Mursi, Mursi i po Mursim! Co dalej z Egiptem?

Pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Egiptu, reprezentujący Bractwo Muzułmańskie Mohamed Mursi został obalony przez wojsko, które wykorzystało jako pretekst masowe demonstracje Egipcjan przeciw władzy. W tym roku Egipt czeka wyjątkowo gorące lato… 

Mohammed Mursi (Zdj. European External Action Service - EEAS - Flickr/CC)
Mohammed Mursi (Zdj. European External Action Service – EEAS – Flickr/CC)

Adli Mansur, przewodniczący Sądu Konstytucyjnego, został zaprzysiężony (nie mylić z wybranym) na nowego prezydenta Egiptu. Stary prezydent, Mohamed Mursi, został odosobniony i wygląda na to, iż jego polityczna kariera – przynajmniej tymczasowo – została zahamowana. Egipskie wojsko, najpotężniejsza „grupa wpływu” w Egipcie, przeprowadziło zamach stanu, zapowiedziano w nieokreślonym czasie wolne wybory do parlamentu i wolne wybory prezydenckie (chociaż warto odnotować, iż te poprzednie też spełniały wymóg demokratyczności…), a nowo mianowany prezydent określił Bractwo Muzułmańskie jako „część narodu”, chociaż jednocześnie wydano nakazy aresztowania przeciwko 300 członkom tej organizacji.. Wojsko, podobanie jak w 2011 roku, nie angażowało się – przynajmniej oficjalnie – w konflikt po to, aby zareagować w odpowiednim momencie. Przewrót wojskowy dysponuje poparciem dużej części narodu zgromadzonego wokół laickiej opozycji (poparcie Mohameda el-Baradeia dla działań wojska),prawników, których Bractwo odsunęło od możliwości oceny  m.in. wydawanych przez prezydenta aktów prawnych, nowej konstytucji czy prawa uchwalonego przez niższą izbę parlamentu , a nawet mniejszości koptyjskiej, której patriarcha poparł wojskowy zamach stanu.

Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana

Jednej rzeczy prezydentowi Mursiemu i jego środowisku politycznemu odmówić nie sposób – odwagi. Od początku do końca.

Jak pisałem 22 grudnia:

Od początku swojej prezydentury Mursi musiał stawić czoła konserwatywnie nastawionemu egipskiemu – że tak go nazwę – establishmentowi, wojskowym oraz prawnikom, którzy dążyli do zablokowania rozszerzenia jego kompetencji. Mursi sugerował, że blokują oni postęp rewolucji, zaś prawnicy i wojskowi twierdzili, że stoją na jej straży pilnując, aby nowy prezydent nie skierował państwa w stronę powrotu do dyktatury, ale innego typu.

W połowie czerwca Najwyższy Sąd Konstytucyjny Egiptu rozwiązał nowy parlament, zdominowany przez islamistów, a decyzję tę zatwierdziła Najwyższa Rada Wojskowa. (…) Wszystko zmieniło się w po zaprzysiężeniu doktora Mursiego na prezydenta (30 czerwca). Momentalnie zmniejszył wpływy wojskowych – anulował ograniczające go decyzje Najwyższej Rady Sił (…). Jakby tego było mało Mursi, zdecydował o ponownym ukonstytuowaniu się parlamentu, który miał podjąć pracę nad nową konstytucją. Konstytucją w sprawie której nie było żadnych szans na kompromis ze względu na rozbieżność interesów między islamistami, liberałami oraz zwolennikami państwa świeckiego. (…)

Naprawdę gorąco zrobiło się jednak 22 listopada, gdy prezydent Mursi ogłosił nowy dekret, rozszerzający jego uprawnienia w czasie trwania „Filaru obrony”, izraelskiej operacji w Strefie Gazy. W Egipcie zawrzało, a opozycyjny Mohammed el-Baradei, były dyrektor Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, powiedział, iż prezydent zadekretował sobie władzę faraona. (…)

Jak widać, zarówno w kwestii wyborów parlamentarnych, jak i nowej konstytucji, Bractwo zajęło stanowisko konfrontacyjne wobec wojska oraz prawników. Treść Konstytucji sugerowała, iż mogło dojść do targu pomiędzy wojskiem a islamistami, jednakże nawet jeżeli tak było, to wojskowi zawartą umowę uznać mogli za nieaktualną. Przez cały czas wojskowi podkreślali, iż nie służą władzom, lecz narodowi. Wojsko pozycjonowali nie jako stronę sporu, lecz rozjemcę.

