„Bitwa o Algier” – w zaklętym kręgu przemocy

[youtube Ca3M2feqJk8 nolink]

Nakręcić film polityczny tak, by po 40 latach nie wydawał się dziełem archaicznym z pewnością nie jest zadaniem łatwym. Film poświęcony walce z kolonializmem unikający idealizowania „bojowników o wolność” i demonizowania pacyfikujących rebelię europejskich osadników, już sam w sobie zasługuje na uznanie widza. Tym bardziej, gdy film taki powstawał w zdominowanej przez lewicową wrażliwość Europie lat 60-tych i niedawno wyzwolonej z kolonialnego zwierzchnictwa Algierii.

„Bitwa o Algier” poświęcona jest początkowej fazie konfliktu w Algierii, gdy w połowie lat 50-tych miejscowi rewolucjoniści wydali wojnę zamieszkującym stolicę europejskim osadnikom. Zamachy na policjantów i bomby podkładane zatłoczonych miejscach miały sprawić, że Algier przestałby być traktowany jak tylko jeden z wielu departamentów metropolii. Zmęczeni życiem w ciągłym zagrożeniu cywile sami zaczęliby opuszczać swoje domy, represje ze strony policji i wojska zwróciłyby ludność muzułmańską na drogę wojny, a politycy w Paryżu dostrzegliby w Algierii terytorium kolonialne, którego utrzymanie przestawało być opłacalne.

Stało się wedle ich zamysłu- skierowane do Algierii oddziały wojska rozpoczęły żmudną walkę z miejskim terroryzmem, odgradzając dzielnice muzułmańskie od europejskich, rozstawiając punkty kontrolne, wyłapując przypadkowe osoby by poddać je mało humanitarnym technikom przesłuchań, systematycznie rozbijając kolejne ogniska siatki terrorystycznej. Tortury to nie wszystko- co niektórzy bardziej krewcy funkcjonariusze sami organizowali odwetowe zamachy bombowe w dzielnicach muzułmańskich. Przemoc rodzi przemoc- o skrupułach, z jakimi współczesne europejskie wojsko podchodzi do walki nie moglo być mowy. Oglądając film można się wręcz zastanowić, czy to naprawdę ta sama niewinna, pacyfistyczna Francja, którą znamy z początków XXI wieku. Aż tak mogła się zmienić?

Trudno sympatyzować z którąś ze stron w tym konflikcie. Bojownicy o wolność i demokracje, zwalczający obcą im i przemocą narzuconą władzę, nie mają żadnych wątpliwości wtedy, gdy przeprowadzić trzeba akcję wśród niewinnych cywilów. Zamachowcy wtapiają się w tłum, zostawiają ładunki wybuchowe i przyglądają się swoim ofiarom- zwykłym, cieszącym się życiem młodym ludziom, którzy przez przypadek trafili akurat na dancing, który stal się celem arabskiego ataku. Trudno nie sympatyzować przez chwilę z ludźmi, których ostatnie chwile widzimy na ekranie.

Trudno też potępiać francuskich żołnierzy, którzy zwyczajnie starają się dobrze wykonywać wskazane im zadanie. Ich dowódca- płk. Mathieu to elegancki oficer, który do stosowania mało humanitarnych metod walki zmuszony jest przez okoliczności, w jakich się znalazł. Broni swoich żołnierzy przed atakami francuskiej lewicy (konkretniej- porównaniami do nazistów, czyli od pól wieku repertuar jej się nie zmienił)- wielu z nich to bohaterowie antyniemieckiego ruchu oporu, inni- to byli więźniowie obozów koncentracyjnych.

I choć na koniec Algier wybucha patriotycznym uniesieniem, to w scenie arabskiego triumfu trudno doszukiwać się przekonania o moralnym zwycięstwie Algierczyków. Równie dobrze można sobie wyobrazić podobną scenę z wiwatującymi francuskimi osadnikami- gdyby tylko historia potoczyła się nieco inaczej, to oni cieszyliby się z ocalenia wszystkiego, co dla nich cenne.

Nie ma w tym filmie pacyfizmu, naiwnego potępienia przemocy i wezwań do międzyludzkiego braterstwa, choć można by się było tego po dziele z lat 60-tych spodziewać. Nie ma też pochwały wojny- przemoc nie wyzwala w nas żadnych dobrych cech, przynosi tylko zezwierzęcenie wszystkich, bez względu na leżące u jej źródła szczytne cele. Jedyne co film robi, to pokazuje walkę, której czasem nie da się uniknąć. Śmierć, cierpienie i okrucieństwo są po prostu częścią porządku tego świata.

Dobry to film dla wszystkich, którzy tak łatwo wydają dzisiaj osądy- gdy plonie Irak czy Palestyna. Chociaż w ich oczach Francuzi czy Arabowie (w zależności od poglądów) i tak w tym filmie wydadzą się stroną winną. Ten typ tak ma.

La battaglia di Algeri, reż. Gillo Pontecorvo, Włochy -Algieria 1966.

3 komentarzy do “„Bitwa o Algier” – w zaklętym kręgu przemocy

  1. W życiu nie słyszałam o tym filmie. Ale po tej recenzji nabrałam smaka na niego – tylko gdzie go dostać?

    I jeszcze jedno – więcej recenzji! Książek, filmów, wszystko jedno. I więcej Pana Sebastiana 😉 choć na pewno nie tylko on potrafi napisać dobrą recenzję (choć ta jest genialna 🙂 ).

    K.

  2. Świetny film, pokazuje mechanikę walki narodowowyzwoleńczej oraz wywiadowczej . Bez cukru.

    obejrzałem z torrenta -> La.battaglia.di.Algeri.1966.480p.Bluray.XVID.AC3.bm11

  3. Polecam jako suplement książkę MArtina van Claverda zmienne oblicze wojny

    rudziała o działaniach przeciw-rebelianckich

    i porównanie dwóch skrajnie różnych ale skutecznych kampanii

    Brytyjskiej w Irl Płn
    i tego co zrobi Assad ojciec w Hamie

    Francuzi przegrali bo podobnie jak Amerykanie w Iraku bo nie byli konsekwentni
    szli środkiem rzucając się od taktyki ,,assadowskiej” do ,,brytolskiej”

Komentowanie wyłączone.