Sytuacja w Iraku wydaje się wymykać spod kontroli irackiego rządu i sprzymierzonych z nim sił okupacyjnych. Jeszcze nieco ponad tydzień temu prezydent USA, George W. Bush, spokojnie ogłaszał zwycięstwo koalicji w Iraku; dziś deklaracja ta brzmi groteskowo.
Sytuacja na południu Iraku, przede wszystkim w Basrze i jej okolicach, zaostrza się z każdym dniem. Wszystko zaczęło się mniej więcej 25 lutego, gdy Muktada al-Sadr, radykalny szyicki duchowny, wezwał Irakijczyków do oporu przed okupantem i rządem w Bagdadzie. Na apel cieszącego się dużym uznaniem wśród niższych warstw społecznych al-Sadra, wkrótce odpowiedzieli jego zwolennicy – w położonej na południu Iraku Basrze oraz bagdadzkim Mieście Sadra rozpoczęły się protesty, które szybko przerodziły się w regularne walki.
Sytuacja jest poważna i to z co najmniej kilku powodów. Przede wszystkim, wydaje się, że rozdarte walkami południe może doprowadzić do ogólnej destabilizacji kraju, ponieważ pokazuje prawdziwą słabość rządu centralnego. Nie chodzi tu tylko o brak poparcia społecznego, bo o nie w kraju tak podzielonym jak Irak, trudno, ale przede wszystkim o zwykłą, brutalną siłę, bo niestety tylko ona spaja obecnie ten kraj. Rozumie to Nuri al-Maliki – premier Iraku – i dlatego nie chce ustąpić bojówkom biorącym udział w walkach w rejonie Basry. Okazanie bezradności mogłoby zaowocować nie tylko upadkiem jego rządu, ale i stać by się mogło początkiem rozpadu Iraku. Jest więc to bardzo ważny test dla rządu centralnego i premiera – gra (dosłownie) o życie.
Choć eskalacja przemocy przypada na kilka ostatnich dni, to tak naprawdę problemy zaczęły się wraz z wycofaniem się z regionu sił brytyjskich w grudniu ubiegłego roku. Już wtedy można było mówić o natężeniu konfliktu między trzema głównymi stronnictwami w regionie, którymi są: złożona ze zwolenników al-Sadra Armia Mahdiego, pośrednio popierana przez rząd centralny Organizacja Badra (tzw. Brygady Badra) oraz powiązana z sadrystami Fadhila. Trzy różne frakcje, trzy różne podłoża społeczne, ale ten sam cel – walka zarówno o bogactwa Basry i, szczególnie w przypadku sadrystów i badrystów, o rząd irackich dusz oraz dominację wśród szyitów. Konflikt ten rozdziera południe Iraku już od kilku lat, choć dopiero teraz przybrał aż tak na sile. Warto dodać także, że być może nazywanie wymienionych powyżej organizacji bojówkami, nadaje nieco mniej pejoratywny wydźwięk ich faktycznemu statusowi, który bliższy jest częstokroć zwykłym organizacjom przestępczym niż stronnictwom politycznym.
Rywalizacja na południu ma także aspekt ekonomiczny. Licząca ponad 1,7 mln mieszkańców i położona na szlaku wodnym Szatt al-Arab, Basra jest jednym z największych i najbogatszych miast Iraku, jego głównym portem i niejako oknem na świat. Jednocześnie jest stolicą prowincji o tej samej nazwie. Okoliczne tereny są urodzajne w ropę naftową, a rafinerie w samym mieście produkują niemal 140,000 baryłek ropy dziennie. Przez Basrę, co nie dziwi, biorąc pod uwagę jej położenie (patrz: mapa), „przechodzi” niemal 90% całego, obliczanego na niemal 1,5 mln baryłek dziennie, eksportu ropy naftowej z Iraku, a co za tym idzie – eksportu w ogóle. Jeszcze niedawno porty Basry kontrolowała Fadhila, czego wynikiem była ogromna skala korupcji, sprawiająca, że zyski z handlu ropą w dużej mierze trafiały do kieszenie powiązanych z tą organizacją watażków, a nie do budżetu państwa.
To właśnie Fadhila miała być początkowo celem akcji zbrojnej wojsk irackich, ale ostatecznie walki toczą się między wojskami rządowymi a Armią Mahdiego. Powód takiego obrotu spraw jest prosty – Brygady Badra to zbrojne ramię Islamskiej Rady Najwyższej Iraku (ISCI), największej partii tworzącej obecnie rządzącą w Iraku koalicję, której najpoważniejszym konkurentem są właśnie sadryści. Al-Maliki jest więc zakładnikiem swoich politycznych przyjaciół, którzy za pomocą rządowego wojska chcą umocnić swoją władzę w Basrze i jednocześnie osłabić przeciwników, tak dosłownie – poprzez walki, jak i w przenośni, przed mającymi odbyć się jeszcze w tym roku wyborami regionalnymi.
Biorąc pod uwagę wszystkie te czynniki, rozciągnięcie kontroli nad rejonem Basry uznać trzeba za jeden z kluczowych elementów efektywnego sprawowania władzy nad całym Irakiem. Rząd centralny nie może sobie pozwolić na utratę tak ważnego regionu, tak jak i nie może sobie pozwolić na to, aby bojówki, czy to związane z al-Sadrem czy też Organizacją Badr, miały w jakimkolwiek rejonie kraju więcej do powiedzenia niż on sam. Niestety, legitymacja rządu al-Malikiego jest bardzo słaba i musi on liczyć się ze swoimi koalicjantami, tak więc bez względu na wynik walk, będą one jedynie osłabieniem państwa irackiego. Nawet jeśli rząd „odzyska” ten region, to jedynie na chwilę, ponieważ to badryści faktycznie położą rękę na handlu ropą naftową.