W grudniu pozwolono na przeprowadzenie referendum zatwierdzającego nową konstytucję. Ten plebiscyt Bractwo wygrało. Wywołało to permanentny konflikt i w zasadzie zerowy margines negocjacji. Jedni chcieli utrzymać władzę i nowe akty prawne, a drudzy, skupieni wokół Frontu Ocalenia Narodowego,  pozbawić władzy i uchylić ten dokument. Wojsko, na czele którego stał generał as-Sisi, wyczekiwało sytuację i w tym tygodniu postanowiło ostatecznie przejąc inicjatywę.

Dotychczasowy rząd egipski zdecydowanie przeszarżował. Wbrew wszystkim relacjom – zamach wcale nie był gwałtowny. Wojskowi z reakcją czekali ponad pół roku, gdy rozpoczął się  poważny kryzys polityczny. Bractwo Muzułmańskie miało zatem szansę na porozumienie, jednak nie wykazało chęci jego osiągnięcia.

Prezydent Mursi nie spuścił nawet z tonu, gdy generał as-Sisi ogłosił wojskowe ultimatum. Swoją drogą mieliśmy do czynienia z interesującym zbiegiem żądań. Wojsko żądał osiągnięcia konsensusu między władzą a opozycją. Opozycja żądała odejścia prezydenta Mursiego i dopiero wtedy wyborów parlamentarnych oraz prezydenckich.

Logiczny wniosek z tego jest taki, że opozycja nie ma interesu w dogadywaniu się z władzami, bo wybory i odejście spowodują działania wojska. Powinni jednak pamiętać o jednym na przyszłość – wybory jeszcze trzeba wygrać, a ostatnio, uczciwie, zwyciężyło Bractwo Muzułmańskie i to nie jest koniec ich problemów, a dopiero ich początek. Najpoważniejsze wystąpią dopiero, gdy opozycja, aktualnie firmowana twarzą el-Baradeia, dojdzie do władzy.

Prezydent Mohamed Mursi nie odpuścił nawet w obliczu ultimatum. Był pewny siebie do końca, mówił o przeciwstawieniu się zamachowi stanu oraz legitymizacji, która dysponuje. Dopiero w końcówce ogłosił możliwość powołania przejściowego rządu, jednakże nie był z nikim dogadany. Na pewno teraz nie pije szampana…

Nowa władza, stare i nowe problemy

They are racists” – tłumaczył mi rok temu w Egipcie jeden z właścicieli restauracji tłumacząc, czemu nie lubi Bractwa Muzułmańskiego. Na pewno mniejszości narodowe i laicka opozycja miały poważne obawy dotyczące konstytucji, która już w drugim artykule odsyłała do Koranu jako źródła legislacji. Z drugiej jednak strony zadbano o zawarcie wolności wyznania czy słowa w tymże dokumencie, więc powody tak gwałtownej reakcji mogą być dwa.

Pierwszy z nich to niepewność sposobu wykonywania konstytucji. Prawo można interpretować różnie, ale sytuację podgrzały działania mające na celu ograniczenie możliwości sądów. Mniejszości oraz przeciwnicy polityczni Bractwa czuli się w tych warunkach zagrożeni.

Drugi powód dotyczy sposobu uchwalenia – konstytucja, akt zasadniczy, został napisany przez jedno ugrupowanie i przegłosowany bez próby osiągnięcia konsensusu w tej sprawie. Sposób uchwalenia tak ważnego dokumentu musiał mieć znaczenie, a determinacja Bractwa Muzułmańskiego i jego zwolenników jedynie zaostrzyła spór i pozbawiła strona choćby minimalnego zaufania. Najbardziej tragiczny – dla prezydenta Mursiego – jest to, że doprowadzenie do zawieszenia broni w Strefie Gazy wykorzystał na wydanie dekretu, który spowodował kryzys, a gdyby tego nie zrobił, mógłby zdyskontować sukces egipskiej dyplomacji.

