Nowa broń Talibów

Interwencja wojsk NATO w Afganistanie trwa już niemal dekadę. Przez ten czas Talibowie utracili bardzo wiele: władzę, poparcie społeczeństwa oraz kontrolę nad polami maku, czyli ogromne sumy pieniędzy z handlu narkotykami.

Militarnie Talibowie są bez szans w walce z armią Stanów Zjednoczonych, ale fundamentaliści w Afganistanie przez lata przegrywali również wojnę ideologiczną. Za główny powód klęski ideologicznej Talibów przyjęło się uważać zamachy bombowe, w których śmierć ponoszą cywile.

Wychodząc naprzeciw współczesnym realiom, Talibowie postanowili ocieplić swój wizerunek. Wykorzystując nową broń – public relations – afgańscy fundamentaliści rozpoczynają nową wojnę. Tym razem jednak ma to być walka o „serca i umysły” obywateli.

Bitwa o „serca i umysły” to eufemizm określający propagandę zachodniego stylu życia, wolności oraz równości, które stawia się w opozycji do reżimów totalitarnych bądź autokratycznych. Uzasadnione wydają się przy okazji skojarzenia z orwellowskimi, czy huxley’owskimi metodami kontroli mas ludzkich. Tak było chociażby w okresie wojny pomiędzy wojskami Commonwealthu, a bojownikami Malajskiej Partii Komunistycznej, czy za prezydentury Lyndona Johnsona i wojny w Wietnamie. Podobnie może być teraz.

Duchowy przywódca Talibów – mułła Mohammad Omar – nakreślił nowe zasady postępowania bojowników. Treść dyrektywy obejmuje między innymi zakazy: uśmiercania cywilów w zamachach samobójczych, palenia szkół, a także obcinania członków zakładnikom. Nawet jeśli wierzyć Talibom, faktem pozostaje, że to fundamentaliści islamscy mają na sumieniu śmierć 75% wszystkich ofiar cywilnych w ubiegłym roku w Afganistanie. Nasuwającą się konkluzję, że pozostałe 25% poległych cywilów było dziełem wojsk NATO, oddaję w ręce czytelnika.

Po latach głębokiej defensywy i sporadycznych odwetów terrorystycznych, Talibowie ponownie wracają do władzy. Pośrednio oczywiście – poprzez marionetkowych zarządców niemal wszystkich prowincji kraju. To najwłaściwszy moment na kontrofensywę jeśli brać pod uwagę rosnące w społeczeństwie niezadowolenie z rządów Hamida Karzaja oraz przeciągającą się okupację obcych wojsk.

Adaptowanie przez Talibów współczesnych technik wywierania wpływu i manipulacji sprawia, że stają się o wiele bardziej niebezpieczni niż dotychczas. Mogą bowiem oddziaływać na masy, a public relations wykorzystać w celach manipulacji społeczeństwem, co na dłuższą metę może przysporzyć terrorystom nowych zwolenników oraz poparcie społeczne (nie radykalne, ale choćby logistyczne, czy materialne).

Nowa strategia fundamentalistów w Afganistanie jest odpowiedzią na zmienioną twarz amerykańskiej okupacji. Stany Zjednoczone zaplanowały ograniczenie ofiar cywilnych w atakach z powietrza oraz koncentrowanie wojsk w pobliżu osad ludzkich celem zwiększenia poczucia bezpieczeństwa wśród Afgańczyków. Bitwa o „serca i umysły” rozpoczęła się na dobre.

Talibowie ewoluowali mentalnie. Zdali sobie sprawę z niepowodzeń poprzedniej taktyki odwetowych zamachów, w których ofiarą padali niewinni cywile. Pragną, aby ciepłe oblicze bezwzględnych morderców stało się alternatywą dla stylu życia importowanego z Waszyngtonu. Fundamentaliści zaczęli wykorzystywać do propagowania swoich przekazów nawet Internet, który do tej pory uważano za niemuzułmański, a zatem zły.

