Nigeria – czarny scenariusz wyborczy?

Poprzednie wybory w Nigerii (Zdjęcie: DailyMail.co.uk)
Poprzednie wybory w Nigerii (Zdjęcie: DailyMail.co.uk)

Wybory prezydenckie zaplanowane w Nigerii na styczeń 2011 roku wydają się umykać uwadze światowej opinii publicznej. Tymczasem skomplikowana sytuacja wewnętrzna tego kraju oraz znaczenie w regionie i na kontynencie (m.in. ogromne złoża ropy naftowej, zaangażowanie w stabilizację sytuacji w Darfurze, Sudanie i Somalii) powinny przyciągnąć obserwatorów. Dotychczasowa niepisana umowa kształtująca podział władzy pomiędzy zamieszkujących na północy kraju muzułmanami a chrześcijanami z południa wydaje się chylić ku końcowi. Na horyzoncie nie widać nowej koncepcji pogodzenia interesów wieloetnicznego społeczeństwa, a państwu grozi destabilizacja.

Nasz prezydent, wasz wiceprezydent

Do tej pory wynik wyborczy stanowił wypadkową pewnego konsensusu wśród elit politycznych – urzędy prezydenta i wiceprezydenta pełnione były rotacyjnie przez chrześcijan i muzułmanów. Ten zwyczaj zapewniał względną stabilność i zapobiegał wybuchom walk o władzę, które mogłyby okazać się iskrą w beczce prochu, jaką jest zróżnicowane etnicznie i religijnie społeczeństwo nigeryjskie. Kiedy w 1999 roku zakończyła się wojskowa dyktatura, a władza przekazana została w cywilne ręce, elita polityczna złożona z wysokich wojskowych i cywilów ustaliła system rotacji na najwyższych urzędach w państwie. Szybko okazało się, że pierwszy wybrany w ten sposób prezydent – Olusegun Obasanjo, chrześcijanin z Południa, liczył na reelekcję. Jego zwycięstwo w wyborach w 2003 roku mieszkańcy Północy zaakceptowali, ale bez wielkiego entuzjazmu. Kiedy Obasanjo po raz kolejny złamał umowę i zgłosił chęć kandydowania również w wyborach w 2007 roku, muzułmanie odpowiedzieli niepokojami społecznymi. Prezydentowi nie udało się przeforsować zmiany konstytucji, ale zachował stanowisko szefa partii i szerokie wpływy pozwalające mu na kontrolę rządu. Jeden z zachodnich dyplomatów tak podsumował działalność Obasanjo: “Chce dawać rządzącym rady z siedzenia pasażera, ale jest gotów sam przejąć kierownicę, jeśli tylko Nigeria zjedzie z wyznaczonej przez niego drogi”. Z tylnego krzesła udało mu się doprowadzić do zwycięstwa wyborczego popieranego przez niego Umaru Yar’Adua (muzułmanina z Północy), który został prezydentem, i Goodlucka Jonathana – wiceprezydenta z Południa. Niestety przedwczesna śmierć Yar’Adua znów zachwiała kruchym porozumieniem i Jonathan objął najwyższy urząd.

Kandydaci na start

Obecnie nigeryjska scena polityczna jest bardzo niestabilna. Jakakolwiek umowa w ramach elit politycznych wydaje się nierealna. Z drugiej strony, brak również polityka na miarę Obasanjo, który mógłby przeforsować i firmować swoim nazwiskiem jakąś silną kandydaturę. Muzułmanie nadal uważają, że teraz to ich kolej, aby sięgnąć po prezydenturę, ale nie ma wśród nich zgody na wystawienie wspólnego kandydata. Gotowość do startu zgłosił za to obecny prezydent Jonathan. Wygląda więc na to, że wyścig wyborczy rozegra się pomiędzy dotychczasowym prezydentem a kilkoma kandydatami z Północy. Tłem kampanii będzie niestabilna sytuacja wewnętrzna – zamieszki etniczne i religijne w regionie Middle Belt, działalność islamskich ekstremistów na północy kraju i rebeliantów w Delcie Nigru. Najczarniejszym scenariuszem jest nałożenie się preferencji politycznych na już istniejące podziały i eskalacja dotychczasowych konfliktów.

Gorączka czarnego złota i dziurawe rury

Najgłośniejszym echem w światowej opinii publicznej odbija się rebelia w Delcie Nigru. Region ten jest niezwykle zasobny w ropę naftową i dlatego stanowi gospodarczy fundament kraju prawie całkowicie uzależnionego od wydobycia tego cennego surowca. Konflikt sięga lat 90., kiedy zaczęły się pierwsze napięcia pomiędzy koncernami naftowymi, a mieszkańcami Delty. Mniejszości etniczne czuły, że ich udział w zyskach z wydobycia jest niewielki w porównaniu z dochodami kompanii, państwa i skorumpowanych elit, a prawa człowieka – łamane. Konflikt doprowadził do militaryzacji niemal całej Delty – w regionie pojawiły się nie tylko zbrojne siły rządowe, ale i bojówki tworzone przez mieszkańców.

