Shinzo Abe wraca do gry. Co czeka Japonię?

Shinzo Abe, który przed 5 laty zrezygnował z funkcji premiera Japonii, ponownie staje na czele rady ministrów i ma przed sobą jeszcze większe wyzwania niż poprzednio.

Japonia w stagnacji. Flickr: just.Luc
Flickr: just.Luc

Za wcześnie skreśliłem Shinzo Abe, konserwatywnego polityka z japońskiej Partii Liberalno-Demokratycznej  (LDP), gdy we wrześniu 2007 roku zrezygnował, po 365 dniach, z funkcji szefa rządu Cesarstwa Japonii. Jego rządy to czas chaosu, skandali, dymisji i – na koniec – problemów zdrowotnych, które zmusiły go do rezygnacji. Teraz ponownie staje na czele rady ministrów. Wyzwania, przed którymi stanie, wcale nie są mniejsze niż sześć lat temu.

Przełamać stagnację gospodarki

Głównym problemem każdego rządu Japonii od ponad dwóch dekad jest stagnacja gospodarcza. Cesarstwo zyskało już miano Kraju Więdnącej Wiśni. W latach 80. Tokio było u szczytu potęgi, a Amerykanie obawiali się, czy Japończycy ich nie wykupią. Później giełda się załamała i od tego czasu – do dziś – nie odbiła, pogrążając się w szarości. W drugim i trzecim kwartale bieżącego roku gospodarka skurczyła się – odpowiednio o 0,5% i 0,9% – co oznacza recesję.

Produkcja przemysłowa spada (na co wpływ mają także kłopoty w relacjach z Chinami, głównym partnerem handlowym Japonii), dług publiczny przekroczył 200% PKB (większość to zadłużenie wewnętrzne, co pozwala krajowi funkcjonować), deficyt budżetowy jest ogromny, a mocny jen utrudnia życie eksporterom. Dawna potęga eksportowa dziś więcej sprowadza niż wysyła za granicę. Na plus należy zaliczyć drugie w świecie rezerwy finansowe, przekraczające bilion dolarów i wciąż bardzo silny sektor przemysłowy (od motoryzacji po nowoczesne technologie).

Gospodarka wymaga reform i dostosowania nie tylko do dzisiejszych trendów i realiów, lecz także do pogarszającej się sytuacji demograficznej. Społeczeństwo japońskie dynamicznie się starzeje, rośnie rzesza emerytów, a kurczy się siła robocza. Japonia stosuje politykę będącą mieszanką protekcjonizmu z wolnym rynkiem (charakterystyczne dla Azji), co w oczywisty sposób przekłada się na kontrasty – innowacyjny przemysł wysokich technologii to obiekt zazdrości całego świata, ale niewydolne usługi i rolnictwo to powód do wstydu dla trzeciej potęgi gospodarczej świata.

Niewielkie szanse na sukces

Mało prawdopodobne, aby Shinzo Abe (na zdjęciu powyżej) i jego LDP poradzili sobie z wyzwaniami gospodarczymi. Pierwsza kadencja Abe zakończyła się jego kompromitacją, a formacja polityczna – dzierżąca stery władzy przez zdecydowaną większość czasu od zakończenia II wojny światowej – nie wygląda na zdolną do przeprowadzenia poważnych zmian. To skostniała partia władzy, skupiona na ochronie interesów pewnych grup społecznych (w tym rolników oraz zwolenników wielkich wydatków na infrastrukturę, które często okazują się finansowaniem przysłowiowych mostów donikąd).

Powrót Abe oznacza odsunięcie od władzy Demokratycznej Partii Japonii (DPJ), która zadziwiła obserwatorów swoim sukcesem wyborczym w 2009 roku. Przełamała wówczas hegemonię LDP, a jej lider – Yukio Hatoyama – był powiewem świeżości na stetryczałej scenie politycznej w Tokio. DPJ szybko straciła poparcie, a sam Hatoyama musiał zrezygnować z premierostwa po mniej niż 300 dniach. W pamięci wyborców pozostanie jako ten, który podczas kampanii obiecywał usunięcie amerykańskich żołnierzy z baz na wyspie Okinawa, a będąc u władzy szybko ten plan zarzucił (swoją drogą Obama zarzucił zamknięcie więzienia w Guantanamo i wielkiego problemu nikt z tego nie robi, ale taka już specyfika japońskiej polityki – w niej wyborcy i sondaże szybko odwracają się od liderów). Jego następcy również nie cieszyli się większą popularnością. Przedterminowe wybory sprzed kilku tygodni przywróciły LDP do władzy, wymiatając większość z ponad dwustu deputowanych DPJ.

