Redukcja arsenału atomowego Francji: sprytna zagrywka Sarkozy’ego

Nicolas Sarkozy planuje redukcję arsenału atomowego Francji i wzywa inne państwa do podobnej redukcji. Oczywiście, plan Sarkozy’ego zawiera pewien haczyk…

21 marca prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, obwieścił światu, że zamierza zmniejszyć do mniej niż trzystu, liczbę głowic jądrowych, którymi dysponuje Francja oraz wezwał inne państwa do dalszej redukcji ich arsenałów atomowych. Jednocześnie zaproponował opracowanie odpowiedniej umowy międzynarodowej, dotyczącej likwidacji pocisków krótkiego i średniego zasięgu typu ziemia-ziemia.

Historycznie rzecz ujmując Francja była czwartym państwem, któremu udało się wyprodukować broń atomową. Początki francuskiego programu nuklearnego sięgają jeszcze lat 40., choć faktyczna i ostateczna decyzja o rozpoczęciu budowy arsenału atomowego zapadła dopiero w roku 1958. Niewątpliwie na tą decyzję wpłynęła zaostrzająca się sytuacja międzynarodowa oraz ambicje i uprzedzenia de Gaulle’a, który nie ufał Stanom Zjednoczonym. W każdym bądź razie, już dwa lata później, a więc w roku 1960, na Saharze przeprowadzono pierwsze testy ładunków o masie około 70 kiloton.

Z czasem arsenał Francji powiększył się. Dzięki Nicolasowi Sarkozy, wiemy, że Francja w czasie Zimnej Wojny posiadała nie więcej niż 600 głowic jądrowych; obecnie zaś dysponuje około 350 głowicami, co czyni to państwo trzecią potęgą nuklearną świata (za USA i Rosją).

Trudno jednoznacznie ocenić ten krok prezydenta Francji. Z jednej strony powinniśmy na pewno przyklasnąć wszelkim pomysłom dotyczącym redukcji uzbrojenia atomowego, wiemy przecież jak niszczycielską siłę posiada ta broń. Z drugiej jednak strony można mieć pewne zastrzeżenia do intencji Francji.

Po pierwsze, jest coś o czym jeszcze nie napisałem (zawsze takie rodzynki warto zachować na koniec), a co zmienia odbiór tej deklaracji. Otóż redukcja obejmie przede wszystkim głowice przenoszone drogą powietrzną, a więc poprzez bombowce strategiczne. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że zaledwie niewielka część francuskiego arsenału atomowego jest rozmieszczona właśnie na pokładach samolotów. Federation of American Scientists, organizacja założona w roku 1945 przez amerykańskich naukowców, pracujących przy projekcie Manhattan (amerykańskim programie atomowym), a dziś monitorująca rozwoj broni atomowej na świecie, ocenia, że zaledwie 60 sposród 348 francuskich głowic jest przenoszonych za pomocą bombowców . Reszta, a więc 288, znajduje się na pokładach atomowych łodzi podwodnych, których przyszłe redukcje nie obejmą.

Jest jeszcze jeden smaczek całej sytuacji – otóż cała deklaracja została wygłoszona podczas wodowania Le Terrible – nowoczesnego okrętu podwodnego klasy Le Troimphant , przeznaczonego właśnie do przenoszenia broni atomowej. Wraz z tym wydarzeniem Francja zyskała czwartą łódź podwodną, zdolną do operowania właściwie w każdym miejscu na świecie, a co za tym idzie i do ataku na każde miejsce na kuli ziemskiej. Wiadomo, że daje to wielką przewagę nad potencjalnym przeciwnikiem. Okręty takie stanowią najlepszą gwarancję dla państwa, że nie zostanie zaatakowane, także przez państwo atomowe; są niezwykle trudne do wytropienia i zatopienia oraz dają możliwość przeprowadzenia tzw. odwetu martwej ręki. Jest to niezwykle ważne dla Francji, która zawsze podkreśla, że jej arsenał służy jedynie do odstraszania potencjalnych wrogów.

Propozycja Francji jest oczywiście w pewien sposób wyrachowana (choć nietrudno ją „przejrzeć”) – jako, że łodzie podwodne uznawane są za najbardziej użyteczny element triady strategicznej (po kolei: systemy lądowe, powietrzne i podwodne), a w arsenale Francji właściwie nie ma głowic przenoszonych innymi sposobami (a już w szczególności nie ma stałych baz atomowych!), można zrobić małe ustępstwo w kwestiach mniej ważnych, aby uzyskać przewagę w innych. W sumie jednak to nie motywacje są w przypadku rozbrojenia najważniejsze, ważny jest efekt. Jaki on będzie, trudno przewidzieć. Na pewno Sarkozy, jeśli naprawdę chce aby jego plan się powiódł, musi bardziej aktywnie dążyć do jego realizacji. Sama deklaracja nie wystarczy, choć na pewno jest krokiem w dobrym kierunku.