
Napięcia rodzące się w wyniku postępującej globalizacji generują nowe wyzwania dla współczesnej ludzkości.
W świecie gdzie o statusie społecznym decyduje mobilność (Bauman), bezpieczne i bogate zachodnie społeczeństwa wciąż utrzymują pozycję lidera. Jednak nie będzie to trwało wiecznie. Już od wielu lat obserwujemy bardzo szybki, niespotykany wcześniej w historii ludzkości wzrost wielkich ekonomicznych potęg azjatyckich – Chin i Indii. To do nich prawdopodobnie będzie należała przyszłość świata, drugiej połowy XXI wieku. Obecnie jednak pełnią rolę outsourcera świata zachodniego, gdyż dysponują tanią i bezkonkurencyjną siłą roboczą. Nie posiadają jeszcze wysokich technologii, którymi dysponuje Zachód. To się niebawem zmieni. Takie są prognozy.
Raj utracony i raj zdobyty
Celem wojny o przestrzeń, który raz po raz wymknął się toczącym ją siłom nowoczesności, było podporządkowanie przestrzeni społecznej jednej, i tylko jednej, oficjalnie zatwierdzonej, stworzonej pod patronatem państwa mapie.[1]
Jesteśmy Europejczykami. Należymy do judeochrześcijańskiego kręgu kulturowego. Opieramy się na demokracji i prawach człowieka. Nasze prawo zostało stworzone na bazie prawa rzymskiego. Jednoczymy się w imię idei wspólnej i jednej Europy. Żyjemy w świecie dobrobytu. Jesteśmy świadkami przeobrażeń w każdej sferze społecznej. Świat przyspiesza w swoich przemianach. Coraz trudniej jest nam za nim nadążać. Świat jest zglobalizowany.
Jeszcze nigdy, od zarania ludzkości, świat Zachodu nie mógł się cieszyć tak długo trwającym pokojem. Jeszcze nigdy nasz świat nie dawał tak wielkich szans swoim mieszkańcom na równy start. Bez wątpienia są to zdobycze naszej cywilizacji; demokracji, kapitalizmu i pluralizmu w różnych sferach życia. Wydaje nam się, że cały świat wygląda podobnie. A jeżeli tak nie jest, to sam jest temu winien.
Postrzegamy globalizację jako coś naturalnego, jako kolej rzeczy. Cieszymy się, że możemy żyć w świecie zglobalizowanym, gdyż to życie zdaje się łatwiejsze. Jesteśmy beneficjentami zysków tego procesu.
Czy, jednak owe osiągnięcia są udziałem całej ludzkości?
Kto korzysta z przemian globalizacyjnych, a kto na tym traci?
Jakie napięcia społeczne wywołuje ten proces?
Celem niniejszej pracy jest ukazanie kilku aspektów konfliktu pomiędzy interesami beneficjentów procesu globalizacji a tymi, którzy go budują i niewiele z tego dla nich wynika in plus. Wskaże również kierunki w jakich podążają pozaeuropejskie potęgi ekonomiczne – Chiny i Indie, do których, jak wszystko wskazuje będzie należała druga połowa XXI wieku.
No logo Naomi Klein, biblia antyglobalistów czy dziennikarska manipulacja?
Może nie widać tego jeszcze na powierzchni, ale pod ziemią huczy już ogień.[2]
Naomi Klein, w swoim bestsellerze stawia tezę, że odpowiedzialność za biedę i nierówności społeczne zglobalizowanego świata, ponosi kilka koncernów, które przez agresywny marketing i pewne zachowania, którym przyjrzymy się w dalszej części tej pracy, wykorzystują robotników z krajów Trzeciego Świata.
Takie postawienie sprawy, taka teza wydaje się pewnym nadużyciem.
Żyjemy w czasie, który przestrzeń zaczyna zmniejszać. Nie stanowi dziś żadnego problemu szybkie przemieszczanie się, komunikacja werbalna. Poczucie zwycięstwa należy do tych, których stać na to, żeby się przemieszczać, do tych, którzy są mobilni. Swoboda poruszania się stanowi centrum dzisiejszej polaryzacji społecznej. […] Z perspektywy nowego centrum dawne, szacowne rozróżnienia na bogatych i biednych, nomadów i ludzi osiadłych, „normalnych” i nienormalnych, praworządnych lub naruszających prawo zyskują nową interpretację[3].
