolucję w sferze ekonomicznej i społecznej. Katastrofalna sytuacja gospodarcza wymusiła podjęcie kolejnych radykalnych decyzji. Zwołany pierwszy raz od blisko 14 lat zjazd Komunistycznej Partii Kuby ma obradować w połowie kwietnia wyłącznie nad wprowadzanymi reformami. Posunięcia rządu mają doprowadzić do zwolnienia blisko 500 tys. pracowników rozbudowanego sektora państwowego, przede wszystkim administracji publicznej każdego szczebla. Ograniczone i zniesione mają być również niektóre ze środków pomocowych dla najuboższych Kubańczyków. Zlikwidowany zostanie obowiązek zapewnienia przez państwo zatrudnienia dla wszystkich obywateli.

Oznacza to akceptację bezrobocia, które dotychczas oficjalnie na Kubie nie istniało. Zwalnianie osoby zachęcane będą do zakładania własnej działalności gospodarczej, co z kolei ma generować zyski dla całego państwa. Ułatwione będzie, m.in. otwieranie prywatnych punktów gastronomicznych i usługowych w turystyce. Wpisuje się to w szereg wcześniejszych kroków, które zmierzały do rozwoju sektora prywatnego. Jeszcze nie tak dawno uważany był on za wroga i sprawcę wielu nieszczęść. Obecnie jednak okoliczności wymusiły na braciach Castro szersze otwarcie się na tego typu inicjatywę i uznanie za zło konieczne.

Jaka perspektywa?

Próbując rozważań na temat zmian w Hawanie na fali społecznego niezadowolenia trzeba odłożyć je na dalszą przyszłość. Biorąc pod uwagę rozbudowane struktury służb bezpieczeństwa, jakie stworzono na Kubie w ciągu ostatnich 50 lat, wydaje się raczej mało prawdopodobne powtórzenie scenariusza z Tunezji i Egiptu. Reżim kubański jest o wiele bardziej represyjny, niż tunezyjski czy egipski, a społeczeństwo Kuby poddane jest znacznie większej kontroli. System panujący na wyspie posiada cechy systemu totalitarnego. Ograniczony dostęp do sieci internetowej w stosunku do liczby ludności nie pozwolił na utworzenie wirtualnej społeczności skupionej wokół, np. Facebooka. Wszechobecna inwigilacja i system donosicielstwa skutecznie uniemożliwiają zorganizowanie masowych wystąpień. Prewencyjne aresztowania połączone z ciągłym nękaniem dysydentów utrudniają przeprowadzenie skoordynowanych akcji.

Ponadto, mnogość organizacji paramilitarnych w rodzaju Komitetów Obrony Rewolucji, czy zwykłych bojówek zawczasu zapobiega wszelkim rozruchom. Silna pozycja armii, która stanowi jeden z kluczowych elementów reżimu jest dodatkowym argumentem przemawiającym na niekorzyść opozycji. Jedynie wówczas, kiedy wojsko wymówiłoby posłuszeństwo władzy i poparło ewentualne protesty, miałyby one szanse na powodzenie. To natomiast póki co, wydaje się całkowicie niemożliwe. Należy wszakże pamiętać, że zarówno władza Muammara Kadafiego w Libii, Hosniego Mubaraka w Egipcie i Al-Abidina Ben Alego w Tunezji wydawały się być równie niezagrożone. Śmiało można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż specjaliści od świata arabskiego byli z pewnością dalecy od przewidywania odejścia tych przywódców w takich okolicznościach. Może więc i na Kubie dokonają się przemiany?

Mateusz Doliński

11 thoughts on “Czy Kuba podąży arabską ścieżką?

