Wczoraj przez media przetoczyła się fala oburzenia w związku z wystąpieniem eurodeputowanego Nigela Farage’a w Parlamencie Europejskim. Nikt z oburzonych nie zadał sobie minimum intelektualnego wysiłku aby odnieść się do treści (nie tylko formy) tego wystąpienia.
Nigel Farage, wiceprzewodniczący frakcji Europa Wolności i Demokracji w Parlamencie Europejskim, w sposób zdecydowany i bardzo ostry zadawał pytania nowemu prezydentowi Unii Hermanowi Van Rompuyowi. Pytania szalenie istotne dla demokracji w UE. Nikt nie zwrócił na nie uwagi. Jedyne o czym poinformowały nas media to dość brutalne podsumowanie wyglądu i osobowości Van Rompuya. Farage powiedział mu wprost: “you have all the charisma of a damp rag and the appearance of a low-grade bank clerk”.
Wszyscy “inteligentni poligloci” w mediach podnieśli larum, że oto przyrównał go do “szmaty”. Informacja jakoby Farage porównał van Rompuya do mokrej szmaty jest błędem w tłumaczeniu. Owszem, Farage używa określenia “damp rag”, które w dosłownym przekładzie można tłumaczyć jako “wilgotna szmata”, jednakże w tym kontekście trzeba odczytać to jako idiom, slangowe określenie człowieka słabego, nieporadnego, fajtłapowatego. Czegoś co w j.polskim określa się mianem “ciepłe kluchy”. Jest to określenie również dość mocne, jednakże nie o aż tak negatywnym znaczeniu jak “mokra szmata”, które byłoby wulgaryzmem.
Było nie było, angielski przecież wszyscy znają (a na pewno tak im się wydaje), w świat poszedł łatwy do przyswojenia komunikat: ten Nigel Farage to cham i bydle! Również rodzimi poligloci i “autorytety moralne” z posłanką Senyszyn na czele, miały szanse wyrazić swe oburzenie w wieczornych dziennikach telewizji prywatnych i publicznej. Podsumowanie nastąpiło w programie dla polskiej ynteligencji, czyli w Szkle Kontaktowym, gdzie Farage został wyśmiany i przedstawiony jako wariat. Rodzimy ynteligent może sobie już śmiało zakodować co należy sądzić na temat tego eurodeputowanego, a wysłuchaniem i zrozumieniem całej jego wypowiedzi swej ynteligencji przemęczać nie musi. Czytelnik tego tekstu może to uczynić oglądając rzeczone wystąpienie powyżej.
Zakładając że jest choćby w średnim stopniu inteligentny (przez “i” nie “y”) zdoła usłyszeć wyrażony przez Farage’a zawód co do postaci prezydenta UE, który ma być przywódcą politycznym prawie 500 mln obywateli UE i reprezentować ich na globalnej scenie politycznej, za co pobiera wynagrodzenie większe niż prezydent Obama. Ten ostatni tak bardzo był urzeczony wielkością i popularnością Van Rompuya, że postanowił nie pojawić się na ostatnim szczycie UE-USA. Stąd też pytanie Kim Pan jest?! jest całkiem uzasadnione.
O wiele bardziej istotne jest kolejne proste pytanie postawione Van Rompuyowi: Kto Pana wybrał?! Jak wiemy urząd jaki piastuje powstał w wyniku przyjęcia Traktatu Lizbońskiego, który wcześniej był zwany Konstytucją Europejską (odrzuconą w demokratycznym referendum w Holandii i Francji). Po nazwaniu tego dokumentu Traktatem Lizbońskim, odrzucono go w demokratycznym referendum w Irlandii, które z kolei (jakże demokratycznie) było powtórzone do otrzymania wymaganego skutku. Następnie nie odbywały się już żadne wybory tylko Van Rompuy został namaszczony na tę funkcje w sposób równie demokratyczny (o czym pisałem wcześniej). Farage wspomina też o fakcie iż nie istnieje żaden mechanizm, którym obywatele mogliby usunąć Van Rompuya ze stanowiska. Jest to chyba szalenie istotna kwestia dotycząca demokracji w UE.