Starym problemem, który jest faktyczną, główną  przyczyną protestu jest kryzys gospodarczy. Egipt Mubaraka pogrążony był w kryzysie, Egipt wojskowych również, a Egipt Mursiego tez nie uniknął tej przykrej konsekwencji. Wysokie bezrobocie, inflacja, zwłaszcza dramatycznie rosnące ceny żywności i niskie płace powodują, iż ludzie protestują, gdyż otrzymali narzędzie, w dodatku dosyć skuteczne, do pokazywania swojego niezadowolenia. Inwestycje spadły o 13%, wzrost PKB wyhamował do 2,5% (a mówimy o kraju o olbrzymim potencjale!), a w 2011 wskaźnik ubóstwa wynosił w Egipcie ponad 25%. Słusznie zauważa Patrycja Sasnal z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, że nowa władza, jeżeli chce poprawić sytuację, zmuszona będzie do niepopularnych reform, a to może stworzyć zaklęty krąg protestów.

Nowym problemem będzie podział społeczeństwa. W czasach autorytarnych rządów Mubaraka już ten problem występował, ale teraz jest przecież mowa o „demokratycznym Egipcie”, „demokratycznych wyborach” itd. Jak widać, demokracja nie jest lekiem na całe zło i wojsko postanowiło „poprawić” wyniki. Trzeba jednak pamiętać, że choć odsunięcie Bractwa było dla wojska bardzo proste, lecz tamta władza w istocie legitymizacją dysponowała. Trudno przypuszczać, aby jednostronne, siłowe odsunięcie władzy nie pogłębiło konfliktu społecznego. Bractwo było potężne nawet w czasach, gdy było nielegalne, a co dopiero w nowych warunkach?

Świat jak zwykle zaskoczony

Prezydent Stanów Zjednoczonych jeszcze w dniu zamachu stanu przez telefon rozmawiał z absolwentem amerykańskiej uczelni i przy okazji prezydentem Egiptu, Mohamedem Mursim. Po zamachu prezydent Obama ogłosił, iż Stany Zjednoczone rozważą kwestie pomocy wojskowej dla Egiptu. W praktyce jednak Waszyngton nie ma wyboru – musi uznać tę zmianę, nikt Mursiemu władzy już nie odda. Oczywiście, mogą zostać zorganizowane kolejne demokratyczne wybory w celu eleganckiego załatwienia sprawy, ale Stanów Zjednoczonych nie stać na stracenie Kairu. Zwłaszcza że egipskie wojsko to w istocie element proamerykański. Wojskowi zakochani są w czołgach typu Abrams, wychowani są na amerykańskich pieniądzach i przechodzili szkolenia na amerykańskich uczelniach. Dziwne, że w takich warunkach Amerykanie dali się zaskoczyć niczym polscy drogowcy.

Pomimo tego, iż oficjalnie Izrael się do tego nie przyzna, to taka zmiana powinna ucieszyć premiera Netanjahu. W Bractwie od zawsze widziano zagrożenie, nawet pomimo umiarkowania prezentowanego przez prezydenta Mursiego (zapewnienia o utrzymaniu granicy, pomoc w rozwiązaniu konfliktu w Strefie Gazy). Generałowie egipscy kierują się siłą i o sile pamiętają. Można więc po nich spodziewać się racjonalności.

Oburzony jest za to turecki premier Erdogan, którego z Bractwem łączyły przyjazne stosunki, a jednocześnie który sam z niepokojem od zawsze spoglądał się na wojskowych. Bractwo chciało zrobić z wojskiem to samo, co Erdogan w Turcji, jednakże w Egipcie okazali się silniejsi i to Mursi przeszedł na przedwczesną emeryturę.

Ciekawe – i pragmatyczne – stanowisko zaprezentowała Polska. Z jednej strony polski MSZ „z troską” przyjęło informacje o zawieszeniu konstytucji i odsunięciu Mursiego, a z drugiej oświadczyło, że „działania nowych władz powinny zakładać udział w procesie politycznym przedstawicieli szerokich grup społecznych i wszystkich ugrupowań politycznych”. Polacy uznali więc nowe władze Egiptu, co w obecnej sytuacji wydaje się jedynym sensownym posunięciem.

Egipt czeka wyjątkowo upalne lato…