
Gałązka oliwna wetknięta w torbę podróżną Jeoriosa Papandreu bezsprzecznie stała się symbolem niespodziewanej wizyty, jaką dwa dni po zaprzysiężeniu złożył w Turcji nowy grecki premier. Bezpośredniość, otwartość w kontaktach z mediami, symboliczne gesty sympatii wobec gospodarzy szybko przekonały do Papandreu tureckie media. Po latach ochłodzenia stosunków z Grecją za rządów prawicowej Nowej Demokracji, nad Morzem Egejskim ponownie zapanowało odprężenie.
Popularny Yorgo to jednak nie nowicjusz w świecie greckiej polityki i to nie na symbolach budowana jest nadzieja na odbudowę bliskich stosunków z początków dekady. To właśnie Papandreu, w latach 1999-2004 szef greckiej dyplomacji, stal się architektem pojednania z Turcją po słynnej aferze z ukrywającym się w Grecji megaterrorystą Abdullahem Öcalanem i groźbie wybuchu wojny o sporne terytorium na Morzu Egejskim. Pomoc udzielona Turkom po trzęsieniu ziemi w Izmicie, przełomowe poparcie dla przyznania Turcji statusu kandydata do UE i rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych, wreszcie współpraca przy ustalaniu szczegółów Planu Annana sprawiły, że okres Papandreu zapamiętano jako najlepszy w relacjach Ankary z Atenami od czasów współpracy Atatürka z Venizelosem siedem dekad temu.
Wiadomość, że z pierwszą wizytą zagraniczną Yorgo wybiera się akurat do Stambułu nie powinna więc dziwić. Niekonwencjonalny bagaż premiera, wizyta na grobie drugiego architekta pojednania z początków dekady, İsmaila Cema, spotkania z tureckimi przyjaciółmi premiera nadały tej wizycie zdecydowanie nieformalny wymiar. To one, a nie spotkania z premierem Erdoğanem czy ministrem Davutoğlu, zdominowały serwisy informacyjne. Pod względem PR-owskim wyprawa do Turcji okazała się pełnym sukcesem.
Pytanie, jak zmiana na stanowisku premiera Grecji poza poprawą atmosfery rozmów wpłynie na rzeczywiste relacje turecko- greckie, pozostaje jednak otwarte. Pod koniec lat 90-tych stosunki były na tyle złe, że dyplomacja uśmiechów i ustępstw była jedyną szansą na uniknięcie gorszących i osłabiających wschodnia flankę NATO zgrzytów. Tym razem jest inaczej– pomimo często chłodnego podejścia poprzedniego prawicowego rządu wobec Ankary, w kwestiach współpracy ekonomicznej czy energetycznej poczyniono istotne postępy.
Inaczej sprawa wygląda tam, gdzie problemy trwają nie od lat, lecz dziesięcioleci. Żadne gesty dobrej woli nie rozwiążą konfliktu o Morze Egejskie czy poprawę losu mniejszości greckiej i prawosławnego patriarchatu w Stambule. Gotowość współpracy w opracowaniu kolejnego planu zjednoczenia Cypru nie przyspieszy rozmów tym bardziej, że od wstąpienia Republiki Cypru do Unii Europejskiej Nikozja na dobre uwolniła się od „opieki” greckich braci z kontynentu. Bez postępu w tych kluczowych kwestiach nawet najbardziej filoturecki grecki polityk nie będzie zaś w stanie forsować rozwiązań sprzyjających przyspieszeniu negocjacji akcesyjnych Turcji z Unią.
Chociaż Yorgo Papandreu przygotować musi się na ciężkie lata zmagań z nieustępliwą polityką wschodniego sąsiada, to przed Turkami jego wybór stawia największe wyzwania. Nigdy dotąd równocześnie w gabinetach rządowych Aten i Nikozji nie zasiadali przywódcy tak bardzo skłonni do porozumienia z Ankarą. Nigdy dotąd na czele Turków cypryjskich nie stal też lider, dla którego zjednoczenie wyspy oznaczałoby polityczne być albo nie być. Czy z tej okazji Turcy zdołają skorzystać?