Farage zarzucił nienawiść do samej koncepcji państwa narodowego, tłumacząc to sobie tym, że Van Rompuy pochodzi z Belgii, która według niego praktycznie nie istnieje. Tutaj również nieco przesadził, jednak każdy znający sytuacje polityczną Belgii (mocne tendencje separatystyczne i to że ostatnio nie było tam rządu przez 9 miesięcy) może przyznać mu częściową rację. I znów przekaz medialny ograniczył się do prostego komunikatu: ten Farage podważa państwowość Belgii! Istotna kwestia koncepcji państw narodowych w Unii Europejskiej pozostała niezauważona.
Nie twierdzę iż wystąpienie Farage’a było miłe, przyjemne i zgodne z gładkimi standardami debaty w Parlamencie Europejskim. Uważam natomiast że poruszył on szalenie istotne kwestie dotyczące mechanizmów (zwanych demokratycznymi) funkcjonowania Unii. O wiele bardziej oburzająca była riposta przywódcy socjalistów Martina Schultza, który zrugał Jerzego Buzka za dopuszczenie do wypowiedzi Farage’a i wprost stwierdził że “krytykowanie Przewodniczącego Rady Europy jest nieakceptowalne!”. Ot, demokracja.
Nigel Farage tłumaczył w programie BBC: Nie jestem dyplomatą, tylko parlamentarzystą, który ma reprezentować interesy swoich wyborców. Nie można mu tego odmówić, mimo iż nie robi tego w sposób lekki, łatwy i przyjemny. W jego rodzinnym kraju nawet publicysta lewicowego Guardiana stwierdził, że opinia Farage’a o Van Rompuyu “była nieuprzejma ale prawdziwa”.
Farage reprezentuje sporą grupę Brytyjczyków, która go wybrała. Jego partia uzyskała 16,8% (2,7 mln) głosów w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. Nie można więc zabronić mu wyrażania wątpliwości i obaw jego wyborców co do funkcjonowania Unii Europejskiej. Obaw będących całkiem na czasie, gdy przypomnimy chociażby casus z ostatnich dni, kiedy to decyzja Trybunału Europejskiego pogwałciła brytyjskie prawo.
Trybunału Europejski nakazał przyznanie nielegalnej imigrantce mieszkania i pełnej opieki socjalnej. Nielegalna emigrantka to jak sama nazwa wskazuje osoba łamiąca prawo kraju w którym przebywa. Logicznym wydaje się być fakt że nie jest uprawniona do socjału. Instytucja UE twierdzi jednak inaczej. Ciekawe jaki wpływ będzie miał ten przypadek na budżet W. Brytanii, gdyż teraz jej podatnicy będą chyba musieli zapewniać mieszkanie i zasiłek każdej osobie nielegalnie przebywającej w ich kraju. (reportaż na ten temat tutaj)
Wypowiedzi Nigela Farage’a są zdecydowanie szorstkie i dla wielu nieprzyjemne. Nie powinno się jednak traktować ich autora jak oszołoma, tak jak uczyniły to polskie media. Porusza on bowiem istotne kwestie dotyczące UE. A to że wierchuszka Unii go nie znosi, wcale nie dziwi, ma on bowiem odwagę by przypomnieć im ich komunistyczne życiorysy.
No isms!
cytat „Istotna kwestia koncepcji państw narodowych w Unii Europejskiej pozostała niezauważona.”