Zatem czy teza Klein o winie wielkich korporacji jest prawdziwa? Czy możliwy jest dziś, inny podział pracy, inna forma kapitalizmu?
Klein opisuje problemy, z którymi na co dzień zmagają się nastoletnie robotnice w Indonezji, Chinach czy Meksyku. Język dziennikarki śledczej nie może nikogo pozostawić obojętnym. W zatłoczonym pudełku na buty, będącym skrzyżowaniem więziennej celi z szesnastoma świeczkami i zastępującym im dom panowała atmosfera apokaliptycznego piżamowego przyjęcia[4].
Robotnicy w krajach rozwijających się pracują w fatalnych warunkach za koszmarnie niskie wynagrodzenie. Klein konfrontuje owo wynagrodzenie z cenami towarów produkowanych przez nie w sklepach amerykańskich i europejskich. Tkwi w tym duża manipulacja i gra na uczuciach czytelnika. Autorka opisuje w barwny sposób rzeczywistość, krytykuje ją nie pozostawiając na niej suchej nitki. Nie próbuje nawet stworzyć jakiejś idei, sposobu na rozwiązanie tych problemów. W opozycji do tych procesów i nadużyć stawia jedynie walkę, protest i happening.
Innym aspektem jest to, że Klein nie zwraca jednak uwagi na to, że sama jest aktywnym uczestnikiem i beneficjentem tejże globalizacji. Nie możliwa byłaby ogromna popularność autorki No logo na całym świecie bez wykorzystywania narzędzi marketingowych. Naomi Klein to już ikona popkultury (sic!). Naomi Klein to marka.
Naomi Klein zwraca szczególną uwagę na proces, który leży u samych podstaw opisanych problemów. Autorka opisuje w dogłębny sposób ewolucję polityk wielkich koncernów, głównie wielkich amerykańskich firm odzieżowych. Trafnie śledzi zmianę relacji na linii pracodawca – pracownik.
Szczególnym problemem jest przenoszenie swoich zakładów produkcyjnych do innych krajów niż kraj producenta. Wiąże się to, oczywiście z tym, że kraje rozwijające się oferują nieproporcjonalnie niższe koszty pracy i siły roboczej. Naturalnym jest, że właściciele firm szukają maksymalizacji zysków. Jest to jedno z podstawowych praw ekonomii w skali mikro. Firma należy do ludzi, którzy w nią inwestują, a nie do jej pracowników, dostawców czy miejscowości, w której się mieści[5]. Ich kalkulacja kosztów pozwala na ryzyko zwiększenia dystansu pracownik – firma, do stopnia maksymalnego. Wykorzystują do tego mechanizm outsourcingu, czyli przekazaniu zewnętrznym usługodawcom powtarzających się wewnętrznych zadań organizacji, pracowników, maszyn, urządzeń, wyposażenia, technologii[6]. Innymi słowy, jest to proces przekazywania zadań produkcyjno-usługowych innym wykonawcom, poza kompanią macierzystą[7].
Wielkie światowe marki zamiast utrzymywać swoich pracowników w halach produkcyjnych Europy czy USA, szukają firm w Azji, Afryce i Ameryce Południowej, które zrobią to samo za znacznie mniejsze pieniądze. Zadowolony jest właściciel popularnej marki i zleceniobiorca. Powstaje pytanie czy zadowoleni są również robotnicy? Z jednej strony otrzymują pracę w rejonach świata gdzie bezrobocie sięga nawet 50%. Z drugiej strony ich płaca jest maksymalnie wyśrubowana i pozwala im na życie na granicy egzystencji.
To może rodzić napięcia. Z jednej strony w krajach rozwiniętych, gdzie ludzie tracą prace gdyż ich praca jest za droga, albo znacznie droższa niż ta sama praca w Afryce czy Azji. Generuje to bezrobocie i degenerację części osób, które utraciły dotychczasowe źródło utrzymania. Początkowo mieszkańcom Zachodu nie groziła jeszcze utrata pracy, ponieważ w ramach outsourcingu zlecano czynności niewymagające dużych kwalifikacji (na przykład nudne dla zachodniego pracownika usługi telefoniczne dotyczące kart kredytowych). Problem zaczął się nasilać z chwilą, gdy w krajach Trzeciego Świata pojawili się świetni specjaliści od usług wymagających wyższego wykształcenia, nierzadko doktoratu[8].