  1. Mateusz Doliński przedstawia się jako absolwent stosunków międzynarodowych Uniwersytetu Jagiellońskiego, interesujący się problematyką Ameryki Łacińskiej, ze szczególnym uwzględnieniem Kuby. W świetle powyższego artykuł „Czy Kuba podąży arabską ścieżką?” musi budzić zdumienie. Jeśli autor pisze np. tak: „Kuba znajduje się w stanie permanentnej zapaści gospodarczej” lub „Coraz większym problemem staje się bezrobocie i brak perspektyw na przyszłość”, to chyba nie ma zielonego pojęcia o Kubie.
    Kuba została poddana drastycznej próbie w roku 1989 i latach następnych, gdy władze czołowych państw obozu, z którym Kuba była związana, przeszły ostatecznie na stronę przeciwnika. Kuba obroniła się wówczas, choć jej gospodarka bardzo ucierpiała. W krytycznym 1993 roku PKB Kuby był o 35 proc. niższy niż w 1989. Podjęcie wówczas działań na rzecz „rewolucji” na Kubie mogło zaowocować sukcesem.
    Dziś sytuacja jest całkiem inna. Według ONZ w 2009 roku PKB Kuby był o 109 proc. wyższy niż w 1993 (liczony w cenach stałych 2005 w walucie krajowej). Mateusz Doliński nazywa te 16 lat (1993-2009) „permanentnym kryzysem”. Czy Polska też jest w „permanentnym kryzysie” skoro w latach 1993-2009 nasz PKB wzrósł według ONZ o 107 proc. (to nawet nieco mniej niż na Kubie). Dla porównania PKB USA wzrósł w latach 1993-2009 tylko o 57 proc. Choć więc stopa życiowa jest dziś w USA dużo wyższa niż na Kubie, to jednak różnica nie jest już tak duża, jak w 1993. Dziś zatem robienie na Kubie „rewolucji” byłoby wyraźnie trudniejsze niż w 1993, choć przecież nie niemożliwe.
    Całkiem niezrozumiała jest uwaga Mateusza Dolińskiego o bezrobociu, które ma się jakoby stawać na Kubie coraz większym problemem. Jeśli zajrzymy do Factbooka CIA to znajdziemy tam informację, że w 2010 stopa bezrobocia wynosiła na Kubie 2 proc. Jeśli 2 proc. na Kubie jest problemem, to czym jest podawane w Factbooku 11,8 proc. bezrobocia w Polsce?
    Nie żądam, by ktoś widział w tym, co dziś dzieje się w świecie, globalną grę, by dostrzegał, kim są główni gracze i o co w tej grze chodzi, ale oczekuję, by przed napisaniem tekstu zajrzeć przynajmniej do łatwo dostępnych i jako tako wiarygodnych źródeł, a nie opierać się o gazetową propagandę.

  2. Witam!
    Dziękuję za komentarz, tym bardziej że jest to głos krytyczny. Tak, jestem absolwentem stosunków międzynarodowych i interesuję się rejonem Ameryki Południowej. Szczególnie zaś wyspą o nazwie Kuba, o której pisałem pracę magisterską. Oczywiście nie mówię w żadnym wypadku, że jestem wybitnym specjalistą od spraw kubańskich. Po prostu ciekawi mnie ten region świata. Ale do rzeczy.

    Wszystko, co zawarłem w tekście nadal podtrzymuje. Przedstawiam swoją opinię na temat Kuby, którą to opinię opieram na źródłach przeze mnie odszukanymi. Wszelkie dane, jakie podałem zostały podparte odpowiednimi odnośnikami. Indywidualną sprawą każdego czytajacego jest zaś, czy są one dla niego wiarygodne, czy też nie. Każdy może zgodzić się z powyższymi stwierdzeniami, bądź też im zaprzeczyć. I każdy ma do tego prawo. Co do danych przytoczonych przez Pana, to jak to bywa z liczbami – nie zawsze odzwierciedlają stan faktyczny. PKB wzrósł, jednak nie przełożyło się to w żadnym wypadku na wzrost poziomu życia zwykłych Kubańczyków. Przychody uległy zwiększeniu, co wynika głownie ze zwiększonych odwiedzin zagranicznych turystów, rozbudowy sektora turystycznego, w tym ekskluzywnych ośrodków (swoistych enklaw dobrobytu, otoczonych morzem biedy). Rząd w Hawanie uczynił z turystyki główny dział gospodarki. W 1999 r. Kubę odwiedziło 2 mln gości, a w 2005 r. blisko 2,5 mln. Obroty sięgnęły 2,2 mld dolarów (dane za: C.L.Staten, „The History of Cuba”). Trzeba jednak pamiętać, że lwa część tych dochodów przeznaczana jest na zakup żywności, której Kuba sprowadza blisko 80% z zagranicy (odsyłam na stronę http://www.wfp.org). Nie świadczy to najlepiej o kondycji ekonomicznej kraju, jeśli przeznacza ogromne środki na sprowadzanie żywności, a jego własne pola uprawne leżą odłogiem, ponieważ brakuje sprzętu i nawozów.