Tak na marginesie kwestii narodowych i demokracji w strukturach Unii Europejskiej. Bardzo łatwo jest zarzucać brak demokracji w unijnych strukturach i chwalić demokrację w państwach narodowych. Tym czasem gdy porównamy procesy tworzenia się UE i państw narodowych to wniosek nasuwa się jeden. Większość państw narodowych powstała na skutek podboju słabszych plemion przez silniejsze, a demokracji w tych procesach to prawie wcale na ogół nie było :-)) za to krew się lała strumieniami. Unia tworzy się na drodze pokojowej i przynajmniej z zachowaniem pozorów demokracji, ale to nie przeszkadza politykom typu Nigela Farage’a gloryfikować państwo narodowe i potępiać Unię. Widocznie panu Farage tak na prawdę podoba się tylko to, co powstało na drodze przemocy :-)) O wiele łatwiej zachować zasady demokracji w polityczno-gospodarczym organizmie już ukształtowanym i z długoletnią tradycją a mimo to przecież wiemy jak wygląda ta nasza europejsko-amerykańska demokracja. Około 50% uprawnionych nie chodzi na wybory bo nie widzi sensu w głosowaniu i nie zna kandydatów, a większość z tych którzy głosują to głosujący na zasadzie – wybieram mniejsze zło, bo nie mam zaufania do żadnego z kandydatów, nie znam kandydatów na liście do głosowania, głosuję tak bo inni znajomi tak głosują itp. :-))
„Bardzo łatwo jest zarzucać brak demokracji w unijnych strukturach i chwalić demokrację w państwach narodowych.”
Bardzo łatwo jest stwierdzić że wybór Van Rompuya i powtarzanie referendum w Irlandii nie ma z demokracją nic wspólnego. I nie trzeba tu wcale mieć do czynienia z „polityczno-gospodarczym organizmem już ukształtowanym i z długoletnią tradycją” bo taka „demokratyczna procedura” nie przeszłaby nawet podczas wyborów na przewodniczącego klasy 1B w podstawówce, która zdecydowanie takim organizmem nie jest. Jednakże zdrowy rozsądek pierwszaków wystarczyłby aby stwierdzić że: głosowanie do skutku – aż wybierze się Jasia lub aklamacja namaszczonej przez Panią nauczycielkę Małgosi to zwykła farsa a nie żadna demokracja.
Co do referendum w Irlandii to widzę tę sprawę inaczej. Po pierwsze nie było to głosowanie do skutku, ale 2 głosowania w dość znacznym odstępie czasowym, a to zasadnicza różnica. W czasie od jednego głosowania do drugiego sytuacja gospodarcza Irlandii uległa dużej zmianie i te kilka procent społeczeństwa (nota bene wcześniej ogłupionego przez Libertas) miało całkowite prawo zmienić zdanie w obliczu kryzysu gospodarczego w kraju, dla którego najlepszym ratunkiem była ściślejsza więź z Unią Europejską. Co niektórzy przerażeni kryzysem Irlandczycy po prostu w końcu przejrzeli w końcu na oczy z kim jest im po drodze, a kto robi ich w bambuko – ot i cała prawda :-))
A co do Rompuya to jestem w 100% przekonany, że Parlament Europejski bardzo chętnie przejąłby na siebie obowiązek wyboru Przewodniczącego Rady Europejskiej, ale przywódcy państw UE nie zgodzą się na to ! Tak więc problem z w pełni demokratycznym wyborem na to stanowisko nie powoduje UE ale przywódcy rządów państw i po ich stronie leży wina.
Dobry, rzetelny artykuł. Podzielam punkt widzenia autora (na ową sprawę Nigela Farange’a). Pomijam głupią i błahą sprawę „mokrej szmaty”, bo mi ręce opadły jak spotkałem się z tym larum powszechnym co do „chamskiego” wystąpienia Nigela F. Poruszył on istotne kwestie, które nękają pewien procent społeczeństwa krajów UE- reszta po prostu nie zdaje sobie sprawy. Po prostu. Wybrano. I tyle. Bezgraniczne zaufanie do instytucji potrafi wyrządzić wiele, wiele złego. A wielu zależy, aby jakikolwiek głos dociekliwy, pytający, wyjaśniający, acz w sprawie Pana Rompuya- krytyczny, był po prostu zakrzyczany (w imię czego? wolności słowa? praw człowieka? oddawania zasłużonego (?) szacunku wysokim urzednikom?). Szczególnie Pan Schulz, o życiorysie bogatym i rozległym, słynący z porównań do faszystów, tak się zaangażował w walkę z jakimkolwiek innym poglądem niż jego, że z czerwonego zmienił kolor na brunatny. Zaskoczył mnie Pan Buzek- na początku. Gdy Nigel F. wygłosił, co miał wygłosić, Buzek kontynuował wszystko zgodnie z procedurami (choć był trochę zmieszany). Aczkolwiek potem, zbesztany słownie przez Schulza, był już bardziej surowy dla Pana Farange. Sam jestem ciekaw jakie mechanizmy wybrały Rompuya, bo nie udało mi się znaleść jakichkolwiek poszlak wskazujących na demokratyczne procedury. Pozdrawiam, Tomasz Moryc.