Utrata gruntu pod nogami w bezpiecznym do tej pory układzie może rodzić przemoc. Takie wydarzenia miały miejsce niedawno w Grecji, gdzie po zabiciu demonstranta przez niemal tydzień policja nie mogła opanować agresji tłumu. Zabicie piętnastoletniego anarchisty było jedynie pretekstem. Od dawna w Grecji problemem były beznadzieja i brak perspektyw wynikające z bezrobocia młodych ludzi. Wysoka stopa bezrobocia często prowadzi do tego, że rozpadają się więzi społeczne. […] Jest prawdopodobne, że niektórzy na swoją sytuację zareagują przemocą. Wynika to z faktu, że pragną w ten sposób odzyskać nad swym życiem kontrolę, którą stracili przez brak zatrudnienia. Utrata pracy – to zarazem utrata tej kontroli. Kto ucieka się do przemocy, ten zyskuje panowanie nad innymi ludźmi[9].
Z drugiej strony problemy pojawiają się również w krajach, które są ousourcerami. To tam winduje się do absurdalnie niskich płace robotników. W Stanach Zjednoczonych i Niemczech, gdzie międzynarodowe koncerny pozamykały setki rodzimych zakładów tekstylnych, robotnicy przemysłu odzieżowego dostają odpowiednio 10 i 18,40 USD za godzinę pracy, podczas gdy ich odpowiednicy w specjalnie stworzonych chińskich strefach ekonomicznych otrzymują 13 centów[10].
Outsourcing może się okazać zgubny również dla dobrze wykształconych pracowników w Trzecim Świecie. W pewnym momencie zaczną domagać się wyższych zarobków, wzrośnie konkurencja również na tamtym rynku pracy. Co wtedy? Prawdopodobnie wielkie koncerny będą szukać innych, nowych tanich rejonów.
Ciekawy tekst. Po przeczytaniu mam małe przemyślenie. Czy słusznym jest patrzenie na sytuację w krajach rozwijających się (kraje 3 świata to podobno niepoprawna politycznie nazwa) przez pryzmat naszego świata i naszego przyzwyczajenia do „czystych toalet” i kolorowych półek w sklepach? Przecież nawet gdy autor odwiedzi polską wieś i zobaczy w jakich warunkach żyją ludzie, będąc niejednokrotnie szczęślwi, może stwierdzić podobne różnice standardu życia.
Mam nadzieję, że jeżeli to któreś z kolei „dzieciństwo” to mamy szansę na powrót lub utrzymanie wieku „męskiego”.
Serdecznie się cieszę, że mogłem zainteresować Pana moim tekstem.
Odpowiem w czterech punktach:
1) Komentowanie zmian cywilizacyjnych zachodzących na świecie jest możliwe tylko przy zastosowaniu dostępnego współcześnie instrumentarium badawczego. Również w zakresie nauk społecznych, do jakich należą nauki o cywilizacji. Stąd mogłem powoływać się w moim tekście na funkcjonujące teorie o cywilizacji. Oczywiście należy obserwować zmiany zachodzące na świecie, ale można je jedynie komentować przy użyciu metod naukowych, inaczej ocieramy sie o alchemiczne spekulacje.
2) Ekonomia to system naczyń połączonych. To banał, ale banał prawdziwy. Globalizacja z jednej strony daje szanse tym najbiedniejszym na rozwój, z drugiej strony gwarantuje utrzymanie nierówności społecznych na świecie. Zawsze będzie musiał istnieć ktoś, kto będzie pracował na komfort innych, tych którzy aktualnie dominują.
3) Utrzymanie dominacji Zachodu jest niemożliwe. Moim zdaniem obserwujemy przyspieszający i nieunikniony upadek hegemonii Zachodu. To tez naturalny proces, o którym pisałem w tekście. Przez następne 20-40 lat będziemy świadkami wielokrotnych reanimacji zachodniej cywilizacji. Jednak raczej nie będzie to raptowny i spektakularny upadek, a raczej spokojna starość z drobnymi ale znaczącymi problemami. Musimy się nauczyć żyć z tą świadomością, a przede wszystkim umiejętnie prowadzić politykę, poważnie traktując i opracowując długofalowe strategie ekonomiczne i polityczne. Taką politykę rozpoczął rząd Baracka Obamy, który znacząco przesunął swoje zainteresowanie na Daleki Wschód.