    Zgodze się, że po załamaniu na przełomie lat 80./90 ubiegłego wieku, Kuba stanęła na krawędzi. Tylko dzięki umiejętnym działaniom władz, wyrzeczeniom ludnosci i ogromnemu szczęściu rządzących udało się utrzymać cały system. Wtedy po raz pierwszy władze reżimowe zdecydowały się na przysłowiowe poluzowanie śruby i dopuszczenie kapitału zagranicznego. Doprowadziło to w konsekwencji do odbicia się od dna i polepszenia kondycji od 1994 r. (wtedy pierwszy raz od 1989 r. zanotowano wzrost gospodarczy). Nie mozna jednakże zapominać o równoległym zaostrzeniu represji (z chwilowymi ich łagodzeniem, zaleznie od koniunktury).

    Odnośnie bezrobocia, to musimy mieć na uwadze istnienie danych oficjalnych i tych nieoficjalnych. W każdym kraju, w tym i na Kubie jest wszak coś takiego, jak ukryte bezrobocie. Poza tym, dostęp do rzeczywistych (i rzetelnych) statystyk jest utrudniony. Bazujemy przeciez na danych przedstawianych przez instytucje rządowe w Hawanie. Wszelkie zagraniczne opracowania opierają się na własnych anlizach i przypuszczeniach. Z większym lub mniejszym marginesem błedu. Jakoś nie wydaje mi się, aby CIA przy opracowywaniu Factbooka, opierała się na badaniach na Kubie. Tam monopol na to ma kubański odpowiednik naszego GUS-u.
    Niski procent osób bez zatrudnienia wynika również z inicjatywy władz, które złagodziły prawo i zachęcają do prywatnej działalności. Także i obecnie, ta armia zwalnianych ludzi (500 tys.) z sektora państwowego ma mieć ułatwione otwieranie prywatnej działalności. Ciekawym zagadnieniem jest w przypadku Kuby istnienie stanu okreslanego angielskim słowem „undereployment”, co objawia się pod postacią np. lekarzy lub inżynierów prowadzacych taksówki lub sprzedajacych na straganach. Rzesza ludzi z wysokim wykształceniem pracuje poniżej swoich kwalifikacji.

    W tym miejscu w ogóle wchodzimy już jednak na grunt dyskusji, dotyczącej systemu centralnego planowania, socjalizmu, własności państwowej itd. To wszystko, do czego zmierzał przez lata Castro. Teraz okazuje się, że mimo wszystko w pracy na własny rachunek tkwi recepta na polepszenie stanu gospodarki.

    Pamiętajmy także o przekazach pieniężnych od rodzin mieszkajacych w USA. Dla wielu Kubańczyków, te dotacje są głownym żródłem utrzymania. Przy pensji wynoszacej równowartość ok. 20 dolarów miesięczne i ciągłych brakach w zaopatrzeniu, jest to jedyny ratunek, aby w miarę normalnie funkcjonować (vide: sklepy, w których płaci się tzw. peso wymienialnymi, a te wcześniej uzyskuje się po wymianie dolarów w państwowych bankach).