Nie można dać się zwieść dobrotliwą twarzą Talibów. Zmiana strategii działania bojowników powodowana jest przede wszystkim zdrowym rozsądkiem, ale również długoterminową strategią przejęcia władzy. Aby fundamentaliści ponownie mogli objąć rządy potrzebują wsparcia lokalnych społeczeństw oraz pomocy finansowej. Stąd kampania public relations mająca na celu zdobycie przychylności obywateli Afganistanu. Mechanizm nie uległ zmianie. Na każde działanie okupacyjnych wojsk NATO Talibowie odpowiadali kontrdziałaniem. Dziś jest tak samo. Stany Zjednoczone łagodzą swój wizerunek (zwiększając tym samym kontyngent, ale to akurat jest uzasadnione jeśli nie wierzyć w tę dobroduszną twarz ekstremistów), w odpowiedzi Talibowie robią to samo. Nie oznacza to jednak rezygnacji z prób pozbycia się okupanta i ponownego przejęcia władzy. Mechanizm pozostał, zmieniła się natomiast taktyka. Wynikać może to z wyciągania wniosków oraz nauki z niepowodzeń fundamentalistów.

Pokój w Afganistanie w najbliższych latach pozostaje mrzonką. Szacuje się, że armia Talibów sięga liczebnością 25,000 – 30,000 żołnierzy. Analitycy dodają do tego, że około 500,000 ludzi byłoby zdolnych walczyć po stronie fundamentalistów albo za opłatę, albo w wypadku poczucia zagrożenia ze strony koalicji skupionej wokół Stanów Zjednoczonych. Zakładając, że kampania public relations Talibów skupiać się będzie na okrucieństwach okupantów, efekt może być rzeczywiście tragiczny w skutkach, gdyby doszło do powszechnego powstania przeciwko koalicji.

Równie nierealne wydaje się mimo wszystko utrzymanie ciepłego oblicza Talibów. Jest to ruch zatomizowany, którego dowódcy rozsiani są po całym kraju oraz poza jego granicami, którzy niekoniecznie muszą chcieć słuchać zaleceń mułłów pozostających poza granicami Afganistanu, a więc z dala od uciśnionych Talibów. Kolejne wątpliwości rodzą się w momencie próby oddzielenia ruchu Talibów od Al-Kaidy, która go finansuje. Talibowie są uzależnieni od swojego sponsora, a zatem nie mają całkowitej swobody działania i muszą się podporządkowywać odgórnym dyrektywom przywódców Al-Kaidy, a ta niekoniecznie musi być przychylna pozornie pacyfistycznemu wcieleniu Talibów.

3 komentarzy do “Nowa broń Talibów

  1. Generalnie chodzi też o to, że ludność cywilna jest traktowana przez wojska koalicji nie jako podmiot, a przedmiot działań militarnych; trochę jak pogoda czy przeszkody terenowe. Wygrywanie wojen nowych generacji nie polega na uśmiercaniu jak największej liczby ludzi (przeciwników czy cywili) albo niszczeniu zasobów wroga – chodzi właśnie o to, co napisałeś: gra toczy się o „rząd dusz”.

  2. Dlugofalowo walka o „rzad dusz” moze przyniesc wiecej strat i niepozadanych rezultatow niz wojna konwencjonalna i tego sie obawiam…

  3. Krótkofalowo nie uda się pozyskać poparcia społeczeństwa, a bez niego nie wykurzy się Talibów czy innych partyzantów z ukrycia. Dopóki mają poparcie ludzi (czy to oparte na strachu czy na zaufaniu) będę stanowić zagrożenie. Konkluzja, tylko sami Afgańczycy/Irakijczycy są w stanie wygrać te wojny. Osobiście nie widzę rozwiązania środkami konwencjonalnymi.

Komentowanie wyłączone.