cytat „Sam jestem ciekaw jakie mechanizmy wybrały Rompuya, bo nie udało mi się znaleść jakichkolwiek poszlak wskazujących na demokratyczne procedury. Pozdrawiam, Tomasz Moryc.”
Owszem procedury wyboru były jak najbardziej demokratyczne – tyle tylko, że liczba wyborców była bardzo ograniczona. Ale to już inna sprawa :-))
No tak, diabeł tkwi w szczegółach, a to nie od dziś wiadomo 😀
„Owszem procedury wyboru były jak najbardziej demokratyczne – tyle tylko, że liczba wyborców była bardzo ograniczona. Ale to już inna sprawa”
Procedury wyboru byly tak demokratyczne. ze liczba wyborcow zostala ogrniczona do kilku, moze do kilkunastu, a pan Rompuy zostal przywieziony w aktowce jako nowy prezydent UE, dlatego Farage
zapytal sie pana prezydenta kto go wybral – bo on nie wie kto. Ostatnio popularne powiedzenie na
temat wyboru prezydentow i nie tylko, w demokratycznych krajach to ze, „president is selected
not elected”, tzn., ze prezydent jest „wybrany” poprzez wskazanie palcem, a nie wybory „ludu” i
jezeli dla pana panie Romku 63, to sa demokratyczne wybory, to mowimy o dwoch roznych demokracjach. Moim zdanie pan Nigel Farage zadal UE bardzo klopotliwe pytania i dlatego widziany jest jako oszolom. Bardzo dobry artykul.
Po pierwsze chyba w większości państw demokratycznych przywódcy posiadający faktyczne najwyższą władzę są wybierani nie bezpośrednio przez lud, ale w praktyce przez parlament. Tak więc może nie wymagajmy by już teraz UE wybierała faktycznego przywódcę w wyborach powszechnych. Tym bardziej, że na razie rozdział kompetencji pomiędzy przewodniczącego Rady Europejskiej a przewodniczącego Komisji Europejskiej nie jest do końca ustalony. Po Traktacie Lizbońskim UE musi dopiero wypracować bardziej demokratyczne procedury. Ja nie twierdzę, że w UE nie ma mechanizmów niedemokratycznych ale uważam, że z czasem będzie ich coraz mniej bo taki będzie kierunek zmian. Całkiem możliwe, że w przyszłości przewodniczący Komisji Europejskiej będzie wybierany przez Parlament Europejski, a przewodniczący Rady Europejskiej w powszechnych wyborach, ale na to trzeba trochę czasu. A póki co Jerzy Buzek zaproponował by kandydaci państw członkowskich na komisarzy UE startowali w wyborach do Parlamentu Europejskiego, by tak wyłonieni członkowie KE mieliby demokratyczny mandat. I to jest moim zdaniem słuszna droga zmian w procedurach wyborczych. A co do pana Nigela Farage to rzeczywiście trzeba przyznać, iż zadaje w parlamencie kłopotliwe pytania i bardzo dobrze że je zadaje, byle by tylko nie obrażał przy tym ludzi. Ponadto nie ukrywa on że najchętniej widziałby jak UE się rozpada, więc jest to oczywiste iż nie jest tam lubiany, a z drugiej strony ja także uważam, iż nawoływanie do burzenia UE to raczej szalona koncepcja. Oczywiście zdaję sobie sprawę że wielu się z tym zdaniem nie zgodzi, ale to już kwestia przekonań, poglądów politycznych i osobistych preferencji.