Gwiezdne wojny

Wizję człowieka w kosmosie urzeczywistniono w okresie zimnej wojny. Dziś – poza błyskiem fleszy – znów toczy się rywalizacja o przewagę w przestrzeni pozaziemskiej.

Kosmiczne przedbiegi

Po II wojnie Światowej Związek Radziecki i Stany Zjednoczone dysponowały silnymi zespołami naukowymi, wspartymi fachowcami od technologii rakietowej z pokonanej III Rzeszy. W zespole amerykańskim było 118 niemieckich specjalistów, którzy zdecydowali się powierzyć swoją wiedzę Ameryce. Jednak to Związek Radziecki wybudował pierwszy port kosmiczny o nazwie Bajkonur, gdzie konstruowano i testowano rakiety zdolne unieść się w przestrzeń kosmiczną. Stamtąd w 1957 roku bez żadnej zapowiedzi wystrzelono w kosmos Sputnika. Wydarzenie to obudziło Amerykę i zmobilizowało ją do działania. Zanim jednak Amerykanie zdołali wysłać satelitę, Rosjanie wysłali na orbitę pierwsze żywe stworzenie – psa imieniem Łajka.

Po wysłaniu przez Rosjan kolejnych psów (Wiewiórki i Strzałki) oraz wystrzeleniu pojazdu w stronę Księżyca i uzyskaniu fotografii niewidocznej strony Srebrnego Globu, Amerykanom nie pozostało nic innego niż wyniesienie w kosmos człowieka. Tak do życia powołano projekt Mercury. Aby się upewnić, że nic nie będzie zagrażać życiu najlepszych pilotów, wysyłano na orbitę szympansy. W efekcie pierwszym „Amerykaninem” w kosmosie został dwuletni Ham. W 1961 roku małpę wystrzelono z przylądka Canaveral na pokładzie kapsuły MR-2. Mimo drobnej nieszczelności pojazdu, Ham dobrze zniósł swój 16-minutowy lot i bezpiecznie wylądował na wodach Atlantyku. Niestety, Amerykanie padli ofiarą swojej przezorności i znów zostali przegonieni przez Rosjan, a dokładniej przez Jurija Gagarina, który w 1961 roku odbył 108-minutowy lot orbitalny, zasługując tym samym na miano pierwszego człowieka w kosmosie. Dopiero 23 dni potem Amerykanom udało się wynieść w przestrzeń swojego obywatela, pilota Alana Sheparda.

Wyścig supermocarstw nabrał największego rozpędu, gdy celem stał się Księżyc. Pierwszą misją, która udała się w okolice Księżyca aby go okrążyć, była misja statku Apollo 8. Działo się to w 1968 roku, a załogę statku stanowili: Frank Borman, Jim Lovell, William Anders. Rok później kolejna misja zapisała się złotymi głoskami w historii ludzkości – Neil Armstrong jako pierwszy człowiek stanął na Księżycu.

Ambitne cele

Po programie Apollo NASA postawiła sobie za cel ustanowienie stałej obecności człowieka w kosmosie. Trzeba było zaplanować budowę orbitalnego przyczółka czy laboratorium, w którym astronauci mogliby spędzać dłuższy czas. Tak zrodził się pomysł podniebnego laboratorium. Choć Rosjanom udało się wyprzedzić USA w umieszczeniu na orbicie swojej stacji kosmicznej, NASA nie zarzuciła planów. W miesiąc po wysłaniu przez ZSRR drugiej stacji kosmicznej Salut, amerykańska rakieta wyniosła w przestrzeń kosmiczną 100-tonową stację Skylab. Niestety, po 6 latach Skylab spłonął w atmosferze. By udowodnić, że Ameryka nie zapomniała o swoich kosmicznych marzeniach, w 2004 roku prezydent George Bush wygłosił orędzie „Vision for Space Exploration”.

Nowy plan zakłada zastąpienie wysłużonych wahadłowców rakietami Ares do 2014 roku, powrót człowieka na Księżyc przed 2018 rokiem oraz ustanowienie stałej bazy naukowej na Srebrnym Globie. Zgodnie z planami NASA, na Księżyc ma zabrać astronautów nowy załogowy pojazd badawczy Crew Exploration Vehicle. Planuje się, że na orbitę wokółziemską wyniosą go rakiety, po czym połączy się on z ciężkim lądownikiem księżycowym. Na powierzchni Księżyca ma osiąść w nim czterech astronautów, którzy spędzą tam około siedmiu dni. Po powrocie odłączona od kolejnych członów napędowych i serwisowych kapsuła opadnie na powierzchnię Ziemi na spadochronach. W przeciwieństwie do kapsuł Apollo nie będzie musiała wodować, da się ją też wykorzystać kilkakrotnie. Będzie ją wypełniała zbliżona do ziemskiej atmosfera, a nie – jak w przypadku Apollo – łatwo zapalający się czysty tlen.

