Gazprom ostoją bezpieczeństwa Europy

W środę, 19 maja,  na Uniwersytecie Warszawskim odbył się wykład Aleksandra Miedwiediewa szefa rady dyrektorów i zarazem wiceprezesa Gazprom Export. Przekonywał on studentów, iż Gazprom działając jak „szwajcarski zegarek” dba o bezpieczeństwo energetyczne całej Europy. Podkreślał iż jest to najbardziej nowoczesny koncern gazowy, który w relacjach ze swoimi kontrahentami kieruje się zasadami przejrzystości i równości. Wystąpienie podsumował parafrazą, iż „to co jest dobre dla Gazpromu, jest dobre dla całego świata”. Taka wizja gazowego giganta – niemal z bajki – jest natomiast kardynalnie sprzeczna z rzeczywistym obrazem Gazpromu.

grafika
źródło: molgvardia.ru

Najlepszym tego przykładem może być negocjowania od prawie półtora roku umowa gazowa PGNiG z Gazpromem. Pojawiają się coraz to nowsze wątpliwości związane z tym kontraktem. Już wcześniej kwestionowana była potrzeba podpisywania umowy, która miałaby jeszcze w większym stopniu uzależnić nas od rosyjskiego gazu aż do 2037 r. Tym bardziej, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak będzie rozwijał się ten rynek w ciągu następnych dziesięcioleci. Ponadto, w ostatnim okresie, państwa europejskie wywalczyły zniżki w kontraktach z Gazpromem, ze względu na tani gaz z dostaw spotowych, co dobitnie świadczy o potrzebie budowy gazoportu LNG. Nasz rząd nawet nie próbował nawet zaczynać rozmów dot. nowej formuły cenowej – co potwierdził Miedwiediew. Niewątpliwie więc, przedmiotowy i czasowy zakres obowiązywania tej umowy jest niekorzystny z punktu widzenia podmiotowości państwa polskiego.

Od momentu opublikowania porozumienia międzyrządowego pomiędzy Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską (zmienia on dwa poprzednie porozumienia z 1993 r. i z 2003 r.), które zostało już przyjęte uchwałą Rady Ministrów i czeka obecnie na podpis, pojawiły się nowe wątpliwości o charakterze prawno-ekonomicznym. Przedmiotową umową zainteresowała się Komisja Europejska, która ma obawy co najmniej do kilku postanowień tego porozumienia. Problem w tym, że dotyczą one fundamentalnych reguł funkcjonowania Wspólnego Rynku Energii w Unii Europejskiej. Zasady te mają na celu liberalizację rynku energii elektrycznej i gazu oraz zwiększenie konkurencji na tym rynku.

Po pierwsze, istnieje duże ryzyko sprzeczności tej umowy z zasadą swobodnego dostępu trzeciej strony do sieci (Third Party Access). Umowa przewiduje bowiem, iż jedynym podmiotem mającym dostęp do gazociągu będzie koncern Gazprom. Ma to zasadnicze znaczenie dla rozwoju konkurencyjności tego rynku, bowiem w przedmiotowej sytuacji mamy do czynienia z monopolem naturalnym, który zgodnie z unijnymi przepisami powinien być chroniony. Przyjęcie rozwiązania zaproponowanego przez Gazprom determinuje kształt całego rynku, na którym nie znajdą się już inni, poza Gazpromem, gracze. W ten sposób nasz rząd przyczynia się do zagwarantowania monopolistycznej pozycji rosyjskiego giganta na naszym rynku na kolejne 37 lat. Ponadto, zważywszy na projekty budowy gazociągu północnego i południowego, taka wizja staje się bardzo prawdopodobna.

Istnieje też wielkie zagrożenie sprzeczności omawianego porozumienia międzyrządowego z ogólnymi zasadami systemu regulacji energetyki. Albowiem podstawową regułą jest to, aby państwa członkowskie utworzyły niezależne organy regulacyjne, których zadaniem jest nadzór i regulacja tego rynku. W Polsce takim organem jest Prezes Urzędu Regulacji Energetyki, w kompetencjach którego jest m.in. zatwierdzanie taryf dla paliw gazowych i energii elektrycznej. Są to niezależne decyzje Prezesa URE, które powinny być podejmowane w oparciu o analizy wskazujące realną potrzebę podniesienia lub obniżenia taryfy dla konkretnej grupy odbiorców. W przedmiotowej sytuacji chodzi głównie o taryfę na przesył gazu przez terytorium Polski do Niemiec, która na gruncie tego porozumienia jest decyzją rządu a nie organu regulacyjnego, przez co jest niewątpliwie sprzeczna z unijnymi zasadami definiującymi rolę niezależnych regulatorów.