  3. Szanowny Panie Mateuszu
    Nie reagowałem od razu na Pana komentarz, bo nie pozwolił mi na to brak czasu. Dziś mam go trochę.
    W moim pierwszym komentarzu wskazałem, że w swym tekście wyraził Pan opinie, które w żaden sposób nie odpowiadają rzeczywistości. Wskazałem na dwie:
    1) „Kuba znajduje się w stanie permanentnej zapaści gospodarczej”
    2) „Coraz większym problemem staje się bezrobocie i brak perspektyw na przyszłość”
    Co do pierwszej, to przekazałem Panu informację, że według ONZ wzrost PKB na Kubie (ceny stałe roku 2005, waluta krajowa) wyniósł 109 proc. w latach 1993-2009. Pan może w tej sytuacji zakwestionować ten wskaźnik, pokazując, że ONZ nie podał takiego wzrostu, albo pokazać, że istnieje wiarygodniejsze źródło, które podaje zdecydowanie niższy wzrost, albo też w końcu uznać ten wzrost i pokazać, że w świecie powszechnie się przyjmuję, iż wzrost PKB o 109 proc. w ciągu 16 lat to jest właśnie permanentny kryzys. Pan jednak nie wskazał źródła, które podawałoby inny wzrost kubańskiego PKB i nie wskazał Pan też, którzy to ekonomiści przyjmują, że wzrost PKB o 109 proc. w ciągu 16 lat to permanentny kryzys.
    Co do drugiej opinii, to napisałem Panu, że wg CIA stopa bezrobocia w 2010 wynosiła na Kubie 2 proc. Tu też mógł Pan zakwestionować tę liczbę, podając wiarygodniejsze źródło, informujące o dużo wyższym bezrobociu, bądź wskazać, że w powszechnej opinii specjalistów bezrobocie na poziomie 2 proc. to poważny problem. Nie zrobił Pan ani jednego, ani drugiego. Ograniczył się Pan do stwierdzenia: „Wszystko, co zawarłem w tekście nadal podtrzymuję”. A na jakiej podstawie?
    Na dodatek sypie Pan jak z rękawa kolejnymi oderwanymi od rzeczywistości sugestiami i opiniami. Odniosę się do dwóch:
    1) O śmieszność ociera się sugestia, że dane CIA na temat Kuby mogą być przepisywane z kubańskiego rocznika statystycznego. Ja mogę wiele złego powiedzieć o CIA, ale nie zgodzę się, że jest to banda pajaców, które nie potrafią pozyskiwać informacji o sytuacji w różnych państwach świata. W przypadku Kuby Factbook CIA należy do kategorii źródeł: „raczej nie jest gorzej, niż oni informują”. CIA niie ma żadnego powodu przedstawiać sytuacji na Kubie lepiej, niż ona rzeczywiście wygląda. Jeśli zatem chcemy pisać o Kubie dobrze, to Factbook CIA jest wiarygodnym źródłem. Gdybyśmy chcieli pisać o Kubie źle, to wiarygodnym źródłem stałyby się oficjalne dane z Hawany, gdyż są one w tym wypadku źródłem kategorii: „raczej nie jest lepiej, niż oni informują”. Dane ONZ o Kubie zaliczyłbym do kategorii „prawdopodobnie jest tak, jak oni informują”.
    2) Napisał Pan: „PKB wzrósł, jednak nie przełożyło się to w żadnym wypadku na wzrost poziomu życia zwykłych Kubańczyków”. Na stronie FAO znajdzie Pan informację, że dzienna dieta statystycznego Kubańczyka w 1993 dawała mu 2.325 kcal i 50 gram białka. To wprawdzie jeszcze nie głód, ale już niebezpiecznie mało. Przy niesprawiedliwym podziale może się przy tym poziomie wyżywienia okazać, że grupy upośledzone przez system dystrybucji już głodują.
    W 2007 (ostatni policzony przez FAO) dzienna dieta statystycznego Kubańczyka dostarczała mu 3.274 kcal i 81 gram białka. To już więcej niż potrzeba. Przy tym poziomie wyżywienia mamy prawo spodziewać się, że pojawi się w populacji istotny odsetek ludzi z nadwagą, a nawet zauważalny odsetek ludzi otyłych.
    Na jakiej podstawie twierdzi Pan, że wzrost poziomu wyżywienia od stanu zaledwie wystarczającego, przy poprawnej dystrybucji, do stanu pewnego nadmiaru, to nie jest wzrost poziomu życia zwykłych Kubańczyków?

