Już ponad 300 osób zginęło w wyniku trwających od soboty izraelskich nalotów na Strefę Gazy. Administracja Busha obwinia Hamas o zaostrzenie konfliktu. Obama milczy. Przez świat arabski przetaczają się gorące protesty. Niewykluczone, że Izrael niedługo rozpocznie atak drogą lądową.
O takiej możliwości świadczy mobilizacja rezerwistów i rozmieszczenie jednostek opancerzonych w pobliżu granicy. Władze izraelskie oświadczyły w poniedziałek, że ich celem jest obalenie reżimu Hamasu. Będziemy sprzyjać dowolnemu innemu rządowi, który zajmie miejsce Hamasu – powiedział wicepremier Izraela.
Rzecznik Białego Domu, Gordon Johndroe, zapewnił, że przebywający w Teksasie prezydent Bush jest w kontakcie z władzami państw regionu. Stany Zjednoczone rozumieją, że Izrael musiał podjąć działania obronne – odpowiedział rzecznik zapytany o to, czy izraelskie naloty w odopowiedzi na ataki rakietowe Hamasu są usprawiedliwione. Prezydent Bush nie będzie się wypowiadał w najbliższych godzinach na ten temat. Milczy również Barack Obama. Jego główny doradca, David Axelrod, powiedział w telewizji NBC, że w Ameryce jest tylko jeden prezydent na raz i to on wypowiada się w imieniu Stanów Zjednoczonych. Obama jest informowany przez administrację Busha o rozwoju sytuacji.
![The bodies of five Palestinian siblings at a hospital morgue [AFP/Mohammed Abed] The bodies of five Palestinian siblings at a hospital morgue [AFP/Mohammed Abed]](http://usa2008.blox.pl/resource/Bodies_of_five_Palestinian_siblings.jpg)
New York Times przypomina, że podczas czerwcowej wizyty w Jerozolimie Obama opowiedział się zdecydowanie po stronie izraelskiej. David Axelrod powiedział CBS, że Obama dostrzega specjalną relację pomiędzy USA i Izraelem, ale zamierza zarówno ze stroną izraelską jak i palestyńską dążyć do ustanowienia pokoju. AFP przytacza słowa przyszłej sekretarz stanu, Hillary Clinton, która w czerwcu powiedziała, że Teraz i na zawsze, Stany Zjednoczone stoją po stronie Izraela.
Nie jest jednak jasne, czy Obama będzie tak silnym sprzymierzeńcem Izraela jak Bush – twierdzi Deb Riechmann z Associated Press. Powołuje się na słowa Jona Altermana, szefa Programu Bliskowschodniego w Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych w Waszyngtonie. Myślę, że Obama będzie wspierał Izrael, ale nieco mniej bezwarunkowo. Wyjdzie z założenia, że Izrael jest naszym sprzymierzeńcem, ale musimy spojrzeć na to z nowej perspektywy. Alterman stwierdził również, że władze izraelskie mogły rozpocząć naloty właśnie teraz ze względu na kalendarz polityczny Izraela i USA. W Izraelu 10 lutego odbywają się wybory, więc umiarkowani politycy mają okazję zaprezentować swoje twarde stanowisko wobec Hamasu. Z kolei za prezydenta Busha reakcja USA na zaostrzenie konfliktu była pewna, a więc łatwa do przewidzenia. Trudno o taką pewność w przypadku Obamy.