Umowa z Gazpromem zawiera także bynajmniej niejednoznaczne przepisy, które de facto narzucają sposób kształtowania taryfy. Wątpliwości prawne budzą także postanowienia ustalające, na stałym poziomie, wysokość zysku EuroPolGazu, przekroczenie którego jest powiązane ze sposobem kształtowania taryfy na tranzyt. Przy tym warto pamiętać, iż w przeciwieństwie do wszystkich innych taryf zatwierdzanych przez Prezesa URE, które dotyczą konsumentów, taryfa na tranzyt ma decydujące znaczenie dla wielkości przychodu do budżetu państwa, poprzez wypłatę dywidendy z EuroPolGazu. Co więcej, za swój wielki sukces rząd uznał to, iż Gazprom robi nam wielką łaskę, formułując apriorycznie zysk tej spółki na wysokości 21 mln PLN rocznie (sic!), bo przecież wcześniej – na mocy porozumienia – spółka w ogóle nie przynosiła zysków.

Przedmiotem analizy Komisji Europejskiej powinny być także postanowienia adhezyjne stosowane przez Gazpromu dot. zakazu reeksportu gazu oraz stosowania rewersu, czyli korzystania z gazociągu w innym kierunku. Dopóki takie zapisy będą znajdowały się w kontraktach gazowych, dopóty nie będzie w pełni wolnego rynku gazu w UE, który ma być oparty na fundamentalnej zasadzie wolności przepływu towarów. Zniesienie obu tych klauzul przyczyni się także w sposób bezpośredni do polepszenia bezpieczeństwa energetycznego Polski. Bowiem w sytuacjach zmniejszenia zapotrzebowania, Polska będzie mogła sprzedać nadwyżki gazu kupionego na zasadzie take or pay państwom zachodnim, ale także w przypadku deficytu będzie mogła liczyć na inne państwa, które nie będą skrępowane takim zakazem reeksportu.

Należałoby się również zastanowić nad potrzebą ustalenia nowego sposobu przepływu surowców na terenie samej Unii Europejskiej. Najbardziej właściwym rozwiązaniem z punktu widzenia obecnie obowiązujących regulacji prawnych, Polityki Energetycznej UE a także tzw. „ducha Unii Europejskiej” wydaje się być koncepcja zakładająca przekroczenie granicy UE za punkt graniczny. Tzn. od momentu kiedy dany surowiec trafia do UE, np. na granicy polsko-białoruskiej, to już wówczas staje się własnością koncernu który go zakupił. Wtedy np. firmy niemieckie lub francuskie byłyby właścicielami gazu, który fizycznie znajdowałby się jeszcze na terytorium Polski. Spełniałoby to najważniejsze postulaty solidarności i bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej, a dla Polski byłaby to szansa na dokupienie brakującej ilości gazu od zachodnich koncernów do momentu powstania terminalu w Świnoujściu.

Postępowania przed Komisją Europejską podsumował wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak mówiąc, iż „do wakacji możemy bujać się z tą sprawą, a potem będziemy musieli się zastanawiać, czy ogrzewać gazem czy gazetami”. To są słowa ministra, na którym spoczywa ustawowy obowiązek ochrony bezpieczeństwa energetycznego państwa a który przez półtora roku nie potrafi wynegocjować porozumienia. Wstępny projekt umowy jest natomiast wyjątkowo niekorzystny dla naszego państwa, zarówno w znaczeniu politycznym, jak i ekonomicznym.

Znana rosyjska dziennikarka Kommiersanta Natali Gryb w swojej książce „Gazowy imperator. Rosja a nowy porządek na świecie”, określiła znaczenie Polski dla Gazpromu analogią, iż jest to „bolący ząb, którego wyrwać nie można, a wyleczyć nie wychodzi”. Następnie jako jedna z najbardziej znanych dziennikarek ds. gazowych w Rosji opisuje reakcję menedżerów Gazpromu na zadawane przez nią pytania dot. EuroPolGazu „Jak to jest możliwe? Przecież tam tysiące kilometrów i chcecie Panowie żeby za darmo przesyłać gaz przez Polskę? Przecież żaden rząd na świecie nie zgodziłby się na taką machinację?”. Na co otrzymywała odpowiedzi typu: „nie ma żadnych machinacji, wszystko jest zgodne z prawem”.

Aleksy Miarkowski