Strategiczne miejsce

Dlaczego Amerykanie chcą wrócić na Księżyc? Jedną z głównych przyczyn jest wyścig po złoża cennych surowców, m.in. hel-3. Geolodzy szacują, że na Ziemi jest go tylko około 10 kilogramów. Natomiast próbki skał przywiezionych przez Amerykanów i Rosjan z Księżyca wskazują, iż znajdują się tam duże ilości tego pierwiastka. Najprawdopodobniej występuje on też na Marsie.

Hel-3 to doskonałe źródło czystej energii, bo przy jego syntezie jądrowej z deuterem nie powstają szkodliwe odpady, jak to ma miejsce w reaktorze na pluton czy uran. Jest przy tym ogromnie wydajny – według danych amerykańskiego Instytutu Nauk Planetarnych 25 ton helu-3 zapewniłoby energię elektryczną dla Stanów Zjednoczonych na cały rok. To znamienne dane, tym bardziej że złoża ropy naftowej i gazu ziemnego wyczerpią się za kilkadziesiąt lat.

Księżyc jest w centrum zainteresowania nie tylko z powodu helu-3. Wielu badaczy uważa Srebrny Glob za idealną stację pośrednią i świetne miejsce ćwiczeń przyszłych załóg marsjańskich. Drogę do odległego o 380 tys. kilometrów ziemskiego satelity można pokonać w ciągu około trzech dni. Oznacza to, że trenujące na nim załogi będą mogły w razie jakichś komplikacji stosunkowo szybko powrócić na Ziemię. W dodatku, przy tak małej odległości komunikacja radiowa odbywa się niemal bez opóźnień, w przeciwieństwie do łączności z Marsem, gdzie nieuniknione są opóźnienia nawet kilkudziesięciominutowe.

Obserwacje wykonane w 1994 roku przez sondę Clementine wykazały, że w pobliżu księżycowych biegunów można znaleźć kratery, do dna których nigdy nie dociera słoneczne światło. Jednak dopiero niedawno udało się w pobliżu księżycowego bieguna północnego odnaleźć obszary, których w ciągu całego księżycowego lata ani na chwilę nie ogarnia cień. Czy podobnie dzieje się podczas księżycowej zimy? Tego nie udało się jeszcze ustalić. Jeśli jednak okaże się, że istotnie odnaleziono okolice wiecznego blasku, mogą się one okazać dobrym miejscem do założenia bazy załogowej.

Na pozbawionym atmosfery Księżycu wahania temperatury wywołane następstwem dnia i nocy sięgają ponad 250 stopni Celsjusza. Takiej zmiany warunków większość materiałów na dłuższą metę nie zniesie. W jednostajnie oświetlonych promieniami słonecznymi obszarach biegunowych temperatura jest niemal stała i wynosi około -50 st. C. Najkorzystniej byłoby więc umieścić stabilnie działające systemy właśnie tam. W okolicach podbiegunowych łatwiej będzie też bezpośrednio korzystać ze stale dostępnej energii słonecznej. W dodatku to właśnie w sąsiedztwie obszarów wiecznego blasku, na dnie kraterów, rozpościerają się obszary cienia, w których – jak się obecnie uważa – mogą się znajdować cenne złoża zamarzniętej wody.

Militarna supremacja

Cele naukowo-poznawcze to nie jedyny powód zaangażowania USA w kosmosie. Istotnym czynnikiem jest również podniesienie zdolności wojskowych. Amerykanie już w 2001 roku przeprowadzili pierwszą symulację konfliktu kosmicznego umiejscawiając go w 2017 roku. Powołali nawet 527th Space Aggressor Squadron, który ma się zajmować symulacjami ataków na obiekty wojskowe i cywilne znajdujące się w przestrzeni kosmicznej. Waszyngton nie poprzestaje jednak tylko na teorii. W 2008 roku Amerykanie zestrzelili swojego starego satelitę przy użyciu pocisku SM-3. Posiadają też rakiety do niszczenia celów na orbicie, wystrzeliwane z samolotów na dużej wysokości. USA rozwijają również broń laserową, której można by użyć do niszczenia wrogich satelitów bez potrzeby użycia rakiet. Jakby tego było mało, Narodowe Biuro Bezpieczeństwa Kosmicznego rozpoczęło projekt rodem z filmów science fiction. Chodzi o Unit Space Transport and Insertion (Jednostkę Kosmicznego Transportu i Desantu). Według serwisu popscifi.com, jednostka wyniesiona na orbitę przez „statek matkę” będzie mogła w ciągu 2 godzin dokonać desantu w dowolnym miejscu na ziemi – nie naruszając przestrzeni powietrznej innych państw.