    Na zakończenie zwrócę Panu uwagę, że są też dziedziny życia, w których Kuba góruje nad Polską. W Factbooku CIA znajdzie Pan np. informację, że w 2010 śmiertelność niemowląt wynosiła na Kubie 4,90 na tysiąc urodzeń, podczas gdy w Polsce 6,54 na tysiąc urodzeń. Ponadto oczekiwana długość życia w momencie urodzenia to obecnie na Kubie 77,70 roku a w Polsce 76,05 roku. To wyraźna różnica na korzyść Kuby.
    Nie jest tajemnicą, że poziom opieki medycznej na Kubie jest wyższy niż w Polsce. Kuba jest przy tym eksporterem usług medycznych, i to zarówno na zasadzie wysyłania swego personelu medycznego za granicę, jak i na zasadzie przyjmowania do leczenia na Kubie pacjentów z innych państw.
    Prawdopodobnie Kuba ma też nad Polską przewagę w kształceniu, co nie dziwi wobec informacji z Factbooka, że przeznacza ona na oświatę 13,6 proc. swego PKB, podczas gdy Polska tylko 4,9 proc.
    Również część wskaźników gospodarczych jest lepsza w przypadku Kuby, np. inflacja w 2010 wynosiła wg Factbooka 0,7 proc. na Kubie i 2,6 proc. w Polsce, a dług publiczny to na Kubie 34,4 proc. PKB podczas gdy w Polsce 53,6 proc. PKB.
    Niechże więc Pan nie pochłania tyle propagandy i nie formułuje tak beztrosko oderwanych od rzeczywistości opinii.
    Pozdrowienia

  4. Witam

    Pisze prace licencjacką na temat Kuby a konkretnie to o społeczeństwie kubańskim w latach 1956-1966, chodzi tu o gospodarke kultur religie itd. Czy znacie jakoąś dobrą literature, która może mi się przydać

  5. Chciałbym byś kulturalny ale nie potrafię. Pan Doliński ma znakomitą rację a Pan Badura niestety bzdurzy i bzdurzy. Może jednak, żeby mówić o Kubie, nie należy tak mocno ufać źródłom, które Pan Badura przytacza, a znaleźć się w „oku cyklonu”, czyli miejscu, o którym Pan mówi i nie z perspektywy biznesmena czy naukowca przesiąkniętego statystykami (zawsze niestety nieudanymi), ale z perspektywy ulicy i ludzi, którzy tam muszą żyć. Nie jestem turystą z „karaibskiego raju” a Havana przestała już dawno być perłą Antyli… Mieszkałem w Havanie jakiś czas. Zapewniam, nie w pięciogwaizdkowym hotelu, to zdejmuje różowe okulary statystyk. Polecam „jakiś czas” na Kubie. Niezbędne przygotowania? Mniej „źródeł”, więcej hiszpańskiego, niezależnej prasy – ogólnie dostępna, kubańskich blogów i może jednemu z panów oczy się otworzą, choć szczerze wątpię, bo żaden Kubańczyk (o ile nie jest mocno „związany”) nie widział od 50 lat w swojej dziennej diecie „2.325 kcal” jak ma 1000 to już jest dobrze. Ci, co dostają wsparcie z Miami, mają wielkie brzuchy, inni ledwo chodzą… Kończę bo się bardzo denerwuję, kiedy czytałem wywód Pana Badury poczułem się jak w telewizji. Drogi Panie lęk mnie ogarnia, że mógłby Pan być może mieć jakiś wpływ na moje życie. Powodzenia.

  6. Niechże się Pan nie przejmuje…. jeśli się Pan przejął, a Pana interlokutorowi życzę z całego szczerego serca „leczenia” w kubańskim szpitalu, tym „entre 40 y 50”

  7. Ostatnimi czasy miałem utrudniony dostęp do internetu, stąd też dopiero teraz odpisuję. A więc może po kolei, bo widzę że pojawiły się nowe komentarze.