W kontekście gigantycznego wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej warto zwrócić uwagę na to, że Delta tonie nie tylko we krwi rebeliantów i cywilnej ludności, ale i w ropie, zmieniając się powoli w wielkie skażone bajoro. Raport ministerstwa środowiska Nigerii i brytyjskiej organizacji World Wildlife Federation z 2006 r. wylicza, że w ciągu ostatnich 50 lat wyciekło tam od 9 do 13 mln baryłek ropy, czyli od dwóch do trzech razy więcej niż w ostatnich miesiącach w Zatoce Meksykańskiej. Według danych rządowych w latach 1970-2000  doszło do ponad 7 tys. wycieków. Shell – największy w Nigerii zachodni gracz – winą za to obarcza rebeliantów, ale sama firma nie dopuszcza do inspekcji instalacji przez niezależne organizacje. Faktycznie partyzanci dopuszczają się porwań pracowników, kradzieży ropy i zniszczeń ropociągów. Postulaty tych grup są dość zróżnicowane – od żądań odszkodowań  za klęski ekologiczne i zniszczenie upraw poprzez sprawiedliwszy podział zysków z ropy po autonomię. Choć zgodnie z niezależnymi szacunkami większość pieniędzy zostaje w Delcie, to trafiają one przede wszystkim do kieszenie skorumpowanych urzędników.

To prawda, że wiele wycieków ropy powstaje wskutek nielegalnych odwiertów mieszkańców, którzy w ten sposób próbują związać koniec z końcem, ale organizacje pozarządowe donoszą, że za gigantyczną degradację środowiska odpowiadają głównie koncerny naftowe, które od lat oszczędzają na inwestycjach w unowocześnianie i konserwację infrastruktury. Skutkiem tego są rażące akty łamania praw człowieka – zwłaszcza tych odnoszących się do sfery socjalnej i społecznej. Amnesty International co roku donosi m.in. o nieprzestrzeganiu bezpieczeństwa pracy, łamaniu prawa do życia w zdrowiu, prawa do wody czy braku środków prawnych, jakie powinny przysługiwać ludności walczącej o swoje prawa na drodze sądowej i administracyjnej.

Kryzys w Delcie Nigru w dobitny sposób dowodzi, że Nigeria jest wobec tej sytuacji bezradna. Zarówno państwo, jak i koncerny powinny ponieść odpowiedzialność za łamanie prawa, również międzynarodowego, ponieważ ich wina jest bezsprzeczna.

Dżihad po nigeryjsku?

Niger nie jest jedynym problemem władz. Coraz poważniejszy wydaje się – nienowy – konflikt pomiędzy chrześcijanami, a muzułmanami. Co ważne, u jego genezy nie leżą jedynie różnice religijne, ale to właśnie wyznanie jest podstawowym wyznacznikiem pozwalającym zidentyfikować grupy po obu stronach barykady. Zamieszki i pogromy powtarzają się co jakiś czas, zbierając krwawe żniwo liczone w tysiącach ofiar śmiertelnych jak w mieście Jos w styczniu 2010 roku. Niepokoje wybuchały z różnych powodów – począwszy od religijnych, kiedy chrześcijanie protestowali przeciwko wprowadzeniu szariatu we wszystkich prowincjach kraju, po etniczne czy ekonomiczne, kiedy obie strony oskarżały się wzajemnie o kradzież ziemi.

Zróżnicowana jest postawa władz wobec tego konfliktu. Na poziomie centralnym jest ona przeważnie zdecydowana i skierowana na obronę niewinnej ludności cywilnej. Niepokojące jest jednak to, że lokalni politycy traktują sytuacje kryzysowe w sposób koniunkturalny, wykorzystując je dla własnych celów. Bez względu na to wszystko, krótkowzroczne władze raczej starają się załagodzić bieżącą sytuację, a nie na likwidacji przyczyn pogromów. To powoduje, że walki będą wciąż będą wybuchać, zwłaszcza w środkowej części Nigerii, tzw. Middle Belt, gdzie ludność jest najbardziej zróżnicowana etnicznie i religijnie.

Receptą powrót dyktatury armii?

Przygotowania do wyborów nawet nie ruszyły. Co więcej nie wdrożono wszystkich przepisów dotyczących reformy systemu wyborczego, co przegrani w wyścigu o urząd prezydencki bez wątpienia wykorzystają do podważenia prawomocności wyborów. Czy zakończy się to zamieszkami? Być może. W przypadku powyborczej destabilizacji tylko armia – wciąż odgrywająca ważną rolę w nigeryjskiej polityce – będzie w stanie opanować sytuację. Pytanie brzmi – na jak długo wojsko przejęłoby władzę? Tego nie wiemy, ale bez względu na to, jaką odpowiedź przyniesie przyszłość, perspektywy dla demokracji w Nigerii rysują się w ciemnych barwach.

Katarzyna Kowalewska