Aborcja a Unia Europejska

Niski poziom wiedzy na temat spraw europejskich sprawia, że Polacy dają sobą manipulować i pozwalają wmówić, że UE może nakazać Polsce legalizację aborcji.

Co prawda niniejszy blog ma poruszać głównie tematy związane z bardzo szeroko pojętym bezpieczeństwem międzynarodowym i narodowym, to jednak nie mogę sobie odmówić napisania tego posta. Fakt niskiej, lub raczej niemal zerowej, znajomości spraw europejskich w naszym społeczeństwie jest mi oczywiście jak najbardziej znany; może więc jakimś cudem uda mi się przynajmniej część niedoinformowanych doinformować. Dodam jeszcze, że inspiracją były dla mnie wypowiedzi różnych osób na forach tvn24.pl i gazeta.pl.

Chodzi oczywiście o pojawiające się doniesienia (choćby tu i tu ) o raporcie Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, który ma jakoby wzywać Polskę do legalizacji aborcji. Nie wchodząc w oceny moralne samego zagadnienia aborcji, chciałbym zauważyć kilka spraw, które wychodzą na jaw przy okazji tej sprawy.

Po pierwsze, Polacy w ogromnej masie nie rozróżniają Unii Europejskiej i Rady Europy. Dla przypomnienia – ta pierwsza organizacja, powołana Traktatem z Maastricht w roku 1993 (podpisanie traktatu nastąpiło rok wcześniej), jest prawną obudową Wspólnoty Europejskiej (dawniej: EWG i Euratomu), poszerzającą ją o Wspólną Politykę Zagraniczną i Bezpieczeństwa oraz Współpracę Sądową i Policyjną w Sprawach Karnych. Jej organami (działającymi na zasadzie „wypożyczenia” ze Wspólnot) są m.in. Komisja Europejska, Parlament Europejski, Rada Unii Europejskiej czy Rada Europejska. UE powszechnie utożsamiana jest właśnie ze Wspólnotą, co nieraz powoduje różne nieporozumienia. O ile jednak kłopoty z rozróżnieniem UE i WE, powiedzmy sobie szczerze, można w jakiś sposób usprawiedliwić względnym skomplikowaniem materii (o tym jeszcze za chwilkę), to absolutnie niewytłumaczalne dla mnie jest mylenie Unii czy Wspólnot z Radą Europy.

Rada Europy została powołana w roku 1948; początkowo miała być organizacją integracyjną (taką jak dziś jest UE), ale ostatecznie została na tym polu zmarginalizwana. Dziś zajmuje się głównie kwestiami związanymi z prawami człowieka , a za jej największy sukces uznaje się przyjęcie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Jest organizacją z gruntu zupełnie odmienną niż Unia i Wspólnoty – przede wszystkim jest organizacją o charakterze międzyrządowym, a więc wszystkie decyzje jej dotyczące są podejmowane za zgodą wszystkich państw członkowskich. Rada Europy nie stworzyła oddzielnego systemu prawa, a jej oddziaływanie na krajowe porządki prawne jest właściwie żadne. Tym bardziej, nie posiada możliwości zmiany przepisów krajowych ponad naszymi głowami.

Po drugie, niewielka jest wiedza o kompetencjach i systemie prawnym Unii, a raczej, żeby być dokładnym, Wspólnoty Europejskiej. UE ma bardzo niewielki dorobek prawny – wszystkie, przysłowiowe już, rozporządzenia o uznaniu marchewki za owoc czy dyrektywy o krzywiźnie banana (prawdziwe, choć już od dawna nie tworzy się tak szczegółowych aktów) wydawane są bowiem przez organy Wspólnoty i działając w jej imieniu. Ogranicza to pole manewru prawodawcy, ponieważ może on wydawać akty jedynie w obszarach, których państwa się „zrzekły” na jej rzecz. Są to głównie kwestie gospodarcze rolnictwa, polityki transportowej, polityki konkurencji czy rybołówstwa. W tych sferach Wspólnota może wydawać akty prawne, właściwie nie oglądając się na zdanie państw członkowskich (choć zawsze to robi, aby zapewnić sobie legitymizację aktów). Warto w tym miejscu podkreślić, że sprawy obyczajowe i dotyczące moralności nie leżą w gestii Wspólnot; nie ma więc takiej możliwości aby WE narzuciłą nam cokolwiek w tej kwestii. Sami musielibyśmy najpierw dać jej możliwość decydowania o takich sprawach, a tego nie zrobiliśmy i zapewne nie zrobimy. Ponadto, traktat lizboński nie daje takich uprawnień Unii (już UE, bo Wspólnota de facto przestaje istnieć), Karta Praw Podstawowych także nie ceduje takich kompetencji na nią. Swoją drogą ciekawym zjawiskiem jest łączenie traktatu reformującego (lizbońskiego) z tą sprawą; jest to bardzo częste i, podejrzewam, celowe.

Zupełnie odmienną kwestią jest to, czy faktycznie domniemany raport formułuje taką tezę, czy też jest to zwykłe nadużycie dziennikarzy Wprost. Rada Europy generalnie cieszy się niezłą opinią na kontynencie i jest uznawana za ważny element europejskiej tożsamości w dziedzinie praw człowieka. Z drugiej stron, Unia Europejsa nie chce zajmować się takimi sprawai, bo koncentruje się na sprawach gospodarczych i im pochodnych.

Podsumując:

  • to nie Unia Europejska, a Rada Europy chce (o ile to prawda!) wezwać nas do legalizacji aborcji;
  • Rada Europy nie ma kompetencji by cokolwiek narzucić pastwom członkowskim;
  • Unia Europejska nie ma możliwości stanowienia aktów prawnych w tej dziedzinie.

Mam nadzieję, że tym, którzy nie do końca rozumieli zagadnienie wyjaśnia to nieco tą w sumie prostą kwestię; ci, co znają się na sprawach UE oczywiście muszą mi wybaczyć ogólnikowość i odejście od głównego tematu bloga.