4) Zróżnicowanie poziomu życia w Polsce nijak się ma do momentu rozwojowego poszczególnych cywilizacji. Wynika on ze zdarzeń historycznych (różny rozwój terenów zaborów, PRL, wykluczeni w postPGRach itp.).
Mariusz Weber.
Qto, tym wspomnieniem o sytuacji na polskiej wsi i półkach sklepowych zainspirowałeś mnie do komentarza.
Przypomniało mi to sytuację, jak pewien mój znajomy po powrocie z dłuższego pobytu w Berlinie, w pewnej małej mieścinie chciał sobie kupić miejscowy specyfik – „wino” owocowe (twierdził, że to aby wspomnieć czasy młodości – ja tam myślę, ze po prostu je lubił 😉 ). Długo zastanawiał się, które wybrać – wiadomo, półka szeroka, wybór wielki – i w końcu zdecydował się na jedno z nich – jedyną na półce „Malinową blondynę”. Sprzedawczyni spojrzała w tamtym kierunku, spochmurniała i ostro powiedziała: „Panie, ja panu tego nie sprzedam”. Kolega, choć zdziwiony, nie ustępował: „Ale o co chodzi? Dlaczego…?”. A ona mu na to rozbrajająco: „Panie, to wino to całą wyższą półkę podtrzymuje, więc jak ja panu to wyciągne to pół regału się zawali”. 🙂
I tak to jest w Polsce – jak ktoś mi nie powie, że to nie jest Trzeci Świat, to ja nie wiem… Byłam na Kaukazie, w Azji Wschodniej i w Indiach i nie widzę wielkich różnic między tymi państwami w których byłam, a polską wsią. Więcej – nie widzę różnic między Warszawą a dużymi miastami Azji, poza jedną – nasza stolica wygląda w porównaniu do nich jak wymarłe miasto. Ale brud, chaos architektoniczny i ogólny klimat bywa podobny…
Panie Mariuszu. Mam dwa pytania.
Patrząc na światowe różnice w poziomie życia w konfrontacji z rozwojem ekonomicznych, czy zakwalifikowaniem do „numerku” świata, zastanawiam się czy model naczyń połączonych w swej idealnej formie przedstawia cywilizacje schyłkowe. Kraje które osiągneły równowagę, czyli np stara Europa, osiągneły apogeum swojego rozwoju. Co w momenci gdy nie będzie od kogo drenować „płynu” i cała gospodarka światowa osiągnie równowagę? Czy jest to możliwe?
Moim skromnym zdaniem za 30-40 lat – albo wcześniej – świat będzie się zmagał z innymi problemami, a dokładnie z brakiem surowców energetycznych na których opiera się obecna gospodarka. W tej sytuacji reanimacja może zmienić się w rewolucję i kilka miliardów ludzi będzi toczyć spór.
Witam ponownie!
Pytanie o „starą Europę” i jej perspektywę jest jak najbardziej zasadne.
Myślę, że problemem nie będzie dostęp do energii. Mimo wszystko w Europa nie jest przeludniona, cały czas rozwijane są technologie nuklerane (np. vide budowa wielkiej elektrowni atomowej w Finlandii, czy decyzja o budowie w Polsce) oraz technologie alternatywne. Źródła gazu w Europie są konsekwentnie dywersyfikowane, a ropa może jedynie być droższa.
Problem tkwi w samej tkance społecznej Europy.
Europa się starzeje. To problem demograficzny może zachwiać znacząco europejskie gospodarki, systemy społecznej opieki czy budować lokalne konflikty na tle etnicznym.
Polskę czeka ta perspektywa z opóźnieniem 5-7 letnim.
Mogę pokusić się o stwierdzenie, że to właśnie rozbije ten względny spokój i stabilizacje Europy.
A zróżnicowanie etniczne będzie się pogłębiać, gdyż wszystkie kraje europejskie potrzebują i będą potrzebowały siły roboczej.
Mariusz Weber.
Bardzo dobry artykuł za który dziękuję jako czytelnik.
Z prośbą o więcej 🙂
Pozdrawiam.