Uspokoić chińskiego smoka

Drugim wyzwaniem, przed którym stanie Shinzo Abe, są skomplikowane relacje z Chinami. Ostatni spór o wyspy Senkaku/Diaoyu kwitnie, tzn. cyklicznie jesteśmy informowani o posunięciach którejś ze stron, które są wymierzone w przeciwnika. Na razie może to wyglądać jak przekomarzanie się dzieciaków w piaskownicy, ale potencjał tego konfliktu jest bardzo poważny. Wpisuje się on bowiem w szerszy problem roszczeń terytorialnych Chin na obszarach morskich i integruje w ten sposób część państw bloku ASEAN (m.in. Wietnam, Filipiny, Brunei) oraz Japonię i Tajwan. Swoje trzy grosze dorzucają Stany Zjednoczone, sprzeciwiające się chińskiej dominacji i walczące o azjatyckich sojuszników.

Jak już zostało powiedziane, Chiny są głównym partnerem handlowym Japonii i powodzenie japońskich eksporterów w dużej mierze zależy od stanu relacji chińsko-japońskich. Chiński konsument jest gotowy, w ferworze nacjonalistycznego uniesienia i nagonki na Japonię (a ta ma w Chinach bardzo złą prasę, na co zasłużyła podczas wojny w latach 30. i 40. ubiegłego wieku) bojkotować japońskie produkty. Shinzo Abe musi więc uspokoić nastroje i przywrócić korzystny klimat dla biznesu. Z drugiej strony, nie może okazać słabości w sporze terytorialnym z Chinami. Ustępstwa mogą kosztować go stanowisko, a na pewno nie wracał na szczyt po to, by znowu szybko z niego spaść. Trzeciej szansy już nie dostanie. Czy uda się powściągnąć dość zaczepne działania i retorykę po obu stronach i przejść do jakiejś formy dialogu?

Bliżej z Ameryką – stary sojusz nie rdzewieje

Szansą na uspokojenie sytuacji jest przywrócenie bliższych relacji ze Stanami Zjednoczonymi (priorytet Abe i LDP), zaniedbanych nieco przez trzy rządy DPJ. Japonia zdaje sobie sprawę, że w obliczu ewentualnego zagrożenia ze strony Chin warto mieć Wujka Sama po swojej stronie. Abe chciałby także zmienić konstytucję i umożliwić krajowi posiadanie normalnej armii (a nie kadłubka w postaci Sił Samoobrony – z drugiej strony, wiele państw chciałoby mieć tak dobrze wyposażony i silny „kadłubek” sił zbrojnych). Wątpliwe, by udało się to osiągnąć, bo procedura zmiany ustawy zasadniczej jest dość skomplikowana. Co więcej, temat jest drażliwy społecznie. Abe zamierza odwołać decyzję o rezygnacji z atomu w energetyce (bezpieczeństwo energetyczne, stabilność dostaw, cena energii), co również jest bardzo kontrowersyjne i zapewne wystarczy włożyć tylko jeden kij w mrowisko.

Wracając do polityki zagranicznej, Abe powinien zmierzać w kierunku poprawy relacji z Koreą Południową. Nierozwiązane sprawy z okresu II wojny światowej oraz spór terytorialny o wyspy Dokdo/Takeshima utrudniają bliższą współpracę. Tymczasem Korea Płd. to naturalny sojusznik Tokio w obliczu coraz bardziej asertywnych i pewnych siebie Chin. Oba kraje łączą także Stany Zjednoczone i ich militarna obecność na terytorium koreańskim i japońskim.

Jakby tego było mało, Japonia stoi przed wyzwaniem z dziedziny dyplomatyczno-ekonomicznej – czy angażować się w promowane przez Stany Zjednoczone porozumienie handlowe TPP (Trans-Pacific Partnership), czy wybrać Chiny i Koreę Płd. oraz bliższą współpracę z ASEAN (rozwijać istniejące partnerstwo).

Drugie otwarcie, nowe nadzieje, stare problemy

Całkiem sporo, jak na kraj, w którym bardzo trudno wykonać bardziej wyraziste posunięcie, na arenie wewnętrznej albo międzynarodowej. Czy Shinzo Abe osiągnie chociaż niewielkie postępy na którymś ze wskazanych odcinków? Czy Japonia nadal będzie tkwić w stagnacji, a w dyplomacji dryfować w głównym nurcie, nie odgrywając większej roli przy bardziej ważkich problemach?