O negocjacjach wysłanników prezydenta Afganistanu Hamida Karzaja z przedstawicielami talibów napisał niedawno saudyjski dziennik Asharq Al Awsat. Według gazety do spotkania doszło w Mekce i przebiegało ono w dość przyjaznej atmosferze. – Afgańczycy w sposób naturalny szanują argumenty drugiej strony – miał powiedzieć jeden z jego uczestników. Talibowie odżegnali się na spotkaniu od związków z terrorystami: „Mułła Omar nie jest już sojusznikiem Al Kaidy” – głosi tytuł w Asharq Al Awsat.
Negocjacje z Talibami popiera wiele krajów zachodnich, za to sprzeciwia im się Iran. – Dziś cały świat zdaje sobie sprawę ze strategicznej porażki sił międzynarodowych w Afganistanie, a my wzywamy je, by nie parły do kolejnej klęski – powiedział wczoraj w Teheranie szef irańskiego MSZ Manuszehr Mottaki. – Radzimy, by zastanowić się nad konsekwencjami rozmów z Talibami, konsekwencjami, które będą miały miejsce zarówno w naszym regionie jak i w Europie. Zachód nie powinien sądzić, że uda mu się ograniczyć w ten sposób ekspansję ekstremizmu jedynie do Afganistanu, Pakistanu i Azji Środkowej – stwierdził minister i dodał, że w pewnym momencie zapuka on (ekstremizm) również do bram świata zachodniego.
Nie piszę o tych słowach tylko ze względu na ciekawą informację, bo ta w gruncie rzeczy nie jest sama w sobie ani taka ciekawa, ani zaskakująca. Szyicki Iran miał zawsze na pieńku z radykalnie sunnickimi Talibami, więc wezwanie, by z nimi nie negocjować nie jest niczym dziwnym. To także gra o znaczenie w regionie, bo Afganistan z silnym udziałem we władzy Talibów wzmacniałby pozycję Arabii Saudyjskiej i Pakistanu, osłabiając tym samym Iran.
Jednak ta wiadomość jest ciekawa w dwóch innych wymiarach.
Po pierwsze w kontekście polskiej polityki zagranicznej. Oto wysyłamy nowe wojska i wzmacniamy naszą obecność militarną w Afganistanie i jednocześnie godzimy się na budowę w Polsce elementów tarczy antyrakietowej, która, przynajmniej werbalnie, jest wymierzona przeciwko Iranowi.
Skończy się to pewnie tym, że zachód zgodzi się na jakąś formę powrotu Talibów do władzy za cenę względnego spokoju w Afganistanie i możliwości wycofania stamtąd większość swoich wojsk, Amerykanie zaczną zaś po zwycięstwie Obamy negocjacje z Iranem, a my zostaniemy, jako sympatyczny, ale naiwny głupi Jasio, na lodzie z wianem fatalnych stosunków zarówno z Afganistanem jak i z Iranem. Cóż, takie są konsekwencje prowadzenie polityki zagranicznej na pasku neokonserwatystów.