    @Piotr Badura: Panie Piotrze, dane które Pan podaje są oczywiście ogólnie dostępne na stronie CIA i mogą posłużyć do nakreślenia sytuacji, jaka panuje na Kubie. Gdyby jednak trzymać się sztywno tych tylko wskaźników otrzymaliśmy byśmy obraz nad wyraz piękny, ale skrzywiony. Rzeczywiście, Kuba w kilku dziedzinach np. niskiej stopie bezrobocia, czy średniej długości życia wypada lepiej od Polski i innych krajów lepiej rozwiniętych. Jednakże liczby to nie wszystko. Same wykresy i słupki nie oddają wszystkiego. Bo skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Dlaczego nieremontowane kamienice rozsypują się, zdezelowane samochody odmawiają posłuszeństwa, publiczny transport ledwo zipie, ludzie całymi dniami przesiadują na progach domów, ponieważ brakuje dla nich zajęcia, rolnictwo leży na łopatkach, a jedynymi źródłami utrzymania wielu Kubańczyków są dotacje od rodzin z USA? Wysoki PKB jest nieco mylący, ponieważ zawyżają go przychody z turystyki. Enklawy luksusu otoczone morzem biedy generują znaczne środki finansowe, jednak nie przekłada się to na polepszenie warunków bytowych przeciętnego mieszkańca wyspy. Pomijam już fakt, iż do takich kurortów, jak Varadero i pokrewnych zwykli Kubańczycy nie maja wstępu. Zachęcam do przeczytania artykułów na stronie solidarnizkuba.pl lub blogu Joani Sanchez. Warto sięgnąć także do relacji osób, które odwiedziły Kubę w celach turystycznych i zboczyły z trasy hotel-autobus-atrakcje miasta-plaza-hotel. To, co widzi zachodni turysta z okna hotelowego, szyby autobusu i słyszy z ust przewodnika, to jedynie fasada. Za pięknymi alejami, odnowionymi elewacjami, kryje się obraz prawdziwej Kuby, zniszczonej (mimo szczytnych haseł i szumnych deklaracji) przez ponad 50 lat rządów braci Castro.

    Przy okazji nasunęła mi się taka oto myśl. Nie wikłając się w teorie spiskowe itp. oraz odkładając na bok naukowe podejście, doszedłem do wniosku, że Amerykanom na rękę jest chyba utrzymywanie na Kubie reżimu Castro i poniekąd obawiają się gwałtownych zmian. W sytuacji nagłego przewrotu i zmiany władzy, mogłoby dojść do niekontrolowanej migracji w kierunku wybrzeży USA. Przy tym, obrazki z Lampedusy to zapewne byłoby nic, w porównaniu z tysiącami Kubańczyków szturmujących plaże Florydy. Mozę więc dlatego CIA w takich superlatywach przedstawia sferę społeczno-ekonomiczną Kuby. Ale to tylko taka swobodna dywagacja, bez konkretów : )

    W każdym bądź razie, dziękuję za komentarz i również pozdrawiam!

    @Marek: Chętnie służę pomocą. Przy pisaniu magisterki udało mi się zebrać trochę źródeł pisanych. Poproszę o adres mailowy, na który mógłbym przesłać listę pozycji książkowych. Myślę, że coś na pewno się przyda : )

    @Alex: Dzięki za głos w dyskusji. Tym bardziej, że jest to głos osoby trzeźwo myślącej i posiadającej informacje z pierwszej ręki. W sumie jedynie pobyt na Kubie, spotkania z mieszkańcami i obejrzenie na własne oczy sytuacji tam panującej umożliwia w miarę rzetelną ocenę. Niestety większość osób – w tym i ja – jest skazanych na pośrednictwo mediów, relacji emigrantów, czy opracowań książkowych. Ważne jest wszakże, aby wybierać w myśl zasady „im więcej różnorodności, tym lepiej”.
    Pan Piotr Badura ma prawo do własnej opinii i własnego zdania na temat Kuby. Jego prawem jest też opieranie się na takich, a nie innych źródłach przy opisywaniu sytuacji na Kubie. Może mimo wszystko sięgnie także po inne źródła, więcej materiału i kiedyś zweryfikuje swoje zdanie. Myślę, że trzeba po prostu spokojnie do tego podejść.