Amerykanie już niejednokrotnie przekonali się, jak ważna jest możliwość błyskawicznego dostarczenia żołnierzy w dowolny punkt globu. Polując na Osamę bin Ladena Marines musiało tygodniami czekać na pozwolenie władz Pakistanu, aby przelecieć kilkaset kilometrów nad terytorium, gdzie mógł się ukrywać szef al-Kaidy. Niestety, przeciągające się negocjacje spowodowały, że gdy udało się uzyskać zgodę, po terroryście wszelki ślad zaginął. Mimo że pomysł Unit Space Transport and Insertion trąci fantastyką, amerykański kongres wyraził nim zainteresowanie. Konieczne badania są już prowadzone w wojskowych laboratoriach w całym kraju. Marines będą mogli wypróbować prototyp za 15 lat. Seryjna produkcja ma się rozpocząć około 2030 roku. Daty wydają się być bardzo odległe, ale warto pamiętać, że stworzenie F-22 Raptor trwało dłużej.

Deptanie po piętach

W podboju kosmosu nie próżnują także Rosjanie. Niedawno Rosyjska Agencja Kosmiczna ogłosiła nowy program. I tak, do 2025 roku, Rosjanie zamierzają stanąć na Księżycu, a już dziesięć lat później biało-niebiesko-czerwona flaga ma powiewać nad Marsem. Jak do tego dojdzie? W latach 2027-2032 Rosjanie chcą zbudować na Księżycu bazę, z której będą startować rakiety na podbój Marsa. – Roskosmos już pracuje nad programem bezzałogowych lotów na Księżyc. Ich celem jest znalezieniem najlepszego miejsca do lądowania kosmonautów i budowy pierwszej bazy na Srebrnym Globie – dumnie poinformował szef RAK Anatolij Perminow.

Trwają również prace nad zaawansowanym statkiem kosmicznym zdolnym do przewozu ludzi. Kliper – bo o nim mowa – to pojazd nowej generacji, który ma być następcą statków Sojuz. Zgodnie z planami Kliper powinien przejść loty testowe Roskosomsu w okolicy 2012 roku. Rosjanie planują także wybudować własny port kosmiczny. Nowy kosmodrom, Vostochny, ma powstać w obwodzie amurskim na wschodzie Federacji. Szacuje się, że pierwsza rakieta mogłaby wystartować z niego już w 2015 roku.

Jeden komentarz do “Gwiezdne wojny

  1. Pozwolę sobie zacytować fragment tekstu Rafała Lorenta pt. „Gwiezdne wojny budżetowe”:

    „20 stycznia 2009 roku został zaprzysiężony nowy prezydent USA – Barack Obama obejmował urząd podczas światowego kryzysu gospodarczego. Zmiana koncepcji eksploracji kosmosu związana z nową administracją z jednej strony, a kryzys gospodarczy połączony z niebywałym zadłużeniem Stanów Zjednoczonych z drugiej musiały doprowadzić do radykalnych zmian. W maju powołana została komisja ds. przeglądu planów załogowych lotów kosmicznych USA (znana także jako komisja Augustine’a od nazwiska jej przewodniczącego), której głównym zadaniem było przeanalizowanie programu Constellation. Efektem prac komisji był raport opublikowany 22 października który wykazał m.in.: brak możliwości przeprowadzenia programu w jakiejkolwiek formie przy obecnych nakładach finansowych. Stwierdzone także zostało niemal nieuniknione pojawienie się przerwy w lotach załogowych oraz nieekonomiczność tworzenia rakiet Ares, zaproponowane natomiast zostało przedłużenie funkcjonalności Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). 1 lutego 2010 roku administracja Obamy przedstawiła budżet, w którym znalazło się postanowienie o anulowaniu programu Constellation. Cały program, wszystkie sektory badań i wszystkie urządzenia skonstruowane na jego potrzeby, nie dostaną ani centa z budżetu federalnego na 2011 rok. Cała polityka podboju kosmosu została przeorientowana – zamiast finansować „ciężkie” projekty (wielkie maszyny i ambitne cele), pieniądze mają trafiać do wielu „lekkich” projektów, koncentrujących się wokół badań nad nowymi technologiami czy klimatem oraz do mniej spektakularnych niż powrót na Księżyc przedsięwzięć, jak choćby utrzymanie ISS na orbicie do 2020 roku.”

    Być może te „lekkie cele” to nic innego, jak cele energetyczne i wydobycie helu-3 z Księżyca. O Marsie i innych wielkich przedsięwzięciach można jednak chwilowo zapomnieć. Albo zostawić to w gestii Rosjan.

Komentowanie wyłączone.