Amerykański historyk Howard Zinn nie żyje

Howard Zinn miał 87 lat. Był amerykańskim historykiem i aktywistą, który mówił i pisał o przeszłości i teraźniejszości Stanów Zjednoczonych z perspektywy zwykłych ludzi: zapomnianych, często wykluczonych i represjonowanych w wielkiej machinie dziejów. Historię piszą zwycięzcy, Zinn pokazywał ją od strony tych, którzy przegrali: biedoty, niewolników, Indian, kobiet, imigrantów, itp. Był zdecydowanym krytykiem ekspansywnej polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych.

Największym dziełem Howarda Zinna była książka „A People’s History of the United States”. Wydana w 1980 roku w nakładzie pięciu tysięcy egzemplarzy stała się fenomenem w Stanach i na świecie. Bez fanfar, kampanii reklamowej, informacja o niej rozchodziła się „drogą pantoflową”. W 2003 roku sprzedano milionowy egzemplarz. Ale poglądy Zinna nigdy nie były łatwe do przyjęcia, szły wbrew mainstreamowej wersji wydarzeń.

W jednym z tekstów Howard Zinn jasno wyłożył swoje rozumienie tego, czym jest historia:

Nigdy, jako nauczyciel i pisarz, nie miałem obsesji „obiektywizmu”, który w moim przekonaniu nie jest ani potrzebny, ani możliwy do osiągnięcia. Wcześnie zrozumiałem, że co jest przedstawiane jako „historia” lub „news” jest nieuchronnie tylko selekcją z nieskończonej liczby informacji, a ich wybranie zależy jedynie o tego, co wybierający uważa za ważne.

Kilka tygodni temu w księgarni dobrze ubrana kobieta oddawała specjalną, przygotowaną dla młodego czytelnika „zinnowską” edycję dziejów USA. Zapytałem, dlaczego chce ją zwrócić. „Zaczęłam ją czytać moim dzieciom, ale szybko zdałam sobie sprawę, że coś tu jest nie tak. To jest antyamerykańskie” – padła odpowiedź. Nawet ktoś, kto nie zawsze uważa interpretacje historyka za trafne – jeśli kiedykolwiek choć chwilę nad tym myślał – nie może zgodzić się z zarzutem młodej matki. Od Zinna czytelnik nie dostanie ładnie opakowanego „American Dream”. Dostanie coś więcej: inny punkt widzenia i – choć bolesną w treść – esencję wolności słowa. Demistyfikację prezydentów, dowódców, liderów, panującego systemu społecznego i ustroju politycznego. Lekcję krytycznego myślenia.

Amerykański historyk był nie tylko uczonym na wygodnej uniwersyteckiej posadzie. Od końca lat 50. angażował się we wspieranie ruchu praw obywatelskich i protestów antywojennych (Wietnam) za co był zwalniany z uczelni, wyrzucany z pozycji felietonisty w mediach oraz kilkakrotnie aresztowany. Ostatnimi laty zdecydowanie krytykował wojnę w Iraku. Mainstreamowa Ameryka nie miała wiele cierpliwości do profesora o anarchistycznych poglądach. Zinn się nie dziwił, przerobił to na własnej skórze:

To, że mogłem obronić doktorat na jednym z najlepszych uniwersytetów w kraju (z historii na Columbia University w 1958 roku – przyp. J.B.) bez jakiejkolwiek wiedzy o anarchizmie, niewątpliwie jednej z najważniejszych współczesnych idei politycznych, wiele mówi o ograniczeniach amerykańskiej edukacji.

Z niewiedzy rodzi się strach, stereotypy stają się podstawą do łatwej oceny. Dlaczego obserwator polityki światowej powinien czytać spuściznę Zinna? Bo jego bezpardonowa krytyka zastanej rzeczywistości – płynąca z zewnątrz, spoza znajomego zbioru opinii grupy komentatorów, ekspertów i polityków – była, jest i długo pozostanie niezawodnym drogowskazem dla szukających przyczyn lub wyjaśnień; wymaga spojrzenia z dystansu na codzienne piekiełko; przypomina i rozwiewa wszelkie wątpliwości w „jakiej wodzie pływamy”: to, co Zinn najostrzej atakował należy do – można śmiało stwierdzić – najważniejszych składników stosunków międzynarodowych. Nacjonalizm, który pozostaje naczelną ideologią determinującą działania i kształtującą tożsamość społeczeństw. Państwo, które pozostaje głównym rozgrywającym na arenie międzynarodowej. Kapitalizm, który mimo nachodzących kryzysów nie ma na horyzoncie żadnego realnego konkurenta. Siła: ekonomiczna, militarna i polityczna, która definiuje relacje między krajami. Niby to wszystko oczywiste, a jednak stałe kontestowanie jest niezwykle potrzebne: w zaabsorbowaniu szczegółami ostatnią rzeczą, o której myślimy jest to, czym oddychamy. Zinn nieustająco zmuszał do rewizji naszego generalnego sposobu myślenia. Jego krytyka była realną wartością w debacie nad rozwojem świata. Miała ona tylko jeden, fundamentalny, słaby punkt: zakładała, że człowiek nie jest z natury zły, chciwy, żądny władzy, lecz dobry i chętny do dzielenia się z innymi, współpracy oraz pomocy. Piękne i idealistyczne założenie, które w zderzeniu z rzeczywistością na zawsze zepchnęło Zinna do roli outsidera.

Howard Zinn zmarł w nocy ze środy na czwartek (27/28 stycznia 2010) czasu polskiego w Kalifornii. Niespodziewanie, na atak serca (podobno w basenie, podczas pływania) – na jego stronie internetowej można zobaczyć jakie miał plany na najbliższą przyszłość. W zeszłotygodniowym numerze pisma The Nation warto przeczytać jego krótką opinię o pierwszym roku panowania Obamy. W Polsce publikacje Zinna wciąż czekają na wydawcę. W książce Artura Domosławskiego „Ameryka zbuntowana” (Świat Książki, 2007) polecam z nim wywiad.

Jan Barańczak