    Pozdrawiam : )

  8. Panie Dolinski, jesli Pana praca magisterska byla taka jak ten artykul powyzej, to Pana wiedza o Kubie jest naprawde niewielka. Powinien Pan nie tylko korzystac z materialow propagandowych lecz rowniez znalezc obiektywne zrodla, a przynajmniej starac sie o to. Pana artykul jest na miernym poziomie, i wiekszosc wnioskow Pana odnosnie Kuby sa jakby sciagniete z antykubanskich publikacji.

    W porownaniu z Panem mialem przyjemnosc byc na Kubie, nie tylko w resorcie dla zachodnich turystow. I wnioski moje sa zupelnie inne niz Pana. Biedny kraj bedacy pod stalym embargiem od dziesiecioleci i majacy nieszczescie byc na drodze huraganow karaibskich. Moglbym z pewnoscia powiedziec, ze gdyby USA na swoim obszarze mialy taka ilosc huraganow, to pewnie nie bardzo bylo by co zbierac w USA. Biedny kraj szczesliwych ludzi, ktorzy maja inne wartosci niz tylko zachodni konsumpcjonizm.

    Pozwole sobie nie wspomniec tutaj o Alexie, ktory z cala pewnoscia z Kuba nie mial do czynienia i szpitala kubanskiego nie widzial. Medycyna tego kraju jest uwazana za jeden z najwyzszych poziomow na swiecie.

    Kuba jest krajem dumnych ludzi, ktorzy mieli odwage przeciwstawic sie wyzyskowi swiata zachodniego. Nie wybaczono im tego nigdy.

    Panie Badura, w pelnie sie z Panem zgadzam i wiele moznabyloby dodac do Pana wnioskow. Pozdrawiam.

  9. Witam,Pan Dolinski ma faktycznie znakomita racje!!!! ,zas co do Pana Badury to musze przyznac ze na krotki czas Pana statystycznych wywodow przeniosl mnie Pan w lata mojej mlodosci w PRL-u w ubieglym stuleciu.
    Od 10 lat rokrocznie spedzam na Kubie kilka miesiecy ,znam swietnie ten kraj i jego dumnych mieszkancow.Jestem tam zaangazowana charytatywnie.I musze Pana zapewnic ze z tego ,,raju,, chce uciec conajmniej co drugi …Poniewaz ufa Pan oficjalnej statystyce,zalecam Panu zapoznanie sie i probe analizy np rekordowej liczby samobojstw na Kubie..
    Pozdrawiam

    1. Pani Liliano, nie chce podwazac Pani wiedzy odnosnie Kuby. Bywam tam i tez jestem zaangazowany charytatywnie. Moze nawiazemy kontakt – wspolnie wiecej mozna zrobic (ja zajmuje sie przesylem sprzetu komputerowego).

      Jesli mialbym zrobic analize liczby samobojstw na Kubie, to wynika ze statystyk wyraznie, ze jest ich mniej niz np. w Polsce. I jesli Pani zdaniem ich liczba jest tam rekordowa, to w Polsce, skoro jest wyzsza, ich liczba musialaby szokowac. Bylem na Kubie ostatni raz mniej niz 2 miesiace temu i przyznam sie, ze nikt nigdy mnie nie zaczepil proszac o pieniadze. A bylem tam od 5 gwiazdkowych hoteli do slamsow. Od Kuby zdazylem byc miedzy innymi w Polsce, Slowacji, Ukrainie i Rosji. I tylko w Polsce bylem zaczepiany i proszony o jalmuzne.
      Dziwne.

      Prosze o kontakt.

Komentowanie wyłączone.