Wraz z narastaniem ilości kompetencji, przekazywanych przez państwa członkowskie Unii Europejskiej, coraz większym problemem staje się kwestia bezpieczeństwa informacji pozyskiwanych i przetwarzanych przez instytucje unijne. Niestety, stosunkowo rzadko usłyszeć można pytanie: czy UE potrafi sobie z tym poradzić?
Posiadając ogromne ilości danych z każdego z państw członkowskich, Unia Europejska – a w szczególności Komisja – powinna szczególnie dbać o ich bezpieczeństwo. Jednak, jak zauważa The Economist, obecnie nie dysponuje ona odpowiednimi narzędziami, które pozwalałyby jej na zachowanie należytego stopnia poufności ważnych danych, czego wynikiem może być zagrożenie nie tylko dla niej samej, ale także i dla państw ją tworzących. Tym bardziej, że (tak przynajmniej twierdzi autor artykułu w Economiście) rosyjskie służby specjalne w coraz większym stopniu interesują się instytucjami unijnymi i informacjami, w których posiadaniu są one.
W państwach narodowych, ochroną informacji kluczowych dla funkcjonowania państwa zajmuje się kontrwywiad. Jako, że jego zadania są bardzo kompleksowe, a odpowiedzialność – ogromna, posiada więc on status służby specjalnej, a więc takiej, która może stosować czynności operacyjno-rozpoznawcze w znacznie szerszym zakresie niż inne państwowe służby (takie jak, np. policja). Unia nie jest jednak państwem, a jedynie organizacją międzynarodową i jako takowa nie posiada agencji kontrwywiadowczej, która rozpostarła by nad nią parasol ochronny przeciw obcym wywiadom. Oczywiście, nie oznacza to, że jest całkowicie w tej sferze bezsilna – opiera się na ochronie wywiadowczej państw członkowskich, a przede wszystkim – na kontrwywiadzie Belgii. Niestety, belgijskie służby specjalne nie należą do światowej czołówki i właściwie dopiero niedawno poszerzono ich uprawnienia na tyle, by mogły prowadzić skuteczne działania przeciw obcym służbom specjalnym.
Najbardziej oczywistym sposobem na zapewnienie UE odpowiedniego stanu bezpieczeństwa tej sferze, byłoby stworzenie unijnej agencji kontrwywiadowczej lub choć jej namiastki. Oczywiście, na takie rozwiązanie nie ma – i w najbliższej przyszłości nie będzie – przyzwolenia ani państw, ani społeczeństw europejskich. Te pierwsze boją się oddać tak delikatny instrument w ręce brukselskich eurokratów, a drugie, odczuwając i tak spory deficyt demokracji w strukturach unijnych, nie kwapią się do popierania pomysłów coraz głębszej integracji. Ponadto, niezwykle utrudniona byłaby demokratyczna kontrola nad takimi służbami, co już całkowicie przekreśla możliwość powołania takiej instytucji.
Pozostają więc Unii odpowiednie procedury bezpieczeństwa, które dotyczyć mogą wielu różnych aspektów funkcjonowania danej instytucji (od zasad wewnętrznej korespondencji, po warunki, na jakich urzędnicy mają dostęp do różnych typów dokumentów) i – o ile są w pełni przestrzegane – mogą pomóc w walce z ewentualnym szpiegostwem. Takie procedury istnieją od wielu lat w organach UE, trudno jednak powiedzieć, na ile są one skuteczne. Tym bardziej, że do wielu kluczowych dokumentów mają dostęp także posłowie Parlamentu Europejskiego, którzy – jak pisze The Economist – mogą znacznie mniej poważnie podchodzić do kwestii bezpieczeństwa poufnych danych.
W ten sposób dochodzimy do sedna problemu – wbrew obiegowej opinii, Unia Europejska jest strukturą na tyle przejrzystą i otwartą, że utrzymanie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa informacji może być niezwykle trudne. Większość dokumentów czy np. projektów legislacyjnych jest w pełni jawna, a nawet te, do których dostęp jest oficjalnie utrudniony, można stosunkowo łatwo pozyskać, choćby drogą legalnego i – w dużej mierze – sformalizowanego lobbingu. Nierzadko więc, aby uzyskać potrzebne informacje, nie trzeba nawet prowadzić tajnych działań wywiadowczych – wystarczy biały wywiad i lobbing.
Kwestia bezpieczeństwo informacji zbieranych przez rozmaite instytucje unijne jest tym bardziej ważna w kontekście kolejnego poszerzenia zakresu uprawnień tych organów w Traktacie lizbońskim. Unia musi wreszcie przestać podchodzić w (w sumie) nonszalancki sposób do tych zagadnień, szczególnie jeśli faktycznie chce stać się ważnym aktorem na arenie międzynarodowej. Globalny gracz nie może bowiem sobie pozwolić na tak pobłażliwe podejście do bezpieczeństwa wywiadowczego.